Artykuły

Partytura słów

"Nieznośnie długie objęcia" Iwana Wyrypajewa w reżyserii autora. Koprodukcja Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie i Teatru Powszechnego w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w portalu Teatr dla Was.

Tym razem Iwan Wyrypajew zabiera nas w podróż do Nowego Jorku i Berlina. W podróż w czasie i przestrzeni, a także w zupełnie inną rzeczywistość. W podróż, podczas której towarzyszyć nam będą tylko słowa, głosy wykonawców i ich ciała.

Na scenie widzimy siedzących na krzesłach aktorów. Rzadko opuszczają swoje miejsca. Czasami napiją się wody, czasami ktoś wstanie, by za plecami trójki pozostałych wygłosić kolejny monolog. Niby nic, a jednak trudno jest nie poddać się magii słów, które słyszymy. Całej niezwykłości, która niespodziewanie wkracza w ich i w nasze życie. Od pierwszego do ostatniego zdania podążamy wraz z nimi i razem z nimi, to ze smutkiem, to znów z uśmiechem na twarzy, towarzyszymy przedziwnym peregrynacjom po zakamarkach ich pamięci, świadomości, ich pozbawionych harmonii dusz i ciał. Każdy z nich pragnie odmienić swe życie, szukając dla siebie tlenu i powietrza, ale udaje się im tego dokonać dopiero wtedy, gdy w ich wewnętrzny świat wkroczą siły wyższego rzędu, a kosmiczna energia pozwoli im przerwać monotonną egzystencję i spotkać się z drugim człowiekiem na zupełnie innej, dotąd nieznanej, nowej płaszczyźnie - tej, która pozwoli na otwarcie i rozluźnienie horyzontów wewnętrznych w poszukiwaniach w sobie współczucia i miłości. Zresztą opisać czy nazwać to, co dzieje się w środku każdej melodii słowa i pomiędzy wypowiadanymi przez aktorów frazami, staje się w tym przypadku niemożliwe. Tutaj nawet najgorsze przekleństwo brzmi przecież niemal jak poezja, a słowo staje się narzędziem porozumienia, uruchamiającym nowe przestrzenie. Bo jak mówi sam Wyrypajew rzeczywistości objaśnić słowami się tak naprawdę nie da, one mogą tylko co najwyżej wprowadzić nas w trans, kiedy poczujemy to, że prawdziwe życie toczy się nie obok nas, ale w naszym wnętrzu, w środku naszego ciała, które nie musi dotykać, by doznawać rozkoszy.

Słucha się tych wszystkich wyznań aktorów jak muzyki. Jeśli nawet znajdziemy w tych historiach rozważania natury moralnej, filozoficznej, metafizycznej czy egzystencjalnej, czy może raczej jeśli coś tak zabrzmi przez chwilę, dźwięk tekstu, jego melorecytacyjny sposób wypowiadania jakby od razu tego typu retorykę unieważnia. Bo najważniejszy w tym wszystkim jest język, jego struktura, nawet jego frazeologiczna konstrukcja, która znajduje swą siłę nie tyle w emocjach, co w zapętlającej się jak katarynkowy refren melodyce każdego dźwięku czy intonacji. Tu nie ma nerwowego chodzenia po podwórku jak w "Tlenie", nie ma żadnych żywych reakcji na słowa partnera, nie ma odrobiny złości, czy nawet bezsilności, tu nie ma walki na noże. Jest spokój i pełna wiara w każde z wypowiadanych słów, które jakby rodzą się tu i teraz. Jednocześnie jest w tym co wchłaniamy w siebie jakaś niesamowita energia, brzmienie i rytm, co prowadzi do silnego wewnętrznego przeżycia. Już sam ton głośno wypowiadanych do mikrofonu słów powoduje, że dochodzi podczas tego swoistego seansu do spotkania z emocjonalno-energetyczną sferą naszego istnienia i naszego człowieczeństwa. Powstaje coś co można by nazwać wspólnym byciem, oddychaniem i roztropnością. Coś, co brzmi jak komunia nawołująca do tego, by być czujnym i wzajemnie się zauważać.

Ze szczególnym wzruszeniem i skupieniem słucha się tego, co mówią przede wszystkim Julia Wyszyńska (pełen podziw dla niczym nie zafałszowanego, jakby anielskiego głosu aktorki!) i Karolina Gruszka (niesamowita delikatność kobiecej wrażliwości) - ich głosy brzmią jakby z zupełnie innego wymiaru, a sensy wydobywane ze słów nie są emocjonalnie podkreślane, nie są grane, nie są niczym ubarwiane, są po prostu ludzkie, zwyczajne, naturalne i szczere. Jest w nich to, co Karolina Gruszka nazwała w jednym z wywiadów "świetlistością", pełen otwartości stosunek do drugiego człowieka i pełna dla niego czułość. I obydwie aktorki doskonale to rozumieją, do tego potrafią tę "świetlistość" rozpalić w sobie i jej w pełni zaufać. Bo wszystko, co słyszymy w spektaklu Wyrypajewa jest tak naprawdę podporządkowane melodyce tekstu, temu wszystkiemu co w nim wulgarne i poetyckie, podniosłe i liryczne, nasycone też humorem, dlatego jakiekolwiek inscenizacyjne ozdobniki mogłyby tylko zakłócić to, co wymaga wypowiedzenia najprostszego, skupionego i poważnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji