Artykuły

Krzysztof Kwiatkowski: Lubię Warszawę

Po wyjściu z krakowskiej szkoły teatralnej idzie jak burza - za nim role w popularnych serialach i spektakularne role teatralne. - Jestem w takim momencie, w którym chcę wiele robić, dużo grać, rozwijać się. Stolica jest na to dobrym miejscem - mówi Krzysztof Kwiatkowski, aktor Teatru Polskiego w Warszawie.

Masz w sobie coś z hulaki Leona Birbanckiego, którego grasz w "Dożywociu" [na zdjęciu]?

- Każdy z nas pewnie trochę z niego ma, ale umówmy się, że Leon to postać narysowana grubą kreską, wyrazista, na skraju. On nie robi nic innego, tylko baluje, gra w karty, przepuszcza wielkie sumy pieniędzy, innymi słowy - korzysta z życia. U mnie, zdaje się, gen imprezowicza występuje w zdecydowanie bardziej zrównoważonych proporcjach. Mam znajomych, którzy żyją tak jak Birbancki i ja też mam momenty, w których potrzebuję się oderwać od codzienności. Pytanie w jakich to wszystko jest proporcjach. Moje pozwalają mi normalnie funkcjonować.

To pewnie za to bunt młodzieżowy był silny.

- Zawiodę cię, też jakoś niespecjalnie. A to dlatego, że od zawsze byłem człowiekiem, który sam szukał sobie zajęcia, a gdy masz co robić, to grupie pomysły po prostu nie przychodzą ci do głowy. Dobrze sobie organizowałem czas. W szkole mocno poszedłem w sport, regularne treningi ukierunkowały całą moją energię w coś konstruktywnego i nie musiałem szukać dla niej ujścia w czymś innym.

"Dożywocie" reżyseruje Filip Bajon, muzykę skomponował Michał Lorenc, aktorów ubiera Dorota Roqueplo. To miłe towarzystwo?

- Bardzo miłe. To jest grono wspaniałych artystów, z którym rozumiemy się natychmiast, bez słów. Gdy pada jakiś pomysł, to jest on momentalnie wykorzystywany i próbowany na scenie. Nie trzeba niczego przesadnie tłumaczyć. To bardzo przyspiesza i ułatwia pracę. Nie trzeba tracić energii.

Sztuka napisana jest ośmiozgłoskowcem. To dodatkowa trudność?

- Musiałem dobrze wejść we frazę, trwało to oczywiście chwilę. Ale w pewnym momencie poczułem, że to się stało organiczne, naturalne. Mówiąc kolokwialnie: weszło mi w ciało. To jest ważna chwila, kiedy nie myśli się już nad tekstem, tylko nad sensem kwestii, celem działań swojego bohatera. Mało tego - sam wiersz, jego budowa i struktura - w pewnym momencie zaczynają nawet pomagać aktorowi.

Jak się czujesz jako Krakus w Warszawie?

- Wspaniale. Przyjechałem tu i od razu byłem zachwycony. Zaraz po studiach chciałem jak najszybciej wyjechać z Krakowa. Znałem już to miasto na wylot, każdy jego zakamarek i poczułem, że się duszę. Doszedłem nawet do momentu, że chciałem robić kurs przewodnika po Krakowie. A Warszawa dała mi dystans, przestrzeń. Uwielbiam duże miasta, pulsujące życiem, a Warszawa taka jest, ciągle można w niej odkrywać coś nowego. Jestem też w takim momencie, w którym chcę wiele robić, dużo grać, rozwijać się. Stolica jest na to dobrym miejscem.

Co lubisz w tym mieście?

- Parki, a zwłaszcza Pole Mokotowskie. Pamiętam, jak odwiedzałem to miejsce w czasie prób do "Hamleta". Często znajdywałem jakiś ukryty zakątek, gdzie mogłem spokojnie pracować nad tekstem. Mam taki zwyczaj, że lubię pracować na świeżym powietrzu. Gdy nieopodal przechodzili ludzie, to udawałem, że patrzę w gwiazdy, a po chwili wracałem do scenariusza, (śmiech).

Miło jest rozśmieszać ludzi?

- Bardzo! Mam nadzieję, że moja rola podoba się widzom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji