Artykuły

Bruk sięgnął ideału

NIE zabrakło odwagi - przy­znać trzeba - adaptatorom powieści Witolda Gombrowi­cza "Opętani" zrealizowanej na scenie Teatru Narodowego w War­szawie. Każda zresztą przeróbka sceniczna prozatorskich utworów tego pisarza jest poważnym ry­zykiem, ponieważ narzuca się za­raz porównanie z często granymi sztukami Gombrowicza. Jednak pokusa innego ukazania, także i dzieł prozatorskich autora "Opę­tanych" opanowała nasze teatry, o czym świadczy choćby udana inscenizacja "Trans-Atlantyku" w Teatrze im. Jaracza w Łodzi czy niezbyt udana "Ferdydurke" w Teatrze Studio w Warszawie.

Tym razem ryzyko było jeszcze większe, bo choć "Opętani" pod­dali się zabiegom adaptatorów - to jednak pamiętać warto, że po­wieść drukowana pod pseudoni­mem Z. Niewieski, w dwóch przedwojennych popołudniówkach kielecko-radomskim "Expressie Wieczornym" i warszaw­skim "Kurierze Porannym" zy­skała sobie opinię "powieści bru­kowej" podtrzymywaną zresztą i przez nielicznych krytyków - którzy się nią zainteresowali. Jej rehabilitacją zajęła się prof. Ma­ria Janion w szkicu "Forma go­tycka Gombrowicza" zaliczając "Opętanych" do gatunku tzw. po­wieści gotyckiej, uprawianej przez wybitnych twórców epoki romantyzmu.

Niewątpliwym walorem tego utworu jest, co już wielokrotnie podkreślano, istnienie w nim nur­tów i wątków korzystanych i rozwijanych w późniejszej twór­czości Gombrowicza. Zanim przej­dziemy już na teren teatru, war­to przypomnieć jak charaktery­zuje prof. Janion powieść goty­cką:

"Największa tajemnica, którą od­krywała i której dotykała była prze­wrotność losu i dwoistość natury ludz­kiej, najczęściej upostaciowana w bo­haterze i jego sobowtórze, objawiają­cą się w obłędzie, opętaniu, w niedającym się do końca racjonalnie wy­tłumaczyć nasileniu niemal nadprzy­rodzonym - rozpętanych złych in­stynktów i namiętności, zwłaszcza już erotycznych".

I tak powieść uważana za sen­sacyjny kicz, lekceważona przez samego autora urosła do rangi pozycji liczącej się w całym do­robku Gombrowicza. Czy autor byłby tym zachwycony. Wątpię. Znajdujemy w niej wprawdzie motywy pojawiające się w "Trans-Atlantyku" i "Pornogra­fii" groteska miesza się z drwi­ną, a sensacja niemal z filozofią i co najważniejsze tutaj zaczyna się lęgnąć mroczna metafizyka, fascynacja obecnością zła i jego zatrutymi źródłami, które zakaża­ją rzeczywistość ludzką. Nie wy­chodzi jednak pisarz w tym swo­im wczesnym utworze poza sen­sacyjną historię zwariowanej panny i prymitywnego chłopca z dna społecznego o złodziejskich skłonnościach, zaś przekorą i drwiną pobrzmiewają działania nieznanych sił, niesamowity mo­tyw zamczyska z jego upiornymi mieszkańcami, rekwizytami i dzi­wacznymi mieszkańcami.

TADEUSZ MINC zachowując sensacyjno-brukową aurę utworu, uwydatnił paradoksy sytuacji, wyjaskrawił i jakby sparodiował jej walki niesamo­wite, zachował przy tym przery­sowując świadomie to, co mieś­ciło się w granicach satyry a mo­że i drwiny społeczno-obyczajowej. Sytuacje jakie stworzył wy­magały sylwetek wyrazistych, przerysowanych nieraz, właśnie dlatego, żeby ujawniła się cała paradoksalność atmosfery. Chwi­lami więc wydawało się, że wię­cej w tym przedstawieniu Witka­cego niż Gombrowicza. Tak więc spektakl poprowadzony został ostrą granią między otchłaniami niedopowiedzeń autorskich.

Postaci jest na afiszu wiele. Ko­szmarny abnegat książę Holszański (Gustaw Kron) - pan niesa­mowitego zamczyska: jakże ina­czej niesamowity "realista" Hen­ryk Cholawicki spadkobierca księ­cia i niefortunny narzeczony pan­ny Mai (Roman Bartosiewicz) obok dociekliwego jasnowidza-racjonalisty i filozofa Hińcza (Jerzy Przybylski). Niesamowicie skoł­tunieni chłopi obok wylizanych kelnerów, paniusie kretynki - jakich wiele i dziś spotkać można na wczasach (Doktorowa - Krystyna Froellich i Wyciskówna - Janina Nowicka) obok jak zawsze świetnej dowcipnej i fi­nezyjnej Haliny Rowickiej w eg­zotycznej roli Krysi Lenieckiej.

I główne postacie - Maja Ochołowska i Marian Leszczuk. Maja została zagrana z tempera­mentem, ostro, wyraziście, przez Grażynę Szapołowską. Artystka podkreśla może zbytnio ekscentryczność i atrakcyjność Mai, pannicy z dworku, w której bu­dzi się wamp, ale dobrze uwy­datnia tę wewnętrzną niepew­ność, rozchwianie się swojej bo­haterki stającej się partnerką i sobowtórem czy raczej damskim alter ego opanowanego przez ta­jemnicze fluidy zła, prymitywne­go chłopaka. Na szczególną uwa­gę zasługuje aktorstwo Tomasza Budyty w roli Leszczuka - to nie tyko chłopak z dołów, które­mu się nie powiodło i zszedł na złą drogę, mały złodziejaszek i rzezimieszek, ale także człowiek zagubiony, rzeczywiście opętany lub zakażony jakimś nieznanym mu bakcylem zła, wplątany w nieziemską awanturę, szczerze przerażony swoim stanem.

Przedstawienie nasycone jest pomysłami reżyserskimi jak owe procesje chłopów z zamkiem-szopką i kelnerów z zamkiem-tortem, bal ludzi z "niższego sta­nu", i celowo przerysowany ry­tuał towarzyski nowobogackich. Najlepszy jest akt drugi, najbar­dziej zwarty i jednorodny w swo­im parodystyczno-satyrycznym charakterze. Przedstawienie bar­wne, jaskrawe, zabawne, ale je­śli już Gombrowicz to czy ko­niecznie "Opętani" - powieść z przedwojennego "czerwoniaka" i czy koniecznie na narodowej sce­nie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji