KRONIKI KRÓLEWSKIE
"Sztuka jest z ducha, stwarza się, nie robi, a raz stworzona duchem, jest pewnikiem".
Stwarza się - nie robi. Słowa Wyspiańskiego wyjęte z "Not do Bolesława Śmiałego" pozwalają współczesnym twórcom teatralnym odstąpić od ścisłego trzymania się wskazówek samego poety i wprowadzać własną koncepcję artystyczną w oparciu o jego teksty. I byle to było "z ducha Wyspiańskiego" - jest dobre. Przykładem takiego pominięcia sugerowanych szczegółów inscenizacyjnych ale ożywienia poezji, stworzenia napięcia dramatycznego i nastroju wielkiej sprawy stała się ostatnia premiera w Teatrze Dramatycznym, składająca się z fragmentów dramatycznych i rapsodu Wyspiańskiego, objętych wspólnym tytułem "Kroniki królewskie". Premiera ta otwiera - godnie - serię spektakli jubileuszowych związanych z 100 rocznicą urodzin poety (15. I 1869). Walczą o lepsze: wizja plastyczna i słowo.Wspaniałe dekoracje Jana Kosińskiego, syntetyczne a majestatyczne, wyznaczają zmieniające się miejsca akcji, a równocześnie uzmysławiają drugi plan widowiska, uogólnienia poetycko-historiozoficzne, myślową i artystyczną drogę Wyspiańskiego, znaczoną piórem poety-dramaturga i pędzlem malarza.Olbrzymie królewskie wrota z wykutymi orłami, zarys katedry wawelskiej, witraż Kazimierza Wielkiego, według kartonu Wyspiańskiego, różnorodne w kolorycie a oszczędne zasłony, kilka prostych rekwizytów, ekran z malowidłem Matejki - doskonale zestrojono z zamysłem reżysera (Ludwik René),który jest twórcą układu tekstów i jasno przeprowadzonej myśli całości spektaklu. Strofy rapsodu "Kazimierz Wielki" otwierają przedstawienie, przeplatają poszczególne części i kończą rzecz silnym akordem. Fragmenty dramatów "Król Kazimierz Jagiellończyk", "Zygmunt August", "Jadwiga" ukazują Polskę. Polskę na tle dramatycznych wewnętrznych konfliktów, w ważkich chwilach tworzenia, krzepnięcia i dorastania do swej wielkości. Wielkości bytu państwowego, i jeszcze mocniej akcentowanej wielkości moralnej narodu i jego przywódców, która świadczy się ofiarą, stałością, siłą woli, wielkodusznością wobec innych, postawą braterstwa i swobody. Królewski ród - od bohaterskiego "tak" Jadwigi poprzez z trudem ścierające się antagonizmy panów polskich i litewskich władców, poprzez tragiczne osobiste dzieje Zygmunta, aż do chlubnego aktu Unii - budował mocny fundament ojczyzny, nadawał jej wymowny kształt i oblicze. Ale gdy po latach zdejmowano wieko trumny Kazimierza Wielkiego, Polacy szli już tylko posępni, żałobni,zapatrzeni w dawno minioną świetność. Domyślamy się zaś ciężaru jeszcze gorszych czasów. Z biciem dzwonu Zygmunta, w muzyce, miesza się echo salw, a żałobne cienie chylą się jakby pod murem straceń. Reżyser zbuntował się razem z Wyspiańskim przeciw czarowi polskich grobów. Wprowadził Geniusza z "Wyzwolenia" po to, aby go obalić końcowym, mocnym:
"rzuciłem w mówcę młot, że piersią bryznął i padł - a naród obaczył się wolny".
Słowa te wypowiada prowadzący przedstawienie Rapsod (Z.Zapasiewicz). Recytuje, z wewnętrznym zaangażowaniem, ale z umiarem, mocno, jasno podkreśla sens i piękno poetyckich wierszy. Świetną rolą zafascynował I.Gogolewski jako Zygmunt August. Młodzieńczy, żarliwy, żywiołowy, liryczny ale nie miękki, rosnący stałością, siłą przekonania, potem cierpieniem i mądrą służbą narodowi. Żagiel, w który tchnie potężny wiew historii. Barbara (Z. Rysiówna), kontrastująca z młodzikiem dojrzałością kobiecą, zastosowała subtelniejszy odcień gry, odbiegając od tradycyjnych koncepcji przesłodzonych wizerunków królowej. Najbardziej odpowiadała mi osobiście jej skupiona interpretacja w scenie śmierci, a pożegnalne "dobranoc królu Auguście" - brzmiało czysto i wzruszająco. Wyrazistą, zdecydowaną sylwetkę popędliwego, upartego, nieufnego Litwina, Kazimierza Jagiellończyka, zarysował R. Pietruski, a T. Bartosik w roli Zbigniewa Oleśnickiego stworzył plastyczną postać kardynała-polityka, z cechami zapowiadającymi już człowieka Renesansu. Fragment "Jadwigi" nie zafrapował i nie wbił się w pamięć. Nie dostało aktorskiej indywidualności królowej. Bezsprzeczne walory spektaklu to: kilka bardzo dobrych kreacji aktorskich i wyrównany poziom zespołu, świetna scenografia, doskonała reżyseria, której zasługą jest ostre tempo przedstawienia, napięcie sytuacji, kontrast nastroju poszczególnych scen i kontrastowe zestawienie postaci wyraźnie zindywidualizowanych, dynamizm scen zbiorowych (np. Sejm w Piotrkowie), właściwy zestrój elementów wizualnych i troska o tekst. Wyspiański w potędze wizji i w nastroju był obecny w teatrze, a to wiele.