Artykuły

Wyspiański w Belfaście

Wesele jest jak survival, podczas którego zakochani miłością przezwyciężają rodzinne konflikty.

Rozmowa z Radosławem Rychcikiem, reżyserem spektaklu Wesele w Teatrze Śląskim, którego premiera już w piątek.

Marta Odziomek: Dlaczego para młoda na zdjęciu promującym spektakl ma na głowach kominiarki, a w rękach trzyma karabiny?

Radosław Rychcik: Kominiarki i karabiny są znakiem. Symbolizują pewien konflikt, który toczy się między dwoma zwaśnionymi rodzinami. Podobnie jak w Romeo i Julii Williama Szekspira. Pan młody jest przedstawicielem jednej rodziny, a panna młoda drugiej. Decydują się na wspólne spędzenie życia. Chcą być ze sobą i pragną pogodzić obie strony konfliktu. Mają nadzieję, że ta uroczystość, jaką jest wesele, pomoże zakopać topór wojenny .

Co jest powodem skłócenia tych dwóch rodzin?

Postanowiliśmy tym razem, że przeniesiemy akcję spektaklu do pubu w Belfaście, stolicy Północnej Irlandii, gdzie wciąż żywe są konflikty terytorialne i religijne. Kłócić się więc będą — w wielkim uproszczeniu — katolicy i protestanci mówiący po polsku, ale z irlandzkim akcentem.

W Weselu przecież nie ma nic o Irlandii Północnej.

Chcemy, korzystając z tekstu Stanisława Wyspiańskiego, przezwyciężyć go. Stwarzamy nowy, inny świat. Budujemy go w sferze wizualnej. Dopisujemy didaskalia i próbujemy je inscenizować. W Polsce wesele zawsze jest czymś innym, niż być powinno. To radosny rytuał, który w naszym kraju jest smutny, który bardziej poróżnia ludzi niż ich łączy. Być może wciąż lepiej czujemy się na pogrzebach, to prostszy scenariusz, mniej od nas wymaga. Wesele w Teatrze Śląskim nie pokaże tego właśnie znanego nam wszystkim obrazka, lecz skupi się na pokazaniu cudzej historii. Próbujemy wspólnie z aktorami postawić sobie proste pytanie - czy wesele może uratować skłócony naród? Młodzi w Irlandii Północnej wierzą, że tak. Powstało nawet Stowarzyszenie Małżeństw Mieszanych, które ma przyczyniać się do pojednania. I proszę sobie wyobrazić, że to działa.

Dlaczego akurat Północna Irlandia stała się tłem pańskiego Wesela?

Właściwie przez przypadek. Jadąc kiedyś pociągiem czytałem w Dużym Formacie fragment książki Aleksandry Łojek Belfast. 99 ścian pokoju, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. I pomyślałem sobie wtedy, że publiczność, która przyjdzie na Wesele mogłaby popatrzeć na tę sztukę nie jak na polską, ale na cudzą historię, osadzoną w innym kontekście. Północnoirlandzkim właśnie. I przez to — być może — lepiej doświadczyć własnej historii.

O czym ma traktować pańska realizacja?

O cudzie pojednania przez ceremonię wesela.

Będzie pan też dotykał „modnego" tematu terroryzmu?

Nie, nie bezpośrednio, choć nie można mówić o Północnej Irlandii nie mając w pamięci aktów terroryzmu w latach „Kłopotów". Młoda para jest tu raczej znakiem kochanków — buntowników, a nie terrorystów. Bliżej im do tradycji wywiedzionej z Romea i Julii. Chcąc być razem, muszą stoczyć swoją wojnę z resztą świata, który im na to wspólne bycie nie pozwala. W tym sensie każdy, najbardziej nawet osobisty gest bądź uczynek, nabiera znaczenia dla całej wspólnoty. Staje się istotny.

Wesele to test, survival, sprawdzian miłości młodej pary. Wesele to teatr miłości, dlatego młodzi muszą być odważni, stanowczy i lojalni jako para. Tylko w ten sposób ich jedyny argument, czyli miłość, może być przez wspólnotę wysłuchany. Ta jedna weselna noc to rytuał przejścia. Jeśli wyjdziemy z tego żywi i dumni z siebie, to istnieje szansa na stworzenie nowej historii. Bez pretensji wujów, ojców i dziadków.

Czy jakiś bohater jest w pańskim Weselu najważniejszy?

Nie. Tak, jak u Wyspiańskiego, kreślimy w sposób epicki portret zbiorowy pewnej społeczności. Choć — z drugiej strony — na pierwszy plan najbardziej wysuwa się gest pary młodej, który za nadrzędny cel stawia sobie pojednanie obu rodzin. Ich poczynania będą więc przez widza pilnie obserwowane. Po to, by mógł dowiedzieć się czegoś o sobie.

Dlaczego właściwie przebiera pan bohaterów w kogo innego i po co urządza pan im wycieczki do innych światów, nie mających nic wspólnego z rzeczywistością, w której zostali osadzeni przez autora?

Ponieważ rzeczywistość, w której zostali osadzeni przez autora nie istnieje już od dawna i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Jak to pani ujęła — to przebieranie bohaterów i urządzanie wycieczek do innych światów, to przecież jedna z wielu definicji tego, co nazywamy teatrem. Taki teatr pragniemy uprawiać.

Wcześniej reżyserował pan Dziady i Grażynę Adama Mickiewicza oraz Balladynę Juliusza Słowackiego. Dlaczego polski romantyzm i spuścizna po nim jest dla pana taka interesująca?

Na pewno zachwyca mnie kunszt poetycki wieszczów. Tu poeci pokazują nam świat. Mickiewicz, Słowacki, Wyspiański są przy tym wspaniałymi scenarzystami, którzy opowiadają nowoczesne historie. Poza tym, dramat romantyczny ma jeszcze jedną istotną cechę — jest bardzo ważny dla widzów teatralnych w Polsce.

A jak pan myśli, dlaczego?

Bo czyni nas na powrót wspólnotą. Bo w tych piosenkach znamy słowa.

Premiera Wesela odbędzie się w piątek 8 stycznia o godz. 19. Kolejne spektakle zaplanowano 9, 10, 12 i 13 stycznia na godz. 19. Bilety: 45-60 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji