Artykuły

Dramaty pokolenia

Ostatnim akcentem tegorocznego festiwalu było przedstawie­nie "Kolumbów", zrealizowane przez Teatr Powszechny z War­szawy. Książka Romana Bratnego zrobiła już niewątpliwą ka­rierę. Wzbudziła swego czasu falę gorących dyskusji, zaintere­sowania zarówno ze strony krytyki, jak i czytelników. Ta gorzka kronika okupacyjnych i powojennych przeżyć wczesnych roczników dwudziestych nie reprezentuje wprawdzie walorów dojrzałej syntezy, ale osiąga chwilami klimat przejmującego autentyzmu. Jest uczciwą próbą ukazania biografii pokolenia, którego udziałem stały się doświadczenia szczególnie okrutne, sytuacje wyboru szczególnie dramatyczne. W imieniu tej prze­cież generacji pisał kiedyś z bolesnym sarkazmem Tadeusz Borowski:

...Zostanie po nas złom żelazny

i długi drwiący śmiech pokoleń.

Adam Hanuszkiewicz zaadaptował powieść Bratnego w sposób świadomie jednostronny. Szukał w niej nie historycznego przekazu spraw okupacji, ale problematyki wyraźnie współczesnej. Dlatego materiał przeselekcjonował pod określonym kątem, ograniczając się do wyboru scen i wątków drugiego oraz trze­ciego tomu trylogii Bratnego (nawiasem mówiąc ten ostatni tom jest właśnie literacko najsłabszy).

Pierwsza część przedstawienia to reporterska, migawkowa, rozpisana na wiele planów relacja z Powstania Warszawskiego. Poprzedza ją prolog utrzymany w formii narracji, zaadreso­wany bezpośrednio do widowni, sugerujący w teatralnym uję­ciu tematu - konwencję wspomnieniową. Wydaje się, że ten retrospektywny punkt wyjścia - kreowanie sytuacji dramaty­cznych już z całą świadomością ich ostatecznego rezultatu - powinien mieć swoje stylistyczne konsekwencje. Powinien pro­wadzić nie tyle do naskórkowej rejestracji faktów, ile do choćby częściowej weryfikacji wewnętrznych reakcji i postaw. Jednakże zarówno książka, jak i jej adaptacja sceniczna nie dostarczają pod tym względem zbyt dużo ciekawego materiału. Toteż prolog spełnia tu rolę nie tyle świadomego elementu konstrukcji, ile raczej kokieteryjnego gestu. Później oglądamy bowiem ciąg scen o przede wszystkim zewnętrznej ekspresji, rozegranych w rytmie właściwie filmowym, z płynnością i dy­namizmem, ale dość nieumiarkowanych w efektach i na efekty zbyt natrętnie obliczonych. Inscenizator demonstruje tu dużą umiejętność montażu poszczególnych scen, sprawnie i w dobrym tempie przesuwa przed oczyma widzów taśmę zdarzeń, chwilami zawodzi go jednak zmysł selekcji, dyscyplina i takt artystycz­ny.

Hanuszkiewicz po prostu przeciąga strunę, mnożąc bez umiaru łatwe kontrasty, nadużywając języka zbyt jaskrawych zesta­wień i zbyt jednoznacznych point. Przedstawienie traci wtedy czystość tonu, tanieje, tragedia staje się melodramatem. Pate­tyczny obraz pogrzebu poety Dębowego, czy też grupy powstań­ców, śpiewających heroicznie pieśni przy akompaniamencie hu­ku bomb - oto przykładowe objawy szantażu emocjonalnego, który stosuje reżyser.

Wiąże się z tym wszystkim problem szerszy, szczególnie mocno występujący przy adaptacjach. Między prozą a dramatem istnieje bowiem zasadnicza różnica funkcji środków wyrazu. Powstaje pytanie, jaki znaleźć teatralny ekwiwalent dla opisu sytuacji najbardziej drastycznych i wstrząsających? Pośredniość narracyjna prozy w pewnym stopniu łagodzi ostrość prze­kazu. Natomiast prawa sceny wyjaskrawiają, niejako materializują każdą sytuację i w ten sposób stwarzają inne kryteria. Dlatego też nie jest rzeczą przypadku, że w zrealizowanych w teatrze adaptacjach "Cichego Donu" Szołochowa czy "Kamiennego świata" Borowskiego właśnie rozwiązanie scen szcze­gólnie drastycznych bywało zwykle najbardziej chybione. Po­zostaje chyba następująca alternatywa - albo maksymalne ści­szenie, oschłość i surowość relacji, albo konsekwentna konden­sacja ekspresji i "teatr okrucieństwa". Doświadczenia w tym ostatnim wypadku są jednak ciągle jeszcze bardzo nikłe. Re­żyser "Kolumbów" wybrał wyjście tylko powierzchowne. W nadmiarze i agresywności środków zagubił szansę rzeczy­wistej intensywności wizji scenicznej.

O ile w pierwszym akcie Hanuszkiewicz chętnie posługuje się układem scen zbiorowych, w małym stopniu indywidualizu­jąc postacie, o tyle w drugim - następuje pewna kameralizacja stylu. Bohaterami tej części przedstawienia są już wyraźnie Jerzy i Zygmunt - zasadzie możliwie najpełniejszej prezentacji ich losów podporządkowana została cała kompozycja innych wątków. W tej części spektaklu reżyser bardziej stara się o psy­chologiczne pogłębienie rysunku postaci, bardziej eksponuje dialogi, częściej operuje techniką "zbliżeń". Dzięki temu spek­takl nabiera klimatu pewnej refleksyjności, jego treści stają się ważniejsze od efektów. Mamy tu wszakże do czynienia z teatrem utrzymanym w konwencji publicystycznej, chwilami wręcz plakatowej. Stąd nieuniknione dążenie do skrótu sce­nicznego, do określonej schematyzacji w ujęciu tematu. Ta część przedstawienia ma wprawdzie charakter bardziej statycz­ny i dyskursywny, ale jednocześnie wydaje się teatralnie skromniejsza i bardziej klarowna.

Cały zespół zaprezentował dość różnorodny poziom aktorski. Bardzo skupiony i oszczędny w środkach był Gustaw Lutkie­wicz, kreujący rolę Jerzego. Jego słowom i decyzjom wierzyło się bez zastrzeżeń. Pełnowartościową robotę aktorską pokazali: Seweryn Butrym jako I Oficer i Stanisław Mikulski, który w sposób ujmująco naturalny zagrał "pozytywnego bohate­ra" - AL-owca Mecha. Świetnie, ze swobodą i poczuciem humoru zbudował też postać pułkownika Kosołapkina - Mariusz Dmochowski. Scenografia Krzysztofa Pankiewicza impo­nująco zwięzła, przemyślna i zarazem funkcjonalna.

Mimo zgłoszonych już zastrzeżeń uważam, że inscenizacja Hanuszkiewicza stanowiła godną uwagi propozycję teatru poli­tycznego, podjęła po raz pierwszy trudny i dramatyczny temat pokolenia Kolumbów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji