Bramy raju - spektakl niezwykły
Takiego przedstawienia operowego w Warszawie jeszcze nie było. Umiejscowiona tym razem nie na widowni, lecz na scenie Teatru Wielkiego publiczność (w ograniczonej liczbie, ale to wymóg dopuszczalnego obciążenia mechanizmów napędowych, które są tu niemal cały czas w ruchu), śledzi urzekające malarską plastycznością i wstrząsające dramatyczną wymową obrazy dziecięcej krucjaty - wędrówki do Jerozolimy, jaka rzeczywiście miała miejsce na początku XIII stulecia, a współcześnie posłużyła Jerzemu Andrzejewskiemu za temat powieści "Bramy raju".
Właściwie widzowie nie śledzą scen z samej krucjaty, lecz obrazy przeżyć, myśli, wspomnień i pożądań jej młodocianych uczestników, obrazy mrocznych głębin ludzkiej psychiki - jakby odbicie motywów, które popchnęły dzieci do udziału w owej wyprawie, mimo że z oficjalnym świątobliwym jej celem, nie miały nic wspólnego. Widzowie-obserwatorzy tej pielgrzymki i zawiłych losów jej bohaterów nie śledzą spektaklu biernie i statycznie, lecz "wędrują" wraz z pochodem młodziutkich krzyżowców, jakby uczestnicząc w każdym z epizodów, właśnie dzięki usytuowaniu na obrotowej i przesuwającej się scenie.
Niezwykłe to bowiem przedstawienie, wykorzystujące chyba do maksimum wspaniałe techniczne możliwości stołecznego Teatru Wielkiego (i tym samym raczej niemożliwe do realizacji na żadnej innej europejskiej scenie...) - szokuje fantazją i rozmachem inscenizacyjnym (nie brak tu i autentycznego rycerza na białym rumaku, i "płonącego" na filmowej projekcji Konstantynopola - a wszystko to w perspektywie nagle otwierającej się sali widowiskowej, oglądanej od strony sceny), zadziwia logiką i konsekwencją w budowaniu klimatu i stopniowaniu napięcia.
Ten zadziwiający spektakl to "Bramy raju" - jednoaktowy dramat muzyczny Joanny Bruzdowicz na tle wspomnianej już powieści Andrzejewskiego, prapremiera w pełnej fascynujących pomysłów reżyserii Marka Grzesińskiego, w kapitalnej oprawie scenograficznej Wiesława Olko i Ireny Biegańskiej, która wymyśliła kostiumy jakby z bardzo realistycznej baśni; batutę dyrygencką nad małym ale dobrym zespołem muzyków TW dzierżyła tu Agnieszka Kreiner, integralny element przedstawienia - choreografię, opracowała z wielkim wyczuciem tematu Zofia Rudnicka.
Joannę Bruzdowicz, kompozytorkę "Bram raju", w scenicznej zwłaszcza twórczości pasjonują wielkie i trudne sprawy ludzkiego losu. Idealnie wyczulony na treść okazał się tu także Marek Grzesiński, i ten właśnie "ciemny'' klimat, przy całej fantastyce i barwności widowiska, przekazuje nam w arcyciekawej formie nowy spektakl Teatru Wielkiego.
Jest to - jak powiedzieliśmy - dramat muzyczny. Ale muzyka Joanny Bruzdowicz pełni w tym przedstawieniu świadomie rolę służebną. Nie skupia uwagi na ciekawych skądinąd i o dużej kompozytorskiej maestrii świadczących szczegółach, ale ewoluuje i współtworzy właściwy nastrój. O to zaś chodziło kompozytorce, której dziełem jest przecież także zasadnicza koncepcja całości.
Nie przeczy to zresztą faktowi, że soliści - Jerzy Artysz, Kinga Mitrowska, Wanda Bargiełowska czy Jacek Parol i Czesław Gałka - mają w dramacie tym spore i odpowiedzialne partie do śpiewania. Z wyjątkiem bowiem pierwszego, który odtwarza postać Mnicha, spowiadającego młodych chłopców i dziewczęta, ich to właśnie ustami wypowiadają się młodzi "bohaterowie", których postacie odtwarzają uczniowie szkoły baletowej (jeszcze jeden bardzo dobry pomysł realizatorów). Świetnie brzmią partie chóralne w wykonaniu Harcerskiego Chóru Dziewczęcego, przygotowanego przez Sabinę Włodarską.
Wszyscy zresztą chyba wykonawcy i realizatorzy włożyli w to przedstawienie masę żarliwości i wysiłku. Także dlatego można mówić o pełnym sukcesie tej nowej frapującej pozycji na scenie Teatru Wielkiego.