Artykuły

Teatralna przygoda Don Juana

Od czasów "Don Juana" Korzeniewskiego, który - czterokrotnie ponawiany w teatrze, raz pokazany w telewizji - wprowadził spo­ro zamieszania w szeregach molierologów z Bożej łaski, ośmieszył stereotypowe formuł­ki interpretacyjne, przypomniał, jak zuchwa­ła była kiedyś i jak zuchwała może być tak­że dzisiaj ta sztuka - od tamtych czasów "Don Juan" Molierowski nie może już być w polskim teatrze tylko opowieścią o cy­nicznym uwodzicielu, ukaranym za swe wy­stępki przez niebo wtrąceniem go do piekła. Może być wszystkim: i demaskacją świętoszkowatości świata, i rzeczą o cynicznej obłu­dzie, i ośmieszeniem wiary w fideistyczny porządek świata, i zarówno pochwałą jak wyśmianiem libertyńskiego ideału, i szyder­czym komentarzem do wyznania wiary, iż jedynie prawdziwe jest zdanie: "dwa razy dwa to cztery", a "cztery i cztery to osiem''.

Jednak interpretacje interpretacjami, a te­atr będzie teatrem. Świadomość - powszech­na już dzisiaj - że "Don Juan" to nie libretto operowe, ale jeden z najbardziej zuchwa­łych dramatów literatury światowej, nie mo­że prowokować jedynie serii esejów inter­pretacyjnych. Zmierzenie się teatru z nieoperowym "Don Juanem" rozegrać się musi - i może - jedynie na scenie. I to dopiero staje się naprawdę ciekawe. Gdy siła teatru łamie przedwstępne zamiary. Gdy reżyser-eseista staje do walki z reżyserem-autorem przedstawienia. Gdy miejsce - ciekawej - interpretacji literackiej zajmuje - równie ciekawa - interpretacja teatralna. Jedną z takich przygód teatralnych przeżył molierow­ski "Don Juan" we wrocławskim Teatrze Polskim, w reżyserii Jerzego Krasowskiego.

Najpierw był esej. O Don Juanie, którego "sprawy" teatr chciałby widzowi zreferować. "Młody mężczyzna, prawie młodzieniec, ma swoje porachunki ze światem. Nie odpowia­da mu zastany porządek, toteż pierwszym odruchem odrzuca go. Nie gadaniem odrzu­ca, nie buntem. On ten porządek po prostu ignoruje. Co istotne - nie próbuje porząd­ku owego zmienić, ulepszyć, zastąpić innym - to zupełnie go nie obchodzi, bo też i lu­dzie nie obchodzą go zupełnie. Rzecz w tym, że totalne nieposzanowanie zastanego świata bierze swoje u Don Juana źródło w pogar­dzie dla wszystkiego, co nie potwierdza jego osobowości. (...) Niebo upomina, grozi i - do diabła - nie zamierza na tym poprze­stać! To groźny ośrodek dyspozycyjny, na którego usługach są dosłownie wszyscy. Po­rzucone kobiety, zagniewane rody, tragicz­nie prorokujący rodzic, własny sługa nawet, a także nieboszczycy... To ci dopiero niebo, to przeciwnik, z którym żartować nie można. Ale stało się, kości rzucone, a gra idzie o stawkę najwyższą - sprawdzenie samego siebie: ulegnę, bo stchórzyłem, czy ulegnę, bom słabszy? (...) Z otoczeniem nie było kłopotów. Niebo usprawiedliwia wszystko, pozwala więc i na wszystko, byle z jego - nieba - imieniem i tytułem na górze. Ale niebo - wyższa sankcja, wyższy ośrodek dyspozycyjny także umie grać i albo partner będzie wypłacalny dla nieba, albo... Być wypłacalnym znaczy dla Don Juana postępować według reguł, które przyjął, ponieważ je od­rzuca. Tej ceny Don Juan nie zapłaci, bo nie może, bo to oznacza zaplucie jego osobo­wości, jego twarzy. Gra więc do końca już tylko dla uratowania w sobie istoty myślą­cej, bo reszty i tak uratować się nie da". W tych uwagach Krasowskiego o sprawie Don Juana raz tylko pada nazwisko partne­ra naszego bohatera, Sganarela. "Służba, Sganarelu! Śpiewajcie!" Sganarel nie bierze udziału w próbie "sprawdzania siebie" Don Juana, nie jest więc tu reżyserowi-eseiście potrzebny. Ważny jest "młody człowiek, pra­wie młodzieniec" i jego przegrana - z za­chowaniem własnej twarzy - walki z nie­bem.

Najpierw więc był esej. Potem zrobiona została obsada, rolę Don Juana otrzymał Andrzej Hrydzewicz, rolę Sganarela Witold Pyrkosz. Potem rozpoczęły się próby, a po­tem zobaczyliśmy przedstawienie. Przedsta­wienie "Don Juana", które mówiło nie o Don Juanie, ale o Sganarelu. Albo lepiej: które pokazywało Don Juana, świat, w którym Don Juan żyje i z którym się prawuje, któ­re pokazywało problem "sprawdzania się" jednostki poprzez obraz Sganarela, z perspe­ktywy Sganarela. To, co było poważnym pro­blemem eseju, stało się przedmiotem ośmie­szenia w przedstawieniu. Ten, kto miał być bohaterem, stał się częścią świata, który podjął się próby sprawdzenia Sganarela. Oczywiście, Sganarel nie jest temu światu przeciwstawiony; i dlatego jako część tego świata jest świata tego wyszydzeniem.

Sganarel robi to wszystko, co inni. Mówi to co inni, myśli tak jak inni, żyje tak jak inni. Naśladuje wszystkich, z Don Juanem włącznie. Ale że tylko naśladuje, dopro­wadza wszystko do karykatury. Śmieszność Sganarela staje się śmiesznością świata, któ­rego jest karykaturą. Śmieszny staje się w ten sposób także Don Juan i jego chęć spraw­dzenia samego siebie.

Esej nie stał się przedstawieniem. W te­atrze ważniejszy okazał się Sganarel. Rola Sganarela, zagrana przez Witolda Pyrkosza, wyrosła ponad rolę Don Juana granego przez Andrzeja Hrydzewicza. To, co reżyser-eseista spisał na papierze, zostało przez reżysera-twórcę przedstawienia obrócone do góry nogami. Bez żalu i bez ułomnych konsek­wencji w samym przedstawieniu. W przed­stawieniu zagrana została nie idea, ale odezwał się teatr. To wszystko, co Krasow­ski przypisał w eseju Don Juanowi, ocalało na scenie. Ale Molier Krasowskiego w te­atrze przemówił nie jako konstrukcja inter­pretacyjna, ale jako jędrny, zbudowany w fakturze realistycznej teatr psychologiczny. Ważniejszy stał się ten, kto mógł się stać pełniejszą postacią. Zwyciężył bohater, którego obraz sceniczny mógł być ostrzej, do­sadniej, bardziej mięsiście narysowany. Waż­niejszy od pierwotnego zamiaru eseistyczne­go okazał się aktor, którego indywidualność i którego osobowość doprowadziły do tak zasadniczej rewizji zamiaru inscenizacyjnego.

Rzadko zdarza się w teatrze podpatrzyć to właśnie, co stało się we wrocławskim Te­atrze Polskim w okresie między pierwszą próbą a premierą. Niezwykłość, cudowność sztuki scenicznej, która inaczej niż profe­sorska dłubanina filologiczna rodzi się i pow­staje w zgodzie z prawami sztuki, posłuszna nie intencji interpretacyjnej, ale własnej ma­terii. Znamienność przedstawienia Krasow­skiego na tym właśnie polega, że zbudowane zostało z pełną świadomością i rozmysłem przeciw esejowi, w zgodzie z logiką i kon­sekwencją działań aktorskich. Powstał jeden z ciekawszych "Don Juanów". I powstało przedstawienie, będące nie ilustracją tezy, która ma być na scenie za wszelką cenę do­wiedziona, ale żywym, harmonijnie godzą­cym reżysera z aktorami teatrem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji