Artykuły

Niestety

POLSKA prapremiera Arrabala odbywała się w Sali Prób warszawskiego Teatru Dramatyczne­go o godzinie dwudziestej. Tego sa­mego dnia, o pół godziny wcześniej, na dużej scenie tego samego teatru grane było "Życie jest snem". Pu­bliczność sąsiadujących sal miała przerwę o tej same i godzinie, spotkanie obu grup nastąpiło w palarni i na kamiennych schodach przed wejściem. Bez trudu można było zgad­nąć, kto z której sali wyszedł. "Calderoniści" byli inni niż "arrabaliści". Pierwsi byli rozgrzani (to nie upał!), rozmawiali, ruchy mieli żwawe. Drudzy z apatią, ze spuszczonym wzrokiem snuli się od kiosku z książkami do drzwi wejściowych przez które tęsknie zerkali na Plac Defilad - z powrotem. Nie można oczywiście porównywać klasyka Calderona z Arrabalem, który chce być pisarzem awangardo­wym, nie można żądać, aby w maleńkiej Sali Prób działo się to samo, co na dużej scenie. O co innego tu i tu chodzi: w Sali Prób szuka się, na scenie dużej uprawia się normalny w wypadku Calderona dobry teatr. Czasami normalny teatr jest bardzo i złym teatrem, nie każde szukanie wieńczone może i musi być sukcesem. Bywa i odwrotnie. I nie ma na to żadnej reguły.

W tym zestawieniu Arrabal był słabszy oczywiście nie dlatego, że chce on być twórca awangardowym. Większość ważnych tekstów współczesnych zaliczanych bywa do kategorii "awangarda". Niejeden spektakl dramatu awangardowego - choć mówiło się o nim, że jest "dziwny" stał się wydarzeniem teatralnym. Beckett, Ionesca(wczesny), Genet, Pinter - mówią innym, odmiennym niż dramat tradycyjny językiem: nie odmawiamy im z tego powodu wiel­kości. Przeciwnie, bez nich nie potra­fimy sobie wyobrazić teatru współczesnego. Z Arrabalem sprawa jest inna. Arrabal bardzo chce być pisarzem awangardowym. Chce i nie potrafi jednocześnie. Pisze po prostu słabsze (sztuki, używa środków i efektów teatralnych, która są powtórzeniem odkryć sprzed lat dziesięciu, kiedy rzeczywiście ta awangarda, do której się Arrabal przyłączył, była jeszcze awangardą, tarmosi widza (a wydaje mu się, że nim wstrząsa), używa pretensjonalnego języka teatralnego (w przekonaniu, że jest to język awangardy), intryguje nas banałem (o którym sadzi, że ma cechy prawd elementarnych). Czytając i oglądając Arrabala dowiadujemy się, że nie tylko u nas występują kłopoty z dra­matem współczesnym, że nie tylko dramat "normalny" przeżywa ciężkie chwile, że "awangarda" (przede wszystkim - zła awangarda) szybciej się starzeje od Czechowa, czy nawet Zapolskiej. Po to, żeby się o tym przekonać, warto było sięgnąć po Arrabala. Czy warto jednak było po­święcać temu przedstawienie? Przedstawienie to trzeba bowiem spisać na straty. Tym bardziej szkoda wysiłku, że porażka ta nie jest wcale zawiniona przez teatr i przez realizatorów. Helmut Kajzar (reży­ser). Daniel Mróz (scenograf), akto­rzy - Wanda Łuczycka Zofia Rysiówna (rola Lilbe jest ozdobą przed­stawienia) Ryszard Pietruski (zacie­kawia jako Fidio w "Modlitwie", dobra robotę aktorska demonstruje jako Benedykt w jednoaktówce "Franciszka i kaci") zrobili dużo, żeby przedstawienie mogło nie tylko informować o tym, czym interesuje sie Arrabal i jak nieznany dotąd w Polsce Arrabal pisze, ale także mia­ło artystyczne walory teatralne. Do­bra wola, talent i pomysłowość nie wystarczyły jednak, by zrobić dobry teatr z tekstów trzech pachnących stęchlizna jednoaktówek o nazwach "Guernica" (wojna domowa w Hisz­panii, żona zasypana w ubikacji, mąż - Tadeusz Bartosik - wygłasza sa­piąc długi monolog przedrzeźniający "Krzesła" Ionesco). "Modlitwa" (dialog absurdalny na temat tego jak zostać dobrym człowiekiem). "Fran­ciszka i kaci" (najlepsza w tym ze­stawie etiuda dramatyczna o matce, która doprowadza do śmierci ojca dwóch chłopców). Smutny to był wieczór. Niestety.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji