Artykuły

Sztuka wysiadywania

Intrygujący tytuł obiecuje dobrą za­bawę oraz sporą dozę suspensu. I - co ważne - spełnia te obietnice. Od dziś do niedzieli w teatrze Lalka będzie grany spektakl "Ale jajo".

Utrzymane w kabaretowym stylu przedstawienie Konrada Dworakow­skiego z białostockiego Wydziału Sztu­ki Lalkarskiej AT jest adaptacją humo­rystycznej opowiastki Theoroda Seussa Geisela o "Słoniu, który, wysiedział jajko". Od czerwcowej premiery spek­takl był grany tylko kilka razy. Teraz znów powraca na afisz teatru Lalka.

Właścicielka tytułowego jaja to wy­rodna matka, Grzebielucha, łącząca w sobie cechy sójki, wybierającej się za morze, i kukułki, podrzucającej włas­ne dzieci do cudzych gniazd. Otóż Grzebielucha szuka zastępczej matki dla swojego świeżo zniesionego jajka, wy­magającego rocznej (!) inkubacji, i znaj­duje ją w osobie... dobrodusznego słonia. Poczciwiec niebacznie obiecuje za­opiekować się podrzutkiem, a wiado­mo, że gdy "słowo słoń da, na sto pro­cent dotrzyma albo i sto dwa". Słoń więc wysiaduje, podczas gdy Grzebielucha wojażuje po egzotycznych krajach i "po­zdrowienia śle, lecz czy szczere? Chy­ba raczej nie!" Takich przeżyć wśród ptaków nie miał nawet Tymoteusz Jana Wilkowskiego! Marnotrawna matka wraca dopiero po roku i trafia na clou wyklucia, oskarżając słonia o kidnaping. Lecz oto skorupka pęka, a ze środ­ka wyskakuje skrzydlaty, niebieski (to po wyrodnej matce)... słonik (to po za­stępczym ojcu).

Tę zabawną dykteryjkę o sprawach mało zabawnych - uczciwości i odpo­wiedzialności - Konrad Dworakowski opowiedział za pomocą utrzymanych w kabaretowym stylu piosenek i sce­nicznych gagów. Na scenie podzielonej czterema ruchomymi kurtynkimii roz­grywa się swojego rodzaju teatr w teatrze, którego aktorzy dyskretnie, acz bezwzględnie konkurują między sobą o miejsce w świetle reflektorów. Toteż z pełną elegancji nonszalancją wyko­nują zbiorowe zadania aktorskie (lepiej - choreograficzne, gorzej - wokalne), natomiast z dużą precyzją - popisy in­dywidualne. A jednak w połowie tego słoniowego wysiadywania - czy to z wi­ny dramaturga, czy też realizatorów - odczuwalny jest pewien spadek sce­nicznego napięcia, a co za tym idzie - także i skupienia publiczności.

Na szczęście to uczucie szybko mija. Scenę zapełnia bowiem nieustający ko­rowód fantazyjnych lalek i zaskakują­cych swoim kształtem form plastycz­nych, autorstwa Andrzeja Dworakow­skiego, ojca reżysera. Jest tu i wielki, poduchowaty słoń (Wojciech Stupiński) z dekapitującą się raz po raz gło­wą. Jest rozciągliwa na zasadzie sprę­żyny, jarmarcznie kolorowa Grzebie­lucha, animowana przez dwie aktorki (Aneta Harasimczuk i Monika Babu­la). Jest malutka podrygująca na dru­cie kukułka, ściskająca kurczowo kukułcze jajo (Wojciech Pałęcki). Są muppetowe wcielenia egzotycznych zwierząt. Są płaskie półsylwetki skła­dających się do strzału myśliwych. Są wreszcie ożywione kartki z pozdrowie­niami od Grzebieluchy i żywe obrazki czterech pór roku w drewnianych ra­mach (np. wiosna w etiudzie Michała Burbo).

Lecz jest nade wszystko realizacyjna fantazja i lekkość oraz atmosfera szla­chetnej zabawy, której styl i rytm wy­znacza pastiszowa muzyka Krzysztofa Dziermy, będąca trawestacją popular­nych hitów - od "Różowej Pantery" po Vivaldiego. Wszystko wskazuje więc na to, że na scenie Lalki wykluł się no­wy interesujący rodzinny tandem, któ­ry będzie wprowadzał najmłodszych wi­dzów w tajemnice teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji