Artykuły

Bramy raju

To opowiadanie Jerzego Andrzejewskiego stało się przedmiotem niejednej już rozprawy, a kolejne roczniki kandydatów na polonistów, analizując jego konstrukcję, próbują dociec reguł organizujących narrację nowoczesnej prozy. Ale przecież "Bramy raju" nie są tylko filologiczną ciekawostką. Opubliko­wane w 1960 r. stały się ważnym wydarzeniem arty­stycznym, należą do tego nurtu, który zwykło się ok­reślać mianem literatury rozrachunkowej. Dziś cały in­teresujący dorobek Andrzejewskiego zdaje się od­chodzić do historii, ale może właśnie ta opowieść o krucjacie dziecięcej jest ważna i teraz, gdyż w gruncie rzeczy dotyka spraw związanych z relacjami między jednostką a masami, traktuje o wierze w pewne idea­ły, o posłuszeństwie i przywództwie, o zgodności między deklaracjami a rzeczywistymi motywami ludz­kiego postępowania.

Jak jednak przełożyć te słynne dwa zdania, z któ­rych zbudowane jest opowiadanie, na język muzyki? Jak pokazać na scenie bardzo dorosłe przeżycia kil­kunastoletnich bohaterów "Bram raju", by nie raziły teatralną sztucznością? Warszawska inscenizacja dramatu muzycznego Joanny Bruzdowicz pokazuje, że można było sobie poradzić z tymi pozornie nieroz­wiązywalnymi problemami. Kompozytorka nadała swemu dziełu podtytuł "dra­mat muzyczny", ale muzyka - mimo bardzo staranne­go prowadzenia kilkunastoosobowego zespołu in­strumentalnego przez Agnieszkę Kreiner i mimo świetnie przygotowanego chóru Centralnego Zespo­łu Artystycznego ZHP - odgrywa w tym spektaklu skromną rolę. Czy dlatego, że chciała tak jej twórczy­ni, czy też dlatego, że została przytłoczona formą sce­niczną, przez którą nie potrafi przebić się swą atrak­cyjnością?

Nie da się bowiem ukryć, że ta inscenizacja "Bram raju" fascynuje przede wszystkim swym niepowtarza­lnym kształtem teatralnym. Bo jest to teatr przede wszystkim. Teatr totalny, operujący wszystkimi możli­wymi środkami - słowem, śpiewem, muzyką, tańcem i pantomimą, przy czym owa teatralność jest tu świa­domie podkreślana przez reżysera Marka Grzesińskiego. Widz jest bowiem nie tylko uczestnikiem sa­mego spektaklu, ale także świadkiem jego kreowania, na jego przecież oczach poszczególne mechanizmy olbrzymiej sceny Teatru Wielkiego wprawiane są w ruch, by stworzyć kolejny obraz. Owa umowność zo­stała także wzmocniona przez pomysł oddzielenia słów od działań bohaterów. Te pierwsze powierzono dorosłym artystom śpiewakom, te drugie prezentują nam młodzi tancerze - uczniowie szkoły baletowej, co zresztą znakomicie potęguje efekt spowiedzi bę­dącej przecież osią konstrukcyjną "Bram raju".

Oglądamy, a raczej współuczestniczymy, porusza­jąc się po scenie (bo tam tym razem umieszczono widzów) w tej przedziwnej krucjacie dziecięcej. Ale historia jest tu tylko pewnym kostiumem, bo w wersji scenicznej jeszcze mocniej wydobyto z prozy An­drzejewskiego namiętności i uczucia będące moto­rem ludzkich działań. "Bramy raju" - jako rozprawa moralna - to interesujący klucz interpretacyjny.

Jeśli jednak będziemy w przyszłości pamiętać o tej inscenizacji, to przede wszystkim ze względu na jej niepowtarzalny kształt sceniczny. Ze spotkania teatru z dramatem muzycznym powstał spektakl naprawdę wyjątkowy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji