Artykuły

Hanka Bielicka i Irena Kwiatkowska: Były jak ogień i woda

Najwspanialsze aktorki komediowe w naszej historii szczerze się nie lubiły. Nigdy nie przeszły na "ty". Każda z nich miała wielki talent i każda potrafiła doprowadzić publiczność do łez - oczywiście ze śmiechu.

Występowały na tych samych scenach i estradach. Zdarzało się, że jedna brała zastępstwo za drugą i grała rolę w sztuce tak wspaniale, że ani publiczność, ani współpracownicy nie mogli zdecydować, która jest lepsza. Przez 20 lat siedziały nawet w tej samej garderobie, w warszawskim Teatrze Syrena, lecz ani razu nie zwróciły się do siebie po imieniu. A przecież znały się kilkadziesiąt lat! Należały do tego samego pokolenia. Kwiatkowska (1912-2011) była nieco starsza, lecz studiowały w podobnym czasie i widywały się w przedwojennym Państwowym Instytucie Teatralnym w Warszawie. Nawet nauczycieli miały tych samych. O co więc mogło chodzić?

Hanka Bielicka (1915-2006) użyła kiedyś obrazowego porównania. Stwierdziła, że to tak, jak gdyby ktoś przez lata prowadził własny sklepik, i oto nagle, na tej samej ulicy, powstał taki sam, z podobnym asortymentem. Wiadomo, że jego właścicielki nie będą czuły do siebie sympatii.

- Tak było ze mną i Ireną Kwiatkowską - tłumaczyła w jednym z wywiadów. - Zresztą bardzo rzadko aktorki tego samego pokroju kochają się - uśmiechała się znacząco Bielicka. I od razu dodawała: - Nie przepadałyśmy za sobą, mimo to bardzo ją uznawałam, szanowałam. Ona mnie też, chociaż uważała, że jestem za szybka... Ona była szalenie dokładna, systematyczna.

Były więc różne, w dodatku obie miały silne charaktery i - jak to bardzo łagodnie ujął Zbigniew Korpolewski, autor książki o Bielickiej - konkurowały, "nie okazując sobie zbytniej wylewności, czy serdeczności". Inaczej nawet dobierały sobie repertuar. Bielicka ponoć miała większe poczucie niezależności i dużo bardziej ufała własnej ocenie tekstu, który jej proponowano. Kwiatkowska natomiast bardzo się liczyła z opinią "salonu", czyli przeróżnych autorytetów. A już najbardziej - męża, Bolesława Kielskiego, spikera i dziennikarza Polskiego Radia.

Ci, którzy pracowali z obiema artystkami, pamiętają, że różniły je też sposób bycia i podejście do życia. Bielicka - dynamiczna, otwarta, szczodra, by nie powiedzieć rozrzutna, zawsze mówiła, że zarabia pieniądze po to, żeby się nimi dzielić. Dawała sute napiwki i pomagała każdemu, kto jej zdaniem potrzebował wsparcia. Mnóstwo pieniędzy przeznaczała też na cele charytatywne, szczególnie na hospicja i zwierzęta.

Kwiatkowska zaś przeciwnie, była dość powściągliwa i nadzwyczaj oszczędna, niektórzy twierdzą nawet wprost, że skąpa. W tej sytuacji trudno o wzajemną sympatię. Nie lubiły się, zazdrościły sobie repertuaru i bardzo pilnie obserwowały, czy aby jednej z nich publiczność nie przyjmuje z większym aplauzem niż drugiej. Były to jednak prawdziwe damy i nigdy się nie zachowały niczym współczesne telewizyjne gwiazdki jednego programu, które potrafią pobić się w toalecie z powodu jakiejś błahostki!

W 2005 roku obie, wiekowe już artystki, przybyły na gdański Festiwal Dobrego Humoru [na zdjęciu]. Zasiadły obok siebie w jednym odkrytym aucie i zgodnie, z uśmiechem, pozdrawiały zgromadzonych przy ulicy fanów. - Poznałyśmy się 52 lata temu i nie przypuszczałam, że tyle lat będziemy konkurować - wzdychała Hanka Bielicka.

Do końca jednak nie złagodniały. Bielicka kiedyś zwierzyła się swojej gosposi: "Wiesz co? Jak ja bym chciała zobaczyć minę Ireny, kiedy umrę". Rywalka, chociaż była o parę lat starsza, przeżyła ją o 6 lat...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji