Artykuły

Diana Karamon: Mogę teraz zagrać wszystko, nawet wariata każdego sortu

- Teatr XL jest wyjątkowy, przede wszystkim dlatego, że dbamy o dialog z widzem. Zarówno poprzez podejmowane w spektaklach tematy, ważne, aktualne, społecznie zaangażowane, ale również ten dialog ma miejsce poprzez nasz kontakt z widzem po spektaklach - mówi Diana Karamon, aktorka i dyrektora artystyczna warszawskiego Teatru XL.

Rodzice odradzali jej aktorstwo, ale ona postawiła na swoim. Dziś nie tylko występuje na scenie, ale też jest dyrektorem artystycznym warszawskiego Teatru XL. Swoich widzów chce prowokować do myślenia i refleksji.

Jak mogę się do pani zwracać? Pani dyrektor? Pani Diano? Pani prezes?

- Może pani Diano?

Jesteśmy z tego samego rocznika...

- Może być Diano (śmiech).

Diano, jak się zostaje dyrektorem i prezesem przed trzydziestką?

- Trzeba wykluczyć elementy życia prywatnego ze swojego życia. Był czas, kiedy ja i ludzie, którzy założyli Stowarzyszenie Międzynarodowych Inicjatyw Artystycznych EduTeArt, sfokusowali się na tej pracy. Prezesem stowarzyszenia zostaje się w momencie, kiedy ludzie cię nim wybierają. A jak teatr się zinstytucjonalizował, podzieliliśmy się funkcjami.

Miałaś tremę, jak objęłaś funkcję?

- Tak, dlatego zastanawiałam się, czy to jest dobry pomysł ze względu na wiek. A wiek to jest doświadczenie. Ja doświadczenia nie miałam. Natomiast jak człowiek się skupi całkowicie na jakiejś rzeczy i chce osiągnąć konkretny cel, to brak doświadczenia szybko można nadrobić.

Na życie prywatne nie masz czasu?

- Wdrożyłam się w obowiązki i jest już łatwiej organizować czas. Ale w zespole priorytetem było to, co robimy. Niejednokrotnie na tym cierpiały relacje z bliskimi lub tych relacji w ogóle nie mieliśmy.

No to nieźle.

- (śmiech)

Jesteś dyrektorem Teatru XL. Fajna nazwa...

- Było mnóstwo pomysłów na nazwę teatru. Bardziej genialne i mniej genialne. W pewnym momencie na którymś ze spotkań aktorka i reżyserka Elżbieta Socha mówi: Słuchajcie. Może Teatr XL? Część osób na to, że to świetna nazwa, a inni, że to nazwa bez sensu. Niektórzy pytali: A dlaczego XL? Na to jedna z naszych aktorek Sandra Stencel mówi: Jak to dlaczego? Bo nazwa Teatr Wielki jest już zajęta.

Świetne!

- To już stało się naszym hasłem reklamowym.

Podobno wyróżniacie się na tle innych teatrów?

- Teatr XL jest wyjątkowy, przede wszystkim dlatego, że dbamy o dialog z widzem. Zarówno poprzez podejmowane w spektaklach tematy, ważne, aktualne, społecznie zaangażowane, ale również ten dialog ma miejsce poprzez nasz kontakt z widzem po spektaklach. Widzowie mogą się z nami spotkać, porozmawiać. Wyróżniamy się na pewno też tym, że choć jesteśmy organizacyjnie instytucją, dramatycznym teatrem repertuarowym, to jednak wyrośliśmy z grupy. I ta grupa lubiących się, zdeterminowanych artystów wytwarza energię, której nie mają zespoły w innych teatrach, gdzie aktorzy przychodzą, grają spektakl i biegną do innych zajęć. My ten teatr tworzymy całym sercem, całym przekonaniem i całym zaangażowaniem. Pracujemy z ośrodkami na całym świecie: w Rosji, Brazylii, Włoszech, Francji... Robimy też jako jedyny teatr dramatyczny formułę Teatru Forum.

Na czym to polega?

- Tę formułę w Polsce robią przeważnie psycholodzy i pedagodzy. A u nas zajmują się tym aktorzy z wykształceniem pedagogicznym: czyli dbamy o artystyczny poziom spektaklu, którego celem jest np. profilaktyka. Przygotowujemy spektakl o określonej tematyce. Spektakl jest anty-modelem jakiegoś wycinka rzeczywistości. Główny bohater popełnia mnóstwo błędów i doprowadza się do opresji. Zapętla się w tych sytuacjach i dochodzi do krachu w jego życiu przez jego błędne decyzje. W tym momencie pojawia się osoba (joker), która prowadzi widza przez spektakl i zatrzymuje spektakl w tym momencie. Nie pokazujemy więc scen gwałtu czy scen agresywnych. Widz jest informowany o tym, że może interweniować w życie głównego bohatera, czyli cofnąć się do pewnych momentów, w których, według widowni, bohater powinien był zachować się inaczej. Może wejść w głównego bohatera i poprowadzić jego życie tak, żeby wyplątać go z sytuacji. To jest niesamowite, bo w bezpiecznej fikcji możemy sprawdzić zachowania i rozwiązania, których normalnie nie mamy odwagi zweryfikować, czy nasz tok rozumowania faktycznie uchroni bohatera przed opresją. Sam spektakl jest krótki, trwa niecałą godzinę, ale część z interwencją widowni może trwać nawet kilka godzin. Ludzie potrafili naprawiać życie głównego bohatera do pięciu godzin. Tam jest mnóstwo relacji. Nigdy nie gramy baśniowych zakończeń. Musimy wiedzieć, co kieruje głównym bohaterem.

Ciekawe... Poza tym mieścicie się na Stadionie Narodowym.

- Przestrzeń jest trudna. Wszczepienie teatru w stadion było i jest ogromną pracą organizacyjną. Powodem wyboru stadionu było to, że chcieliśmy zwrócić uwagę widza na Teatr XL. W Warszawie propozycji teatralnych jest od kilkudziesięciu do kilkuset podczas jednego wieczoru. Są też klubiki i kawiarenki. Teatr XL to jedyny na świecie teatr na arenie sportowej. Widz często pojawia się z ciekawości, jak wygląda teatr na stadionie, a potem wraca, bo po prostu chce.

Co teraz gracie?

- Jesteśmy po premierze "Korpo Story". Zależy nam, by nasze spektakle mówiły o sprawach aktualnych, by poprzez śmiech mówić o rzeczach ważnych, by widz dobrze się bawił, ale potem myślał o poruszanym temacie.

Czyli spektakl skłania do refleksji?

- Tak, chcemy prowokować do refleksji, do odpowiedzi i do pytań.

W jakim wieku ludzie przychodzą na wasze spektakle?

- Nasz przedział wiekowy to 30 +, chociaż też jest coraz więcej studentów. Ludzie do nas wracają, najczęściej w większym gronie.

A ty kiedy zrozumiałaś, że chcesz związać się z teatrem, że chcesz być aktorką?

- Od dziecka chciałam być aktorką, ale był taki czas, że z tego teatru zrezygnowałam. Rodzice dawali mi do zrozumienia, że nie akceptują mojego wyboru, że trzeba pomyśleć o czymś, co zagwarantuje chleb. Mama tak naprawdę zaszczepiła we mnie zamiłowanie do literatury, do poezji, do wystąpień.

A kim jest twoja mama?

- Z wykształcenie technologiem (śmiech). Była mamą na cały etat, poświęcała mi mnóstwo czasu. Interesowała się moim rozwojem.

Jesteś jedynaczką?

- Nie, mam młodszą o 5 lat siostrę.

Jesteś nie tylko aktorką, ale też pedagogiem.

- Wybrałam ten kierunek z braku pomysłu, kiedy postanowiłam "być odpowiedzialna" i nie zdawać do szkoły teatralnej. Od zawsze przekonana, że będę aktorką, kiedy zrezygnowałam z tej drogi, nie wiedziałam jeszcze, co chcę robić w życiu. Traktowałam pedagogikę po macoszemu przez pierwszy rok. Na drugim roku pojawił się przedmiot terapia teatrem. Wtedy we mnie się wszystko obudziło. Poczułam energię i sens studiowania pedagogiki, zrozumiałam, że można wszystko cudownie połączyć, że można teatr zrobić użytecznym dla ludzi. Że pełni funkcje społecznie użyteczne, że może rozwijać do życia, a nie tylko do sztuki, że to nie tylko nikomu niepotrzebne rozbestwienie artystyczne. A później miałam bardzo poważny wypadek i obiecałam sobie, że jak się wykaraskam, to wrócę do teatru. Zdam do szkoły. I to uczyniłam.

I jak się studiowało u Machulskich?

- Na moim roku było dużo konkretnych osób. Z tej grupy wyłonili się ludzie, którzy założyli Stowarzyszenie Międzynarodowych Inicjatyw Artystycznych EduTeArt. To byli ludzie, którzy harowali, spędzaliśmy swój czas na pracy artystycznej, nauce technik, na rozwoju. Mieli jasno określony cel. Zaczęły się wyjazdy na festiwale. We Francji posypały się propozycje. Reżyserka zaproponowała nam, żebyśmy założyli stowarzyszenie. Na ostatnim roku byliśmy już bardzo rozbestwieni, bo graliśmy po teatrach. Zaczęliśmy tworzyć stowarzyszenie, zapraszając do współpracy wybitne jednostki. Wtedy padły konkretne propozycje, które wykorzystaliśmy. Nawiązały się relacje z teatrem w Rzymie, z teatrem w Omsku, z teatrem we Francji. Później doszło Rio de Janerio. Ostatnio odzywał się do nas argentyński reżyser, któremu nasz teatr został polecony przez Instytut Teatralny. To się opowiada leciutko, ale to nas dużo kosztowało. Teraz Teatr XL jest instytucją, która prężnie działa. Mamy dwudziestu aktorów. Ale też pojawiają się osoby z zewnątrz, tak jak Wojtek (Wojciech Wyza, projektant z Olsztyna - przyp. red.).

Słyszałam, że pracujesz też z dziećmi.

- Mamy ognisko przy teatrze. Nie mamy parcia, żeby dzieci w przyszłości zostały artystami, bo to jest ciężki kawałek chleba. Ale chcemy odkryć ich talenty. Bardzo o to dbamy, patrzymy, jak wzrastają, jak się rozwijają. Z osób wycofanych tworzą się pewne siebie jednostki. Bo jak ludzie nie mają żadnych pasji, to są zagubieni, łatwiej popadają w uzależnienia, z nudów mają etap stania przez blokiem. Nasi mają wspólną pasję. I czują się wyjątkowi dzięki temu, co robią. Pozwalamy im to odkrywać. Robimy kawał dobrej roboty, jeśli chodzi o młodzież i dzieci.

A ciebie kusiło, żeby stać pod blokiem?

- (śmiech) Byłam bardzo zbuntowaną nastolatką, bardzo trudną. Współczuję swoim rodzicom. Ale miałam pasje.

A jakie są twoje największe talenty?

- Pewien reżyser powiedział mi kiedyś, że jestem w stanie zagrać wszystko... Każdego sortu wariata. Tworzę wyraziste postacie. I faktycznie każdej daję szczyptę szaleństwa. W życiu i teatrze lubimy przyglądać się postaciom, które przykuwają naszą uwagę.

W "Korpo Story" jako Margaret chyba przykułaś wzrok tą klawiaturą przyczepioną do ubrania.

- (śmiech) "Korpo Story" jest takim spektaklem, w którym na pierwszy plan wylania się absurd. Przy tym absurdzie wszystkie postaci stają się wyraziste. Moja jest taką postacią, którą wzbudza chaos, bo pokazujemy wycinek rzeczywistości trochę mocniej podkoloryzowany.

Twoja pierwsza rola nie była taka, bo debiutowałaś rolą Kleopatry?

- To kultowy spektakl, adaptacja "Kleopatry i Cezara" Norwida. Graliśmy w Teatrze Rampa, zjeżdżali się do nas poloniści i norwidolodzy z całej Polski. Trzecia adaptacja tej sztuki w historii teatru. Niesamowicie trudny tekst. Mistrz Norwid. To było szaleństwo. Ja grałam wtedy trzy role, trzy postaci: Kleopatrę, która ciągnie na barkach cały spektakl, Eroe i Szechera, czyli wieszczkę, która głosiła śmierć Cezara. Grałyśmy naprzemiennie z dwiema koleżankami m.in. z Magdaleną Łoś, olsztynianką. Po pierwszym spektaklu zostałam zbesztana, a myślałam, że rewelacyjnie zagrałam. Byłam załamana. Nie rozumiałam, co było nie tak. Nie spałam w nocy. Po kolejnym spektaklu w roli Kleopatry reżyser Grzegorz Mrówczyński podszedł do mnie z rozłożonymi rękami i powiedział: "Moja gwiazdo" (śmiech).

***

Diana Karamon

Aktorka, specjalista dramy i Teatru Forum. Absolwentka Szkoły Aktorskiej Haliny i Jana Machulskich w Warszawie oraz Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie (dyplom magisterski). Ukończyła II stopniowy kurs dramy organizowany przez P.O. ASSITEJ oraz Studium Terapii przez Sztukę, w Krakowie. Współzałożycielka i prezes Stowarzyszenia Międzynarodowych Inicjatyw Artystycznych EduTeArt oraz dyrektor artystyczny Teatru XL. Autorka scenariuszy do spektakli i happeningów (Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie). Reżyser spektakli, m.in. "Elektochaos uziemiony", "Zalajkuj mi życie". Pracuje z dziećmi i młodzieżą. Prowadzi również autorskie warsztaty wykorzystujące techniki teatralne w profilaktyce i rozwoju osobistym. Uczestniczka projektów międzynarodowych. Debiutowała główną rolą w Teatrze Rampa w spektaklu "Kleopatra i Cezar". Obecnie aktorka Teatru XL i Teatru Akademia. źródło: teatrxl.com

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji