Artykuły

Między grozą i erotyzmem

Na reprezentacyjnej scenie - Teatru Narodowego - pojawiła się, chyba po raz pierwszy w jej dziejach adaptacja powieś­ci... brukowej, sensacyjnej, ba­lansującej pomiędzy grozą i erotyzmem. Na dodatek - po­wieści drukowanej tuż przed wojną tylko w odcinkach przez warszawski "Dobry Wieczór - Kurier Czerwony". Ostatnich odcinków nie zdołano nawet opublikować z powodu wybuchu wojny. Autorem dosyć osobli­wego dzieła był niejakj Z. Niewieski, który okazał się... Gombrowiczem!

Tego jeszcze nie było, toteż bardziej niż kształt sceniczny przedsięwzięcia - zresztą uda­ny, co jest zasługą reżysera i autora adaptacji (wspólnie z ELŻBIETĄ MORAWIEC) TA­DEUSZA MINCA, scenografa, JANUSZA WRZESIŃSKIEGO muzyka ZBIGNIEWA KAR­NECKIEGO oraz twórcy ukła­dów tanecznych i pantomimicznych. WOJCIECHA MISIURY i, oczywiście, aktorów - interesu­je mnie sama powieść, która zdaniem jednych była "wypad­kiem przy pracy", grą, ekspe­rymentem, właściwie wygłupem znakomitego pisarza, zdaniem innych zaś - niemal arcydzie­łem gatunku, zwanego powieścią gotycką.

Istotnie, mamy w "Opęta­nych" - poczynając od tytułu, wszystkie akcesoria powieści grozy: straszne zamczysko, po którym błąka się książę chory na umyśle; mamy upiory, nie­zdrowy erotyzm, kuchnię, w której straszy, zbrodnię, tajem­nicę zła, szaleństwo, okrucień­stwo, patologie, wreszcie - pa­rapsychologie i jeszcze parę mistycznych tajemniczości. Aliści z drugiej strony - mamy, jak myślę, jednak parodię i groteskę, kpinę z gatunku, który zaw­sze był bardzo chodliwy, lecz u nas niestety nie miał szczegól­nych osiągnięć. Zdaniem prof. Marii Janion, która "Opętanym" poświęciła potężny i nader uczony esej, mamy po prostu do czynienia z pierwszą polską po­wieścią gotycką najwyższej marki - i chyba ostatnią. W każ­dym razie - ja się upieram, że to zabawa, chociaż nie przeczę, iż odkrycie zapomnianej po­wieści Gombrowicza postawiło badaczy literatury w sytuacji dosyć kłopotliwej. Jest to świet­na powieść popularna, wagono­wa, do poduszki, i rzeczywiście możliwe, że sam Gombrowicz z właściwa sobie perfidią i zmy­słem gry - przewidział to za­kłopotanie.

Dość jednak rozważań histo­rycznoliterackich. Podoba mi się odwaga reżysera, który naj­pewniej - i słusznie - uznał, że jest to tworzywo, z którego da się zrobić atrakcyjne wido­wisko. Przecież lubimy być stra­szeni... Przecież zjawiska ponadzmysłowe, podlane sosem erotyzmu i jeszcze sielskości (bo Gombrowicz powiązał "gotyckość" z dobroduszną, współczes­ną - rzecz dzieje się w roku 1938 - polską powieścią wiejsko-dworską, a także z elemen­tami powieści "wielkomiejskiej") to jest to, co się podoba pub­liczności bez względu na czasy i obyczaje.

Charakterystyczna jest reak­cja widowni. Otóż, ludzie nie bardzo wiedzą jak to złowro­gie, tajemnicze przedstawienie traktować: serio czy raczej niepoważnie, a może pół żartem, pół serio. Ktoś próbuje się nie­śmiało poweselić, ale nie wie, czy przystoi, skoro na scenie tyle się dzieje spraw ponurych i metafizycznych...

No, ale jedno jest pewne: ludzie się nie nudzą, chociaż "Opętani" z pewnością nie przejdą do dziejów teatru pol­skiego. Wspomniałem o dobrej reżyserii. Dobrej - to znaczy pomysłowej, to znaczy zachowującej dystans do literackiego źródła, nie pozbawionej elemen­tów groteski i parodii. Kolejnym widzom proponuję, by się jednak tak bardzo scenicznym opętaniem nie przejmowali i śmiali się odważniej, chociaż, jedna niesamowitość pogania tu następną. Tadeusz Minc wyko­rzystał nawet wstawki filmu niemego, wprowadził relaksowe sceny taneczno-gastronomiczne. Ale zawsze i wszędzie czai się Zło i Tajemnica, a cień upior­nego zamczyska z odpowiedni­mi dla grozy rekwizytami, uno­si się nad przedstawieniem i lo­sami bohaterów...

Rolę głównej opętanej gra z werwą GRAŻYNA SZAPOŁOW­SKA. Jak przystało na "nawie­dzoną" miota się po scenie in­tensywnie. Może nawet zbyt in­tensywnie, na pograniczu szar­ży. Dynamiczna, agresywna - jest ona jako Maja Ochołowska - zmysłowa, demoniczna, a je­dnocześnie zagubiona w świecie zewnętrznym i zwłaszcza we­wnętrznym. Tęgo się również zmęczył opętaniem jej partner - utalentowany TOMASZ BUDYTA grający człeka z gminu o dziwnej jednak profesji... tre­nera Mariana Leszczuka.

Chciałoby się pochwalić pra­wie wszystkich wykonawców, ale lista nader to długa. Dobre słowa należą się zwłaszcza WOJCIECHOWI BRZOZOWI­CZOWI (profesor Skoliński), GUSTAWOWI KRONOWI (zwariowany książę Holszański), WŁODZIMIERZOWI SAARO­WI (sługa Grzegorz), MARKO­WI ROBACZEWSKIEMU (nie­ślubny syn księcia - Władzio); trzy zaś role drugorzędne są po prostu... pierwszorzędne: to JAN TESARZ jako Maliniak, DARIA TRAFANKOWSKA jako Julka, oraz JERZY PRZYBYLSKI jako słynny jasnowidz-telepata Hińcz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji