Artykuły

Dawnej Odessy czas...

"Ach! Odessa - Mama..." w reż. Jana Szurmieja w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w portalu Teatr dla Was.

Muzyczne spektakle Teatru Żydowskiego od dawna cieszą się sympatią widzów, którzy z przyjemnością nucą wpadające w ucho szlagiery, podrygują w takt rytmicznych dźwięków i z łezką w oku wsłuchują się w nostalgiczne słowa niektórych piosenek. Musical "Ach! Odessa - Mama...", grany z powodzeniem już od kilku lat, zaprasza widza i zabiera ich w niezwykłą podróż do Odessy z początku wieku XX, wielobarwnego miasta portowego, szalonego i tętniącego życiem. Ówczesna Odessa stanowiła prawdziwy tygiel narodowości i religii. Żyli tam Rosjanie, Ukraińcy, Żydzi, Mołdawianie, Turcy, Grecy i inni. Mieszały się rozmaite zwyczaje, tradycje. Ta niezwykła, dynamiczna mozaika, stała się inspiracją dla stworzenia trzygodzinnej opowieści, wypełnionej piosenką i tańcem. W przesyconym humorem, atmosferą zabawy, ale i nostalgicznym smutkiem przedstawieniu w reżyserii Jana Szurmieja, odnajdziemy motywy rodem ze "Zmierzchu" oraz "Opowiadań Odeskich" Izaaka Babla, a także niedokończonego scenariusza filmowego "Benia Król" oraz materiałów z archiwum policji carskiej Odessy.

Na scenie Teatru Żydowskiego pojawia się legendarna Odessa i jej mieszkańcy. Miasto, które w XIX wieku było głównym portem obsługującym eksport rosyjskiego zboża, dzięki czemu stało się jednym z najbogatszych i najszybciej rozwijających się ośrodków carskiej Rosji, a przed wybuchem I wojny światowej - czwartą najważniejszą metropolią w Imperium. Z czego słynęła ówczesna Odessa? Czy dowiemy się tego śledząc losy bohaterów musicalu? Ukraiński pisarz Isaac Babel w swoich "Opowieściach z Odessy" z niezwykłym polotem i charyzmą opisuje losy żydowskiego gangstera Benyi Krika. "Gdzie zaczyna się władza policji i gdzie kończy się panowanie Benyi Krika, ojca chrzestnego odeskiej mafii?" - pyta ktoś. "Policja kończy się tam, gdzie Benya się zaczyna" - pada odpowiedź. I właśnie ten owiany wielką sławą kryminalista stał się najważniejszym bohaterem muzycznych opowieści. Benya Król rządził wśród odeskiego półświatka, handlarzy, przemytników, wszelkiej maści złodziei i zbirów. Bano się go i kochano. Ten czołowy bandyta odeski (którego pierwowzorem był kto inny, a mianowicie Miszka Japończyk), w scenicznej historii, podobnie jak u Babla, jawi się jako postać niemal mityczna; honorowy zbir-heros o wielkim sercu, który odbiera bogatym, a daje biednym. Obok niego pojawia się cały odeski świat gangsterów, furmanów, biedoty oraz kupców, przekupek, rabinów, a także właścicieli i bywalców domów schadzek. Cóż jeszcze można dodać? Może to, że w przeszłości "Odessa Mama", jak nazywano miasto, tworzyła z "Papą Rostowem" duet miast o największej przestępczości w regionie rosyjskich miast nad Morzem Czarnym.

Wśród kurzu ciasnych podwórek, na zatłoczonym ulicznym bruku, w portowych tawernach, tanich traktierniach, płyną dźwięki "muzyki żydowskiej, rosyjskich romansów, rumuńsko-besarabskich rytmów, turecko-kaukaskich brzmień i kozackich pieśni ludowych" (jak informują twórcy spektaklu). Bywają bardzo ciepłe, nieco sentymentalne, a innym razem ogniście etniczne. Jan Szurmiej wykorzystał w musicalu błatnyje piesni - pieśni błatne, wywodzące się ze środowiska rosyjskich kryminalistów, które powstawały właśnie w Odessie, stąd słownictwo rodem z żargonu przestępczego i odeskiego. Znał je i interpretował między innymi wielki rosyjski bard, niezapomniany Włodzimierz Wysocki. Nie są tak brutalne i niezrozumiałe, jak można by się spodziewać. Czasem nostalgiczne i poetyckie, często bezwstydnie zawadiackie. Opowiadają o miłości, przyjaźni i zdradzie, żądzy władzy, urodziwych prostytutkach i kochankach.

W postać głównego bohatera, Benię Krzyka, wciela się Piotr Sierecki. To całkiem udana kreacja, stworzona z pazurkiem, niepozbawiona łobuzerskiego wdzięku i humoru. Obok niego inni, szemrani bandyci i złodzieje oraz wielki Semen Gracz, rosyjski bandiuga, ważna postać i żywa legenda miasta (w tej roli Jan Szurmiej). Niestety, nie wszyscy aktorzy tak dobrze radzą sobie ze scenicznym zadaniami, jak wymienieni panowie. Taneczne aranżacje też nie są najmocniejszą stroną spektaklu. W dodatku rozliczne wątki gmatwają narrację, zbyt liczne postacie są niekiedy mało klarowne (w spektaklu występują prawie wszyscy aktorzy Teatru Żydowskiego), co szkodzi warstwie fabularnej, czyniąc ją słabo czytelną. Z kolei scenografii brakuje tej klimatycznej malowniczości, która cechuje opisy odeskiego pisarza.

Mimo to przedstawienie ma niezapomniany urok i wdzięk, który tkwi w piosenkach i melodiach, chwytających za serce, zabawnych i wzruszających. A trzeba przyznać, że głosy niektórych artystów są niesamowite. W pamięci pozostaje pełna nostalgii "Mołdawanka" w wykonaniu Ewy Greś, potem zabawna, dynamiczna, wyśpiewana przez kilka aktorek piosenka "Mama, ja Żulika liublju" czy nieco ironiczna "Amerykanka" Moniki Chrząstowskiej (w spektaklu gra Sonię Blumfsztain - Złotą Rączkę).

Niestety, jak wiadomo, ta epoka, mityczna i legendarna, zakończyła się tragicznie. Pojawili się bolszewicy i z okrutną bezwzględnością zniszczyli cały przepiękny, wielobarwny odeski świat. Pozostały pieśni, muzyka, a w nich niesamowity klimat, w którym nędzne zaułki Odessy nabierają niemal magicznego blasku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji