Artykuły

Paw mydlanej bańki

W Teatrze Studyjnym odbyła się premiera "Pawia królowej". Adaptację drugiej, równie głośnej jak pierwsza, powieści Doroty Masłowskiej ("Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną"), wyreżyserował Łukasz Kos. Powstało przedstawienie niewolne od niedoskonałości, lecz elektryzujące. Świetne w formie, gorzkie w treści. Choć wywołujące salwy śmiechu, przygnębiające.

Powieść Doroty Masłowskiej jest mieszaniną rapującej nawijki, podwórkowej ballady, kabaretu i pieśni dziadowskiej. Autorka kpi z popkultury, wyszydza pseudoartystów i telewizyjne gwiazdki, cały nasz żałosny high life, pozy i zadęcia, kuluarowe "kto kogo niesie?", chwytliwe tematy zastępcze.

Masłowska wyszydza też artystyczne produkcje i produkty na zamówienie, powstające z jednej strony dla zaspokojenia popytu, z drugiej - generujące epidemię złego smaku i stylu. Wprowadzając w nurt opowieści samą siebie, budzi podejrzenia wobec genezy własnej twórczości. A to oznacza, że sama nie jest już pewna, czy parodii rzeczywistości nie napisała na zamówienie tej rzeczywistości. Z podobnym dystansem o spauperyzowanej kulturze masowej dawno nikt się nie wypowiadał.

Podobać może się również starannie dobrana forma stylistyczna i językowa. Bo "Paw królowej" jest wyskandowanym w hiphopowych rymach poematem dygresyjnym. W groteskowych scenach opowiada o wokaliście Stanisławie Retro, którego dni sławy minęły bezpowrotnie, o jego dziewczynie, neolingwistycznej poetce Annie Przesik, znawcy mediów Szymonie Rybaczko i dziennikarzu muzycznym Robercie Maku. Ich życie, wypełnione wyspekulowanymi sukcesami, wiruje kolorami i puste jest w środku. Jak mydlana bańka. Kłopot w tym, że nie ma już nikogo, kto dostrzegłby, że król jest nagi.

Ostre spojrzenie i krytycyzm Masłowskiej Łukasz Kos przedstawia w dwóch częściach: pierwsza to barwne panoptikum śledzone zza rewiowej rampy, druga - to transowy hiphopowy squad na progresywnej scenie. Młodzi aktorzy ("Paw" jest dyplomowym przedstawieniem IV roku Wydziału Aktorskiego PWSFTviT) "rozkręcają" się wraz z narastającym rytmem opowieści.

Niestety, zdarza się że w momentach, gdy spektakl powinien migotać na fali pastiszu, dają znać o sobie niedostatki warsztatowe artystów. Nie przekreśla to jednak możliwości dopracowania stylu i środków. Najbliższy ideałowi nieposkromionego luzu i dystansu jest Radosław Osypiuk, imponujący świadomym wykorzystywaniem warsztatu i finezją.

Łukasz Kos, jeden z najciekawszych reżyserów młodego pokolenia, w swojej najnowszej pracy popisał się wnikliwą interpretacją dzieła, a także odwagą. Mógł przecież tak okroić tekst, by powstało bardzo zwarte przedstawienie, jeszcze silniej oddziałujące na widzów. W pokorze reżysera przedstawienia dyplomowego poświęcił chęć brylowania jako inscenizator, oddając pole aktorom.

Dzięki temu każdy z dwunastu występujących miał możliwość pokazania swoich umiejętności. A przecież o to właśnie chodziło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji