Artykuły

Dobry, zły czy brzydki?

"Zły" wg Leopolda Tyrmanda w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Aleksandra Zając-Kiedysz w Blizie.

Różne odmiany historii kryminalnych są od dawna już wszechobecne w kulturze popularnej - karmi się nimi kino, telewizja (ostatnimi czasy szczególnie uwydatnia się to w serialach), literatura, teatr. Kryminalne komedie szczególnie upodobały sobie wszelkie sceny kameralne, chyba każda ma w repertuarze tego rodzaju przedstawienia. Wystawiane są także i klasyczne kryminały, o atrakcyjności dochodzenia do prawdy o zbrodni dla widza niech świadczy realizacja "Pułapki na myszy" Agaty Christie, która miała swoją premierę na londyńskim West Endzie 6 października 1952 roku. Od tej pory grana jest nieprzerwanie, stając się tym samym najdłużej granym przedstawieniem teatralnym w historii teatru w ogóle (już trzy lata temu osiągnęła zawrotną liczbę 25 tysięcy przedstawień).

Biorąc pod uwagę nośność kryminalnych intryg, ciekawe jest, że teatry musicalowe nie sięgają po nie wcale aż tak chętnie. Tutaj także dominują bardziej kameralne produkcje, o farsowym charakterze. Czasem jednak pojawiają się realizacje większego formatu, do takich z pewnością zaliczyć można "Złego" wg Leopolda Tyrmanda. Ta długo zapowiadana premiera odbyła się 6 września 2015 roku. Realizatorzy spektaklu są już dobrze znani trójmiejskiej publiczności - reżyserem i autorem adaptacji jest Wojciech Kościelniak, muzyki Piotr Dziubek, tekstów piosenek zaś Rafał Dziwisz.

Powieść Tyrmanda tylko po części jest kryminałem. Jej wielowątkowość była zresztą od momentu opublikowania przedmiotem rozlicznych sporów. Współczesna wersja "Trędowatej", oceniał ją Iwaszkiewicz, "Balzac dla gówniarzy", ostro recenzował Kijowski, "najdoskonalsza kontynuacja poezji romantycznej", pisał Gombrowicz, w audycji radiowej z ust samego Kotta padło zaś, że jest lepsza od "Ulissesa". Powieść ukazała się drukiem w 1955 roku, z marszu uzyskała status kultowej, choć jednocześnie przyklejono jej - krzywdzącą zdaniem wielu - łatkę powieści popularnej, pozbawionej wartości artystycznej. Do dzisiaj krążą zupełnie fantastyczne anegdoty, jak ustawiały się po nią kolejki, reglamentowano sprzedaż - po jednej sztuce na głowę, ponoć Słojewskiemu wyrwano czytany właśnie egzemplarz spod pachy, złodziej wyskoczył ze zdobyczą z jadącego tramwaju. Tyrmand stał się też ojcem chuliganów, którzy byli dumni, że "pan Leopold" opisał ich świat.

"Zły" z pewnością jest ciekawym materiałem dla rozrywkowego teatru muzycznego - jest tu zbrodnia i tajemnica, dziennikarze i stróże prawa (a nawet domorosły detektyw) dążący do rozwiązania zagadki, niejednoznaczna postać tytułowa, liczne historie miłosne, w tle zaś miasto próbujące podnieść się po katastrofie. Kościelniak opowiadał przed premierą, co dla niego ważne jest w tej historii:

"Komiksowa opowieść o superbohaterze pozwala mocno wejść w amerykańskie wzorce. A jednocześnie jest sprzężona z prawdą o siermiężnej Warszawie lat 50. Wydawało mi się interesujące posklejać Warszawę z gruzów i ruin z marzeniem o superbohaterze, polskim Zorro czy Spidermanie. Ale w powieści w pewnym momencie ta bajkowa narracja staje się coraz bardziej realistyczna. Styk obu tych światów jest najciekawszy. (...) To nie będzie rzecz o głębokości Lalki czy Chłopów, bo to nie noblowska powieść, tylko kryminał. Zależy mi na porządnej sensacji."

W innej rozmowie mówił:

"Jedno z podstawowych pytań w tej książce, to: kto jest zły? Czy ci, których atakuje Nowak, czy on sam, który dostaje w pewnym momencie przydomek "zły", czy może rzeczywistość PRL-owska, w której jesteśmy, to jest "zły". Pewnie najważniejsze pytanie to, czy zło wolno zwalczać złem, (...) sercem jesteśmy za Nowakiem, kiedy on bije tych łobuzów, to zawsze się podoba, ale na dłuższą metę jest wątpliwe. Nie chciałby udzielać tutaj odpowiedzi, raczej postawić kilka pytań, czy tak wolno."

Przedstawienie otwiera scena napaści na Martę Majewską (w tej roli Maja Gadzińska i Mariola Kurnicka) i pierwszej interwencji tytułowego bohatera (Krzysztof Wojciechowski). Kolejne odsłony pokazują z jednej strony obraz miasta, w którym trwa odbudowa, a obywatele starają się funkcjonować normalnie - pracują, jeżdżą autobusami, stoją w kolejkach, chodzą do kina, jeżdżą na łyżwach. Z drugiej strony jednak panuje w nim chaos i bezprawie niczym na Dzikim Zachodzie. Jest jakaś milicja, ale zupełnie nie kontroluje sytuacji, co jest doskonałą pożywką dla wszelkiego rodzaju oprychów i rzezimieszków. Zbrodnia oplata miasto jak sieć, w skali mikro - w postaci drobnych przestępstw, chuliganerii i wandalizmu, i w skali makro - w postaci nieźle zorganizowanego świata gangsterskiego, dla którego przykrywką jest Spółdzielnia "Tektura" (odpowiednik powieściowej Spółdzielni "Woreczek"). Na jej czele stoi Prezes - Filip Merynos (Bernard Szyc), prawdziwy czarny charakter. Razem ze "współpracownikami" opowiada o przedsiębiorstwie i wyjaśnia zasady jego działania:

"Spółdzielnia "Tektura", galanteryjne wyroby z mas plastycznych,

Spółdzielnia "Tektura", świetna przykrywka przekrętów dość rozlicznych...

Bandycka brawura pod płaszczykiem biura - Spółdzielnia "Tektura"."

Funkcjonują w nim wyspecjalizowane w różnego rodzaju "działalności" wydziały - transportowy, biletowy, witamin, handlu cegłami, wycieczek i wczasów, rozbierania. Merynos, dzięki wrodzonym zdolnościom organizacyjnym, zamiłowaniu do luksusów przy jednoczesnej niechęci do ciężkiej pracy, stworzył imponującą strukturę mafijną, zagospodarowując przy tym masy pałętającego się bezczynnie chuligaństwa.

W pierwszym akcie następuje po sobie szereg brutalnych napaści, na lodowisku czy w autobusie, nie mają one jakiejś wyraźnej przyczyny - stanowią dla agresywnej młodzieży formę spędzania wolnego czasu. Atakują zawsze w grupie, zawsze słabszych, nie odpuszczają nikomu, celem ataku może być każdy - inwalida, osoba starsza, czy kobieta w ciąży. Równie niespodziewanie zaś niemal wszędzie tam, gdzie dzieje się niesprawiedliwość, zjawia się tajemnicza postać samotnego mściciela. Zagadka, którą próbują rozwiązać tu wszyscy - dziennikarze, Drobniak, mieszkańcy miasta, milicja, a w końcu sami bandyci, to odkrycie tożsamości tego człowieka. Ta tajemnica w dużej mierze buduje napięcie, a rozwiązanie - jak przystało na kryminał - następuje w finale spektaklu.

Kim więc jest Zły? Choć to postać tytułowa, to jego obecność na scenie jest raczej sporadyczna. Tę bardzo trudną, dramatyczną rolę Kościelniak powierzył Krzysztofowi Wojciechowskiemu, który mówił przed premierą, że inspirował się przede wszystkim książką, opisami wyjaśniającymi, jaki ten Zły naprawdę jest: "ta postać dużo bardziej mi się podoba od tych bohaterów zachodnich. Po pierwsze jest nasz, polski, to się dzieje w naszych polskich realiach, z naszą taką nienawiścią do świata. On nie jest jakimś kolorowym typkiem, (...) nie ma żadnego alter ego, jest zbudowany z krwi i kości, taki jest i nie potrafi być inny. Być może by nawet chciał i to jest w nim ciekawe, polskie, to nie jest cukierkowe, jednoznacznie dobre, co on robi" . Zły bierze udział w wielu dynamicznych bójkach, pojedynkach, pościgach, aktor musiał starannie przygotować się do roli także pod względem fizycznym, zaczął biegać i regularnie trenować na siłowni, co zresztą jest widoczne na scenie, na której Wojciechowski imponuje sprawnością.

Świadkowie opisujący Złego w czasie przesłuchań na posterunku podają różne, nierzadko sprzeczne ze sobą informacje: ogromny, piękny, z grzywą jak u lwa, cień niewysokiego wzrostu. Wszyscy podkreślają zgodnie jego nadludzką niemal szybkość, białe, przeraźliwie jasne oczy i połyskujący na ręku pierścień albo kastet. Efekt tych niezwykłych oczu tytułowego bohatera w spektaklu został osiągnięty dzięki soczewkom i specjalnej charakteryzacji. Po zatrzymaniu powie o sobie, że on ma do bicia po prostu talent - jak inni do śpiewania. Wykorzystuje też, że wywodzi się z tego samego środowiska, zna schemat postępowania bandytów, których ściga, do tego potrafi robić doskonały użytek z ciemnych zaułków, wykorzystywać do perfekcji efekt zaskoczenia. Wpada niczym pocisk między chuliganów, a po chwili jest już po wszystkim. Warto nadmienić, że sceny walk zostały precyzyjnie przygotowane - zespół przygotowywał się do nich pod okiem Janusza Kołakowskiego, instruktora kick-boxingu i znawcy brazylijskiego Jiu Jitsu. Chodziło nie tylko o technikę, ale też o sposób poruszania się według reguł bokserskich. Bójki zostały bardzo ciekawie wkomponowane w ruch sceniczny i choreografię, autorstwa Jarosława Stańka, to w ogóle jeden z chyba najmocniejszych elementów w spektaklu.

Kościelniakowi Zły skojarzył się z Zorro, co zresztą zasugerowane jest w samej powieści. Na tym Dzikim Zachodzie, jakim stała się w latach pięćdziesiątych Warszawa, sam jeden staje w obronie słabych, wymierza sprawiedliwość, sprawia, że przestępcy nie mogą się czuć bezkarnie. Redaktor Edwin Kolanko (Łukasz Dziedzic i Tomasz Steciuk), zafascynowany postacią samotnego mściciela, właśnie Zorro przywołuje na scenę: "nikt z nas nie pytał, skąd zawsze wiedział, gdzie powinien się pojawić... Silny i zręczny - nigdy nikt mu nie podskoczył. Ten czarny wąsik i pod maską - wrzące oczy! Wszystkich wykańczał nasz seor Zorro!". W gruncie rzeczy dziennikarz, ale też zwykli mieszkańcy Warszawy i chyba nawet milicja kibicuje Złemu. Odczucia te są zresztą bliskie każdemu, kto czytał "Złego", realizatorzy spektaklu oszczędzają widzom szeregu potworności obecnych w powieści, korozja świata wartości jest obezwładniająca.

Twórcy zastrzegali, że po "Lalce" i "Chłopach", tym razem podstawowym budulcem będzie zabawa. Faktycznie w przedstawieniu mnóstwo jest scen walk, potańcówek, pościgów (także samochodowych), ale całość jest jednak zdecydowanie mroczna. Efekt ten potęgują kostiumy, utrzymane w monochromatycznych odcieniach szarości (autorstwa Katarzyny Paciorek), ale przede wszystkim scenografia i animacje (autorstwa Damiana Styrny). Dominującym elementem oprawy scenicznej jest metalowa konstrukcja, będąca czasem kamienicą, innym razem warsztatem Wilgi czy restauracją, jedną z jej ścian zdobi zaś monolityczna maska, górująca nad wieloma fragmentami, niczym niemy, tajemniczy świadek. Być może symbolizuje ona władzę, która obojętnie obserwuje z góry sytuację w mieście, dając na nią milczące przyzwolenie. Animacje pozwalają zaś nadać poszczególnym scenom tajemniczości i charakteru, to sprawdzone już przez ten zespół twórców w innych realizacjach rozwiązanie. Pomagają budować wiele równolegle funkcjonujących planów, większość spektaklu nasycona jest grafitową bądź niebieskawą poświatą, miejsce akcji zaznacza czasem neon - Społem czy Atlantic, innym razem szyld Express Wieczorny.

Przedstawienie uznać należy za kolejną ciekawą propozycję Muzycznego. W tym blisko trzy i półgodzinnym spektaklu brakuje jednak spójności, do jakiej przyzwyczaił widzów Kościelniak w swoich wcześniejszych realizacjach. Właściwie trudno dokładnie wskazać, gdzie został popełniony błąd. Większość składowych elementów jest na wysokim poziomie. Są tutaj widowiskowe sceny zbiorowe, jak ta na lodowisku (w spektaklu pojawia się aż 60 wykonawców), ciekawe songi - chociażby doskonała "Królowa Siekierek", w wykonaniu Anieli (Ewa Gierlińska i Dorota Kowalewska) czy świetny finał pierwszego aktu, intrygująca oprawa sceniczna. Zespół Muzycznego, jak zwykle zresztą, staje na wysokości zadania, a powiedzieć trzeba, że reżyser i choreograf podnieśli tutaj porzeczkę wysoko. Do tego dołożyć można kilka bardzo dobrych ról - jak wspomnianej Anieli Ewy Gierlińskiej, Redaktora Kolanki Steciuka, doktora Halskiego Tomasza Więcka. Udało się też, co jest niemałym zaskoczeniem, przenieść akcję przedstawienia do jakiegoś nieokreślonego miasta. Warszawa pojawia się w nazwach ulic, czy lokali gastronomicznych, ale równie dobrze wydarzenia mogłyby się dziać w każdym dużym mieście w Polsce.

Na pewno jednak spektakl jest za długi i zbytnio naszpikowany różnymi pomysłami, każdy z nich osobno jest interesujący, razem jednak nieco męczą (tempo wyraźnie zresztą spada w drugim akcie). Bardzo nietypowym zabiegiem jest pozbawienie tytułowej postaci indywidualnego songu, to jeszcze bardziej utrudniło zadanie Wojciechowskiemu - reżyser zabrał mu podstawowe narzędzie w teatrze muzycznym, jakim jest śpiew. Mimo to udało mu się stworzyć interesującą kreację.

Dziwna to w ogóle opowieść, czasem o bohaterach drugoplanowych wiadomo więcej, niż o tych z pierwszego planu, o ile w ogóle można o takowych tutaj mówić. Przykładem może był właśnie Aniela - pojawia się w nielicznych scenach, w których szokuje brutalnością języka i bezpośredniością, po czym w jedynym solowym utworze wyjaśnia wszystko o sobie i relacjach z Merynosem.

"Nazywali mnie Królową Siekierek, byłam harda i kumałam grypserę,

Żyłam szybko i za forsę się puszczałam, ostro piłam i miłości nie szukałam.

Aż się zjawił ten, co fest mnie przyszpilił, on był wtedy jeszcze Władek, nie Filip,

I choć przy nim wredną, zimną udawałam, to w dzień każdy w dzikiej żądzy się spalałam.

On mnie nie chciał, ale była raz wódka, moje piersi i spódnica zbyt krótka,

I choć wziął mnie dość brutalnie swym zwyczajem, to ta chwila wydawała mi się rajem."

To przejmująca opowieść kobiety, wiernej jak pies, która "kiedy kocha, to już pogrzebaczem w pysk". Aż żal, że nie wszystkie postaci poprowadzone są z podobną precyzją i charakterem.

Ów wspomniany brak spójności wynika chyba z faktu, że realizatorzy nie mogli się zdecydować, o czym "Zły" właściwie jest. Czy to sensacja, opowieść o mieście grzechu, historia pewnej miłości, a może jednak komiks? Spektakl, zgodnie z prawidłami kryminału, trzyma odbiorcę w napięciu do ostatniej sceny. Ustami księgowego, a po godzinach detektywa, Jonasza Drobniaka (Mateusz Deskiewicz), objawione zostają powiązania między poszczególnymi postaciami i przeszłość Merynosa. W finałowym monologu - spowiedzi Henryka Nowaka widzowie poznają prawdę o nim samym.

"Zły" to chyba przede wszystkim opowieść o zbrodni, oglądanej różnych perspektyw - dziennikarza, lekarza pogotowia, milicjanta, zwykłego obywatela, oprycha, szefa mafii i wreszcie samego Złego. Reżyser przygląda się przestępstwom w wymiarze jednostkowym, zorganizowanym, podejmuje też problematykę sprawiedliwości, zemsty, próby odkupienia win. Ostatnia scena pozwala przypuszczać, że właśnie to interesuje Kościelniaka najbardziej.

W programie do przedstawienia Matthew Tyrmand pisał, że w "Złym" Warszawa "stanowiła obraz włóczących się band chuliganów, młodych mężczyzn, którzy wychowywali się bez ojców, zabitych podczas wojny; następnie dołączali się do gangów, gdzie pracowali jako mięśniacy dla kryminalnych organizacji mafijnych, z których część bez wątpienia współpracowała z aparatem komunistycznym". Nowak, gdy zostaje zatrzymany przez Dziarskiego zwraca uwagę na dydaktyczny aspekt swoich działań, mówi:

"Każdy taki zły człowiek, każdy chuligan, a nawet bandyta ma w życiu chwilę, kiedy chce wrócić do ludzi. Ta chwila jest więcej warta (...), więcej znaczy niż setki świetlic, niż miliony wychowawczych pogadanek, niż najbardziej ponura cela więzienna. (...) Ważne jest to, że ja, człowiek prosty, nieuczony, postanowiłem warszawskim chłopakom pomagać w osiągnięciu takiej chwili, takiego momentu. Bo trzeba panu wiedzieć, poruczniku, że ten moment najczęściej przychodzi wtedy, gdy się solidnie otrzyma po krzyżach. Kiedy chłopczyk tak poszoruje trochę zębami po bruku, zainkasuje kilka obcasów w brzuch i w oczy, przeleży parę dni w szpitalu, to wtedy zaczyna kombinować, że najlepiej opłaca się przestać".

Nowakowi nie tylko zatem o zemstę idzie i o win odkupienie. Jolanta Pasterska dostrzegła w aresztowaniu Nowaka swoiste katharsis, schemat nawrócenia został tym samym dopełniony, jej zdaniem kończy ono cierpienie tytułowego bohatera.

Kościelniak zdecydował się jednak uciąć opowieść przejmującym monologiem Nowaka. Nie udziela zatem odpowiedzi, czy zbrodnią można odkupić inną zbrodnię i czy właściwy porządek zostanie przywrócony. Finał uzmysławia, że nadludzkiego wysiłku wymaga od Złego nie okładanie chuliganów po głowach, ale samo życie, z nieustannie towarzyszącym obrazem popełnionej w przeszłości potwornej zbrodni. Krzyczy na koniec z wyrzutem - "a ja żyję, a ja wciąż żyję". Widzowie zabiorą właśnie ten fragment ze sobą do domu, każdy odpowiedzieć musi sobie sam, kto tu właściwie był zły, kto dobry, a kto brzydki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji