Artykuły

Noc w Wenecji, kankan w operze

Teatr Wielki wszedł w nowy rok ludycznie, operetką Johanna Straussa II. Noc w Wenecji wyreżyserował Artur Hofman, w karnawałowym stylu — z elementami błazenady i groteski.

Guido, książę Urbino, przyjeżdża do Wenecji na karnawał. Liczy na rozrywkę w kobiecym gronie, a szczególny apetyt ma na senatorową Barbarę. Wiedząc o tym, zazdrosny Delacqua postanawia wyekspediować żonę na Murano. Do książęcego pałacu w jej przebraniu trafi córka rybaka, Annina...

Fabuła Nocy w Wenecji jest płytsza niż wenecki kanał. Nie należy do najmądrzejszych, jak to w operetce — ma być śmiesznie. Artur Hofman postawił na groteskę, przerysowując i postaci, i sytuacje. Główne środki ekspresji aktorskiej to pojękiwania, chichoty i pokrzykiwania, przesadna gestykulacja i mimika. Karykaturalność niektórych postaci oddano również kostiumem. Pappacoda w żółtych pantalonach wymachuje raz chochlą, raz gumową ośmiornicą, książę w różowym wdzianku wygląda jak skrzyżowanie flaminga z My Little Pony. Hofman zdynamizował akcję i dobrze zagospodarował drugi plan w scenach zbiorowych.

Konwencja może drażnić, ale muzycznie jest dobrze. Gwiazdą Nocy w Wenecji jest Janusz Ratajczak jako książę Guido. „Walc lagunowy" w jego wykonaniu oraz „Ninana, Ninana" to perełki. Rajatczak ma przy tym niezaprzeczalny talent komiczny, znakomicie odnalazłby się w farsie. Dobrze obsadzono role kobiece (Dorota Wójcik jako Barbara, Anita Maszczyk jako Annina, Aleksandra Wiwała brawurowo gra idiotkę Cibolettę). Porusza serenada „Zejdź do gondoli" w wykonaniu Łukasza Gaja (Caramello), w pamięci zostaje polka „So ängstlich sind wir nicht" „"My nie boimy się"). Niestety, teksty niektórych arii są kompletnie niezrozumiałe. Zdarza się też, że chór śpiewa nierówno. Wojciech Rodek sprawnie kierował orkiestrą, z dbałością o tempo. „Straussowska maestria", za którą go chwali w programie spektaklu Paweł Gabara, to jednak przesadny komplement.

Przygotowana przez Grzegorza Policińskiego scenografia nie jest może odkrywcza, ale nie rozczarowuje. Realistycznie oddano plac św. Marka ze zdjęciem bazyliki w tle, kanałem oczywiście płynie gondola. W pałacu księcia centralne miejsce zajmuje kanapa, na którą w strategicznym momencie opada baldachim. Kostiumy Barbary Ptak rzeczywiście robią wrażenie — ilością, sutością, bogactwem detali, połyskiem. Wisienką na torcie jest karnawałowa parada. Czego tu nie ma — turbany, pióra, frędzle, kryzy, maski weneckie... W rozbawionym tłumie skrywają się tancerze i tancerki w strojach inspirowanych commedia dell'arte (zróżnicowane układy choreograficzne opracowała Zofia Rudnicka). Publiczność ma się poczuć jak na karnawałowym balu — w finale uwertury Arlekinowie i ich partnerki przebiegają na scenę przez widownię, spektakl kończy erupcja konfetti. Hofman podkreślił frywolność operetki, każąc uczestniczkom imprezy u księcia odpiąć spódnice. Krynoliny ustawione zostają na scenie, a panie pląsają kankana w podwiązkach.

Nowy dyrektor Teatru Wielkiego Paweł Gabara zrealizował Noc w Wenecji w Gliwicach, jako szef tamtejszego Teatru Muzycznego, z Rodkiem i Ptak. Większość kostiumów była już więc gotowa. Operetka zebrała pozytywne recenzje, krytycy zachwycali się kostiumami. Przeniesienie spektaklu do Łodzi miało zapewne powtórzyć tamten sukces. Czy tak rubaszna konwencja sprawdzi się w teatrze operowym?

Jeśli karnawał, to „z chłopa król". Córka rybaka może zostać senatorową, sprzedawca makaronu senatorem, a opera zamienić się w operetkę. Publiczność wyraźnie się podzieliła. Część nie wytrzymała i po pierwszym akcie opuściła Teatr Wielki. Część biła brawo, a niektórzy nawet nagrodzili artystów owacją na stojąco. Ja wolałabym obejrzeć w łódzkiej operze nie Noc, tylko Śmierć w Wenecji, którą dyrektor Gabara obiecał widzom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji