Artykuły

Historia współczesna

Tak, to już historia. Aniśmy się obejrzeli, kiedy zdarzenia, w których braliśmy sami nie tak dawno udział, stały się hi­storią. Jeszcze kilka lat temu "Kolumbowie" byli powieścią współczesną, którą czytaliśmy

nieledwie jak publicystykę, spieraliśmy się o nią, dyskutowaliśmy nad jej problemami i ich rozwiązaniami. Dziś pod­stawowe myśli tej książki wy­dają się właściwie bezsporne.

"Kolumbowie" są powieścią obrachunkową. Ale nie oba­wiajmy się tego słowa. Każdy okres życia narodu wymaga literackiego obrachunku, dania świadectwa prawdzie. Byleby tylko obrachunek odpowiadał naszemu poczuciu rzeczywi­stości, był zbliżony do prawdy historii - nikt nie będzie prze­ciw niemu protestował. Czas jest najlepszym sędzią zdarzeń i relacji o nich. Z pewnego dystansu możemy znakomicie ocenić to wszystko, co się stało i utwory, które opowiadają o tym.

Przedstawienie "Kolumbów" w Teatrze Powszechnym wy­kazało, że powieść Bratnego wytrzymała tę próbę czasu bardzo dobrze. Bieg zdarzeń poszedł w kierunku przewi­dzianym przez autora. Przy­czyniła się do tego procesu i w pewnym stopniu także po­wieść Bratnego. Pokazała bo­wiem tragedię pokolenia, które nie tylko narażało swe życie w walce z hitlerowskim okupantem, ale znalazło się także później na manowcach, w róż­nych ślepych uliczkach, z któ­rych tak trudno było trafić na szeroki trakt historii. Warunki były niesprzyjające, a wejście na słuszną drogę utrudniały nieraz nieuzasadnione podejrzenia i "czujność" nadgorliwych towarzyszy, jak również po prostu błędy władzy ludowej w okresie kultu jednostki i nie tylko wtedy. Bratny napisał o tym wszystkim otwarcie i mógł tak napisać w okresie, kiedy sama historia stworzyła optymistyczny epilog, pomyślne rozwiązanie tragicznego splotu z tamtych lat. Dziś nikt nie ośmieli się pomniejszać ofiar­nej walki żołnierzy AK, choć nie zmienia to przecież kry­tycznej oceny lekkomyślnych, tragicznych w skutkach, a nie­raz zbrodniczych błędów jej dowództwa.

Adam Hanuszkiewicz postą­pił bardzo słusznie sięgając po "Kolumbów". Brak nam sztuk mówiących o naszej najnow­szej historii. Niechże więc to zadanie spełnią adaptacje po­wieści. Nieprawdziwy obraz Powstania Warszawskiego dała "Ballada polska" Bohdana Drozdowskiego. Bratny sam je przeżył. Mógł więc dać świa­dectwo prawdzie. Nie było łatwe przeniesienie jego wielo­wątkowej powieści na scenę. Ale Hanuszkiewicz postąpił chyba słusznie, pisząc na kan­wie powieści własną sztukę.

Tak trzeba bowiem nazwać jego adaptacje i tak tylko warto transponować prozę dla potrzeb teatru. Otrzymaliśmy w rezulta­cie skrót historycznych wyda­rzeń, ujęty w ciąg krótkich, dynamicznych, świetnie zmon­towanych i szybko zagranych scenek, które składają się na wielką syntezę okresu. Nikt, kto przeżył te czasy sam, nie może pozostać na to przedstawienie obojętny. Ono wciąga, czasem wywołuje odruchy sprzeciwu, lub pragnienie pole­miki z twórcą spektaklu. To teatr polityczny, zaangażowa­ny, wobec którego widz musi zająć określone stanowisko. I jestem pewny, że również pokolenie, które nie przeżyło tych zdarzeń na własnej skó­rze, obejrzy ten spektakl z nie mniejszym zainteresowaniem. Dowie się bowiem z niego, jak to było, kiedy powstawała no­wa Polska i dowie się nie z martwych stron książki, czy szkolnej lektury i szkolnego podręcznika, lecz poprzez prze­życia żywych ludzi, ukazanych w tragicznych konfliktach.

Jestem przekonany, że każdy reagować będzie na dzieło Bratnego i Hanuszkiewicza inaczej, w zależności od włas­nych przeżyć, które muszą od­żyć w pamięci w czasie spek­taklu. Mnie podobała się naj­lepiej część pierwsza, zwarty, świetnie skonstruowany, wy­trzymany od początku do końca opis grupy młodych żołnierzy AK i jej przeżyć w czasie Powstania. Poczynając od zbiórki przed jego wybuchem, poprzez lekkomyślną decyzję dowództwa w sprawie jego rozpoczęcia, epizody walki i zachowania się ludności cywil­nej, stosunku do aliantów i Związku Radzieckiego, do Armii Ludowej i jej żołnierzy, nieszczęsny epizod przeprawy przez Wisłę i przyczółka Czer­niakowskiego, aż po znakomity obraz rzucania hełmów i kara­binów na pustą scenę, symbol upadku Powstania. Jest to chyba najlepszy, najbardziej wymowny fragment spektaklu. Druga część przedstawienia wydała mi się nierówna. Są w niej bardzo dobre sceny, obok słabszych, uproszczonych i nie­prawdziwych. Pierwsza część ma swoją dramaturgię, w dru­giej zabrakło takiej więzi konstrukcyjnej. Sprawy były też znacznie bardziej zawikłane niż ich obraz na scenie.

Mimo to i ta część spektaklu wywiera wrażenie, szczególnie historia majora Zygmunta, wepchniętego skutkiem nie­uzasadnionych podejrzeń w po­dziemie, oraz Jerzego tragicz­nej ofiary skrytobójczego mor­du, poszukującego tak żarliwie drogi do nowej Polski, a prze­cież zawieszonego w próżni mię­dzy frontami wojny domowej. Przedstawienie "Kolumbów" jest widowiskiem, w którym największą rolę odegrał inscenizator. Adam Hanuszkiewicz pokazał tu znowu swój lwi pa­zur, wykorzystując doświad­czenia telewizyjne, operując bardzo zręcznie światłami, ka­drując scenę, jakby kierował na poszczególne jej fragmenty oko kamery. Znakomicie wy­korzystane tu zostały zapad­nie, pozwalając rozegrać akcję sztuki w kilku poziomach. Powstaje w ten sposób złudze­nie wielopiętrowości sceny Teatru Powszechnego. Z jej głębi wychodzą żołnierze Pow­stania, jakby z piwnic, po schodach biegną na górę, za oknami widać jakby z sutere­ny buty i spodnie niemieckiego patrolu, lub rzekę przez którą przeprawiają się żołnierze Wojska Polskiego. Znacznie przyczynił się do sukcesu przed­stawienia jego scenograf Krzy­sztof Pankiewicz, projektując dekoracje proste, przestrzenne i bardzo funkcjonalne. Można było na ich tle rozegrać bardzo odległe od siebie przestrzennie sceny, zmieniając tylko płasz­czyzny gry, światła, w sposób płynny, bez żadnej przebudo­wy i zmian dekoracji.

W przedstawieniu uczestniczy prawie cały zespół Teatru Pow­szechnego. Sztuka nie daje wiel­kiego pola do popisu indywidual­nym solistom, jest raczej dziełem zbiorowym zgranego kolektywu. Na pierwszy plan wysuwają się jednak: GUSTAW LUTKIEWICZ w roli Jerzego i TADEUSZ JAN­CZAR, jako Olo. ZDZISŁAW MAKLAKIEWICZ zarysowuje dobrze sylwetkę Zygmunta, mówi jednak dość manierycznie tekst, zacierając niepotrzebnie niektóre repliki. Oficera AK gra SEWERYN BUTRYM, uosobienie pozytywnego bo­hatera. Pełną wdzięku bojowniczką Powstania jest IGA CEMBRZYŃSKA. Dzielną Niteczką jest EWA WAWRZOŃ, dość zewnętrznie po­traktowaną, krzykliwą Kryską - HANNA BEDRYŃSKA. Jest w tym przedstawieniu także kilka dobrze zagranych mniejszych ról. Więc JULIUSZ ŁUSZCZEWSKI, jako szlachetny, sympatyczny i mądry pułkownik Kosołapkin, JANUSZ BUKOWSKI (bardzo wyrazisty, sprężysty sierżant Sieradzki), EL­ŻBIETA WIECZORKOWSKA (ko­bieta z figurą) i TEOFILA KORONKIEWICZ (Pani z pieskiem), jak również JAN MAYZEL, EU­GENIUSZ ROBACZEWSKI, MA­RYLA PAWŁOWSKA, BOGDAN ŁYSAKOWSKI (żołnierze AK). Nie trzeba też zapominać o nie­wdzięcznych rolach "czarnych cha­rakterów". Zagrali je z umiarem i przekonująco: LESZEK OSTROW­SKI (spekulant Kosiorek), ED­MUND KARWAŃSKI (kapitan No­wicki) i TADEUSZ KAZIMIERSKI (red. Zaboklicki). Autentycznym milicjantem Ciurlukiem był ALEK­SANDER PIOTROWSKI. Genera­łem Drobnym był CZESŁAW JA­ROSZYŃSKI, który tylko wzro­stem przypominał pierwowzór tej postaci z powieści Bratnego. Nie­ciekawie wypadła też postać tytu­łowego bohatera powieści i spek­taklu - Kolumba. TADEUSZ CZECHOWSKI niczym się nie wy­różnił w tej roli. Ale to nie tylko jego wina. Tekst dawał mu bardzo niewielkie pole do popisu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji