Artykuły

Sen o papieżu

Dziwaczna sztuka. I osobliwa historia jej powstania. Naj­pierw był Frederick William Rolfe, który zmarł w Wenecji w 1913 roku. po 53 latach bar­dzo nieudanego, żałosnego ży­cia. Imając się różnych zajęć - malarstwa, fotografiki, dzien­nikarstwa - Rolfe zaczął od poezji, a skończył na schizofrenii. Przyjął wyznanie rzym­skokatolickie w środowisku zaciekle protestanckim i czuł w sobie powołanie na katolickiego księdza; odmówiono mu jednak święceń kapłańskich. W r. 1903 Rolfe - dyletant, pokątny publicysta. pisujący pod różnymi pseudonimami, wśród których nie zabrakło i takiego: Baron Corvo - wydał powieść "Hadrian VII". Zawarł w niej swoje marzenia o refor­mie kościoła i wyborze takiego człowieka na papieża, który by zerwał z doczesnymi, świecki­mi celami papiestwa i poświe­cił się wyłącznie apostolatowi krzewieniu, umacnianiu wiary. W marzeniach swoich, narasta­jących do rozmiarów chorobli­wych urojeń. Rolfe sam się uj­rzał takim papieżem-odnowicielem, Hadrianem VII - to imię na pamiątkę jedynego w dzie­jach papiestwa papieża narodo­wości angielskiej średniowiecz­nego Hadriana IV. Powieść ktoś tam powitał jako objawienie, ale zresztą mi­nęła bez zwrócenia na siebie uwagi. I została zapomniana doszczętnie. Pisarstwo Rolfe'a nadal było nikomu niepotrzeb­ne, Rolfe jak żył w niedostat­ku, tak umarł w nędzy.

Aż przed paru laty trafił na puściznę po nim dziennikarz i scenarzysta angielski Peter Lu­ke. Z montażu zaadaptowanych na scenę powieści Rolfe'a, pod­partych urywkami z paru in­nych jego utworów powstała sztuka, w której mały człowie­czek, gnębiony, upokarzany przez nieprzyjazne otoczenie przeżywa bezgraniczny triumf wybór na papieża, a następnie śmierć w obronie ideałów wia­ry, z ręki fanatycznego prze­ciwnika. Niestety, Rolfe miał dość sił na rozgrywkę ze swoim otoczeniem, z komornikami czy rozpustną gospodynią ale jego walka o odnowę papiestwa jest mało pogłębiona i urywa się rychło. Sztuka, kreująca się na wielką rozprawę z kompromi­sami i metodami, stosowanymi przez kurie rzymską, ścieśnia się do porachunków z osobami, które skrzywdziły chorego au­tora lub które on w swej manii prześladowczej uważał za krzywdzicieli. Wielki dramat rozmienił się na drobne, pisarz Rolfe nie dopłynął do wyspy genialnych szaleńców.

Te wnioski niesie przedsta­wienie w The Haymarket Theatre w Londynie, w którym "Hadrian VII" idzie już blisko rok. przeniesiony tu z innego teatru londyńskiego - albo­wiem sztuka zdobyła sobie olb­rzymie powodzenie i trafiła na polską scenę jako do osiemna­stego z kolei kraju Na scenie Teatru Dramatycznego - w prze­kładzie Kazimierza Piotrowskie­go i w reżyserii Jana Bratkow­skiego - znalazła zresztą nie­co inny wyraz, ograniczający strefę prywatnych doznań Rol­fem na rzecz jego perypetii ja­ko Hadriana VII. Jest to prze­suniecie akcentów wielce słusz­ne. Dzięki niemu sztuka "ko­responduje" z obecnymi prze­mianami i kontrowersjami w ko­ściele, jest żywa i pobudza do dyskusji. Widziałem w Londynie zna­komitego Douglasa Raina w ty­tułowej roii: był bardzo angiel­ski,bardzo uciśniony nędzą, kłótliwy i drobiazgowy, na kra­wędzi maniakalnej obsesji. U nas gra Hadriana VII Gustaw Holoubek: nadał on angielskie­mu biedakowi format większy i wyposaża go w szerszą świa­domość celów, także tych naj­większej miary. Dzięki temu jeszcze wyraźniej uwypuklają się zamysły Bratkowskiego i Holoubka w stosunku do tej roli; przy czym awansowanie z idealistycznego księdza w "Na­miestniku" Hochhutha do idea­listycznego papieża który cho­ciaż jest postacią fikcyjną, ale żyje na scenie, a nawet po tro­sze antycypuje - co łatwo zau­ważyć, ale co przynosi zaszczyt "przeczuwającemu" go angiel­skiemu pisarzowi - pewne ce­chy charakteru i postępowania Jana XXIII - przeprowadził Holoubek z widocznym zadowo­leniem; wyszedł też poza inten­cje Rolfe'a-Luke'a, gdy dystan­suje się od wątku osobistego, gdy słowa jego mają akcenty ironiczne.

Kardynałów grają udatnie Czesław Kalinowski, Tadeusz Bartosik, Mieczysław Milecki, Jarosław Skulski, Janusz Ziejewski, Zbigniew Obucbowski. Nic dziwnego, papieże - mimo Słowackiego, Brechta, Hochhu­tha są raczej rzadkimi gośćmi na scenie, ale kardynało­wie zadomowili się w teatrze od dawna. Przy kardynałach skromny biskup - gra go Mieczysław Voit - tylko mru­czy coś pod nosem, a rektor se­minarium duchownego - Zbig­niew Koczanowicz - gnie się w służalczym ukłonie. Natomiast kapelan papieski - Jan Englert - jest żarliwy i szczery. Wanda Łuczycka gra sympa­tyczną starszą panią, usiłującą pomóc niewypłacalnemu loka­torowi. Barbara Horawianka trochę chyba za słabo podkreś­la wulgarność gospodyni Rolfe'a. Ryszard Pietruski odsta­wia protestanckiego papieżożercę wybornie ucharakteryzowany.

Wymiary widowiska podyk­towały również dekorację Jana Kosińskiego, pełne rozmachu w scenach rzymskich, może tro­chę za mało przyduszone w scenach londyńskich. Chudopachołek Rolfe jest w Rzymie papieżem na tle przepychu Wa­tykanu i Lateranu; ale w Lon­dynie mieszka w izbie w do­mu slumsowym, w którym z każdego kąta zieje głód i smród: jest to nora. którą egzekuto­rzy ogałacają z ostatnich meb­li. Majestat kurii promieniuje za to ze scenv odpowiednio, a parada kardynałów i akolitów, chór chłopięcy, śpiewy i muzy­ka - jeszcze jedno cenne dzie­ło użytkowe Tadeusza Bairda - są ozdobą przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji