Artykuły

Na złe spektakle nas nie stać

Z ministrem kultury jesteśmy zgodni, co do tego, by w przyszłości nie dochodziło do dwugłosu na tematy artystyczne. Każdy dyrektor, który będzie chciał spełniać swoje ambicje programowe, będzie w konflikcie z dyrektorem artystycznym. Treliński ma jasny obraz teatru i ja chcę jego programowi służyć - mówi KAZIEMIRZ KORD, dyrektor Opery Narodowej.

Adrianna Ginał: Po ponad miesiącu patowej sytuacji w Operze Narodowej, kiedy Pan, dyrektor muzyczny i Mariusz Treliński, dyrektor artystyczny, zgłosiliście wotum nieufności wobec dyrektora naczelnego Sławomira Pietrasa - minister kultury mianował Pana na naczelne stanowisko. Czy jest Pan zaskoczony?

Kazimierz Kord: Nie. Długo rozmawialiśmy z ministrem i uzgodniliśmy, że w tej chwili najważniejszą sprawą jest uspokojenie sytuacji w Operze Narodowej, a nie wprowadzanie do niej nowych osób.

W ubiegłym roku pojawiła się obsada marzeń sceny narodowej: Pietras - świetny menedżer, Pan - doświadczenie i wiedza muzyczna, Treliński - talent reżyserski. Wszyscy się cieszyli, że będzie to triumwirat, który uchroni molocha przed zgubą. Co się stało?

Wydawało się, że to powinno dobrze funkcjonować. Zastanawiam się, czego dyrektorowi Pietrasowi brakowało? Nie mam pojęcia. Miał zabezpieczoną stronę wizualną, muzyczną. Powinien był czekać na rezultaty. Tymczasem powstał taki typowy "polski konflikt na żaden temat". Ostatnie tygodnie były już bezsensownym przeciąganiem liny. A to jest szkodliwe dla pracy w każdym teatrze.

Kością niezgody między panami był m.in. program artystyczny Trelińskiego?

Dyrektor Pietras zgodził się na funkcję menedżera, organizatora finansowego i administratora - człowieka zabezpieczającego fundusze na realizację programu, który z kolei zaproponował Treliński. Był do niego, podobnie jak i ja, nastawiony entuzjastycznie. Zmienił zdanie.

Dyrektora Pietrasa poparły związki zawodowe, których jest bodaj z pięć w Operze...

Chcę się spotkać z nimi i wyjaśnić im sens naszego działania, którego zdaje się do tej pory nie zrozumiały. Zostaliśmy powołani do tego, by realizować wizję artystyczną zaproponowaną przez Mariusza Trelińskiego. Ona stanowi oś programową Sceny Narodowej. Zresztą, po raz pierwszy, od kiedy pamiętam, ta scena ma sensowny, ambitny i pomyślany na kilka lat naprzód program. Wkrótce mamy premierę "Cyganerii" Pucciniego, którą realizujemy wspólnie z Trelińskim, po raz pierwszy przyjeżdża do nas, 18 lutego, światowej sławy dyrygent Marc Minkowski, z którym zamierzamy współpracować. W dalszych planach jest premiera "Czarodziejskiego fletu" Mozarta, w reżyserii i scenografii największego dziś wizjonera sceny operowej - Achima Freyera. W ten sposób staramy się wypełniać misję sceny narodowej na najwyższym poziomie, na jaki nas stać.

Kiedyś przejmował Pan kierownictwo w Operze Krakowskiej, gdy przedstawienia spadały z afisza, bo na widowni nie było... widowni. Na Pan spektakle robione nie za tak wielkie, jak dziś środki, z Szajną, Kantorem, zaczęły przychodzić tłumy. Czy te doświadczenia można dziś wykorzystać?

Dobry teatr to nie tylko kwestia środków, ale przede wszystkim zapału twórców. W Krakowie spotkałem się z ogromnym entuzjazmem dla tego, co proponowałem. Miałem też naprawdę wybitnych realizatorów. Teraz w ogóle w teatrze są inne czasy.

Jest dylemat, i to podkreśla się stale w związku z Operą Narodową, czy robić teatr elitarny, czy dla mas.

Trzeba zachować równowagę. Nie można ze sceny narodowej robić teatru eksperymentalnego, ale również zbyt konwencjonalnego. To teatr mający obowiązki sceny narodowej.

Kolejni dyrektorzy rozumieli je tak: im mniej przedstawień, tym oszczędniej.

Nie można tak rozumować, bo w istocie powinniśmy dążyć do tego, by było jak najwięcej przedstawień, doskonale zrealizowanych, by przyciągały publiczność. Nawet, jeżeli mielibyśmy proponować - co sugerował dyrektor Pietras - jakieś polskie pozycje, to tylko świetnie zrobione.

Przyznajmy, że polska opera nie jest zbyt atrakcyjna dla publiczności.

Naturalnie na scenie narodowej powinna być prezentowana muzyka polska, w maksymalnie atrakcyjnej formie. Mariusz Treliński stworzył cykl "Terytoria" na kameralnej scenie, w którym jest miejsce na teatr elitarny, wyrafinowany. Takie "Carlew River" Brittena, które tam wystawiliśmy, to spektakl na światowym poziomie i takie rzeczy też trzeba robić.

Ewidentnie jest Pan zwolennikiem złotego środka?

Procent eksperymentu do pozycji nośnych musi być wyważony.

Teatr Wielki pochłania ogromne środki, ale mówi się, że Treliński obudził molocha do życia.

Na to, co możemy tu pokazać, wykorzystujemy mniej więcej 11 procent wszystkich funduszy. Czyli utrzymanie i obsługiwanie tego potężnego gmachu pochłania aż 89 procent naszego budżetu. Na działalność artystyczną pozostaje stanowczo za mało środków. Uważam, że zadowalające byłoby 25-30 procent.

Ale to scena, która dostaje z kasy państwa największą dotację, w minionym roku prawie 56 mln złotych.

Tylko ile to metrów do utrzymania? Czy to dobrze, czy nie, że mamy tak ogromną scenę - to ja już tego nie wiem. Ale im większy jest ten teatr, tym lepsze powinno być to "okno wystawowe" naszej sztuki. Na złe spektakle nas nie stać.

Objął Pan stanowisko do czasu wybrania nowego dyrektora naczelnego. Czy czuje się Pan dyrektorem tymczasowym?

Nie chcę być dyrektorem generalnym teatru, jednak stanowisko to przyjąłem, uważając, że taka jest potrzeba.

Kogo widziałby Pan na tym miejscu?

Człowieka, który potrafi dotrzeć do sponsorów i tak zabezpieczyć działalność teatru by te 25-30 procent środków pozostało na realizację programu. Wtedy teatr będzie tańszy. Z ministrem kultury jesteśmy zgodni, co do tego, by w przyszłości nie dochodziło do dwugłosu na tematy artystyczne. Każdy dyrektor, który będzie chciał spełniać swoje ambicje programowe, będzie w konflikcie z dyrektorem artystycznym. Treliński ma jasny obraz teatru i ja chcę jego programowi służyć. Ocenimy go po trzech latach, gdy skończy mu się kontrakt. W tej chwili to, co zaproponował, wypełnia i to ze znakomitym rezultatem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji