Artykuły

KRONIKI KRÓLEWSKIE

Ludwik René przygotował spektakl, złożony z fragmentów twórczości Wyspiańskiego. Został on przez Renégo wystawiony w Teatrze Dramatycznym m. War­szawy, w związku ze stuleciem urodzin poety. Myśl - z wielu względów interesująca. Gdy w 1905 roku autor "Wese­la" zgłosił swą kandydaturę na dyrektora sceny krakowskiej, przygotował plan repertuarowy. Było tam sporo wielkiego drama­tu polskiego, Molier i klasyka francuska. Oczywiście - i Szek­spir, którym się Wyspiański za­czytywał od dawna. Między in­nymi snuły mu się po głowie "Kroniki królewskie". Ale w tym momencie pomyślał, że można by napisać podobne "Kroniki", za­czerpnięte z historii polskiej. Na­pisał kilka scen, lecz teatru kra­kowskiego nie otrzymał. Pracy nad "Kronikami" zaniechał. Po­zostały tylko fragmenty. René postanowił zapewne od­być drogę - od pozostawionych cząstek do przypuszczalnego zamysłu! W ostatnim roku życia napisał Wyspiański - jakby "dalszy ciąg" swych "Kronik": dramat o Zygmuncie Auguście. Pierwotnie miał to być utwór o śmierci Barbary. Z wolna się rozrósł i przetworzył w dramat o doli człowieczej. Ale coś z pomysłu "Kronik" - pozostało. Lektura źródeł i monografii historycznych dostarczała pożyw­nego pokarmu. Jak jednak spoić to wszystko w jedną całość? Re­né wpadł na wartościowy po­mysł, by elementem wiążącym uczynić Kazimierza Wielkiego z poematu rapsodycznego pod tym tytułem. Ostatni z Piastów, stał się przewodnikiem po państwie Jagiellonów. Kazimierz, którego nazwano Wielkim, był tym co kładł fundamenty pod przyszłą Polskę Złotego Wieku. Kazimierz dokończył dzieło, które zaczął je­go ojciec, Łokietek: scementował jedność Państwa po dzielnico­wych podziałach. Słusznym więc jest pomysł, że narrator Rap­sodu rozpoczyna i kończy spek­takl, że w nim uczestniczy. Przy­padek sprawił, że właśnie w dniu urodzin Wyspiańskiego, 15 stycz­nia 1869, odkryto w katedrze wa­welskiej prochy Kazimierza. Po­nowny pogrzeb - po tylu wiekach - miał być nawiązaniem do wielkiej tradycji! Gdy więc dziś wspominamy datę urodzin Wyspiańskiego - przypomnienie rapsodu o Kazimierzu Wielkim wydaje się cenne.

W realizacji pomogła wyob­raźnia scenografa spektaklu, Ja­na Kosińskiego. Na wstępie wi­tają widza olbrzymie odrzwia, kojarzące się z Wawelem, Kate­drą i z gotycko-renesansowymi wizjami poety. Odrzwia te są as­cetyczne w swej budowie, jed­nolite - a równocześnie oszała­miająco bogate. Wchodzi na proscenium Zbig­niew Zapasiewicz i daje znak otwarcia bramy; rozsuwają się odrzwia i w półmroku dostrzec można witraż przedstawiający Kazimierza Wielkiego. Na tym tle mówi Zapasiewicz pierwsze stro­fy Rapsodu. Mówi słowem rzeź­bionym; głosem opanowanym, dźwięcznym i precyzyjnym w ukazywaniu myśli poety. Wielkość króla Kazimierza nie pozwala mu na pośmiertny spoczynek. Idea, którą reprezentuje, musi bowiem odnawiać się poprzez wieki, jak ziarno owocujące w ziemi. Widać to w dalszym ciągu spektaklu. Lęk przed ponownym rozbiciem Państwa każe Kazi­mierzowi Jagiellończykowi - brutalnie wydziedziczyć ambit­nego kuzyna. Ale to może dopro­wadzić do samowoli. Gwałtow­ność Jagiellończyka, granego przez Ryszarda Pietruskiego, jest zapewne pozorem, pod którym kryje się głębsza intencja. Tak by wynikało z zaskakującej od­powiedzi, którą przeciwnik kró­la, Zbigniew Oleśnicki daje swe­mu powiernikowi, Długoszowi. Gdy dwie koncepcje się ze sobą ścierają nieubłaganie - cóż z tego może wyniknąć? Wojna domowa, przypuszcza naiwny politycznie Długosz. Nie - poli­tyka, odpowiada Oleśnicki, mając na myśli ową grę taktyczną, któ­rą politycy prowadzą. Ta świet­nie napisana replika zawiera jed­ną z zasadniczych myśli utworu. Wydobyto ją w spektaklu, choć Tadeusz Bartosik w grze swojej, zbyt może podkreśla "dobroduszność" Oleśnickiego: przydałaby się tu może odrobina zimnej gry i spokojnego manewru. Poprzedzona kilku strofami "Kazimierza Wielkiego", rozpo­czyna się teraz rzecz o Zygmun­cie Auguście. Przewija się głębo­ka myśl o osobistym szczęściu, które stanowi skarb bezcenny na­wet wtedy, gdy się to szczęście skończyło bezpowrotnie. Ignacy Gogolewski staje się, jako Zyg­munt August, głównym bohate­rem tej części spektaklu. Mimo przeszkód, które dlań stanowiła ograniczona skala głosu i nerwo­wy sposób traktowania frazy, Gogolewski stworzył rolę dużej miary. Jej cechami są różnobarwność i - konsekwentny rozwój. W pierwszej scenie ruchliwy jak żywe srebro, wesoły i zapalczy­wy, przeciwstawia ufność swego temperamentu, skłonnej do pe­symizmu Barbarze. Ogłoszenie małżeństwa, poprzednio zawarte­go, zostało przez Gogolewskiego potraktowane jak - publikacja edyktu. Król jeszcze nie przewiduje sprzeciwów. Wielki konflikt wybuchnie w scenie sejmu piotrkowskiego. Wo­jewoda Kmita (dobrze zarysowa­ny przez Zygmunta Kęstowicza) - prowokuje króla obelżywymi słowami o Barbarze. Cel zostaje osiągnięty. Zygmunt odbiera głos wojewodzie, mobilizuje przeciw sobie opinię. Ale umie sytuację opanować, przeciwstawić argu­mentom senatorów - ważkie ra­cje moralne, sprawę wierności zobowiązaniom. Z wolna zaczyna sobie zyskiwać sojuszników: Go­golewski to podkreśla gestami uznania i sympatii wobec miłych sobie mówców. W pewnej chwili zdejmuje z głowy koronę, zstę­puje z tronu. Tekst utworu tę zmianę sytuacji zaznacza, ale spektakl nadaje jej nowy sens: król w tej chwili przemawia jak zwyczajny człowiek. Senatorowie nie chcą jednak przyjąć tego do wiadomości. Na klęczkach proszą króla o zmianę decyzji! Podsu­wają mu pamflet napisany przez Orzechowskiego: "De obscuro regis matrimonio". Gogolewski z odczytania tego pamfletu czyni kulminacyjny punkt dramatu. Przebiega całą gamę uczuć, od zachwytu nad polską mową zdol­ną wyrazić najpiękniejsze spra­wy - po szok rozczarowania, oburzenia, szyderstwo i gniew. Doprowadza senatorów do ujaw­nienia źródeł inspiracji. W dal­szych scenach Gogolewski ukazu­je gwałtowne narastanie rozpa­czy po śmierci Barbary, bliskie szaleństwa. Doprowadza to jednak do "ocknięcia się" i przezwycięże­nia. Król przygotowuje dzieło Unii Lubelskiej, co pozwala inscenizatorowi na retrospekcję: dzięki fragmentowi dramatu o Jadwidze możemy pojąć, jak się zaczęło dzieło, którego akt lu­belski stanowi - punkt szczyto­wy. Lecz sposób, w jaki Zygmunt sławi znaczenie owej Unii daje asumpt do rozwiązania nowej perspektywy. Słowa o Królestwie Bożym, kończące przemówienie króla, przypomi­nają - że Wyspiański w po­przednich swych utworach z mesjanizmem polemizował: tu więc wpleciono przemówienie Geniu­sza z III aktu "Wyzwolenia". Mon­taż kończy się strofami "Kazi­mierza Wielkiego", zawierający­mi polemikę z mesjanizmem. Jak wspominałem ciekawa myśl inscenizatora spotyka się z ideami scenograficznym Kosińskiego, osiągnięciami aktorów i pięknymi

- szczególnie w scenie sejmowej

- propozycjami twórcy kostiu­mów, Ali Bunscha. Można by wy­suwać zastrzeżenia co do szcze­gółów (np. trochę sztucznego po­wiązania partii końcowych i nie­zbyt jasno uzasadnionego sensu interludiów komediowych). W ca­łości jest to jednak spektakl wybitny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji