Artykuły

Nora zamieni się w dom lalek?

Teatr Kameralny ożyje — być może w 2018 r. Ale już trzeba zdecydować, co to będzie za życie. Teatr dla dzieci jest nam potrzebny. Ale czy akurat o rzut beretem od biesiadnych Jatek, Mostowej i Rynku?

Gdy dziś patrzy się na cmentarny spokój ruiny przy ul. Grodzkiej 14-16, trudno uwierzyć, że przed wiekiem mieściły się tu winiarnia, piwiarnia, letni ogród, restauracja „Stara Bydgoszcz”, a w głównej sali, na 600 osób, odbywały się bale, koncerty, występy teatralne, rewiowe i kabaretowe. Tu też miał siedzibę kabaret „Clou”. Po drugiej wojnie widownia skurczyła się o połowę i w budynku pozostał tylko teatr. Zamknął go w 1988 r. inspektor ppoż.

Wiadomo już, że Teatr Kameralny dostanie drugie życie. Podobnie jak przed wojną — tak w każdym razie zakładają władze miasta — ma spełniać wiele funkcji, acz z jedną dominującą. Teatr dramatyczny — niewykluczone, muzyczny — takoż, lecz hegemonem w odbudowanym za unijne pieniądze budynku ma być teatr dla dzieci i młodzieży.

Nie do końca jest jasne, cóż to właściwie za kategoria „teatr dla dzieci i młodzieży”. W dramatycznym, czasem aż nadto, Teatrze Polskim rekordy powodzenia biją spektakle Plastusiowego pamiętnika. Z drugiej strony, jedyną w mieście zorganizowaną, profesjonalną i dającą regularnie przedstawienia dla dzieci trupą teatralną jest prywatny teatr lalek Buratino. Mówi się zatem, że to Buratino miałby grać pierwsze skrzypce na Grodzkiej 14-16 — tym bardziej, że właściciel Buratino, Czesław Sieńko, przed paroma tygodniami towarzyszył ratuszowym notablom podczas konsultacyjnego mityngu w sprawie przyszłości Kameralnego. Czesław Sieńko w tej sytuacji wyrasta też na głównego pretendenta do fotela dyrektora nowej placówki kulturalnej, który ma być wyłoniony w przyszłym roku. Iwona Waszkiewicz, wiceprezydent Bydgoszczy, jako argumenty na rzecz teatru dla dzieci przywołuje m.in. fakt, że pod tym względem jesteśmy białą plamą na mapie Polski. W kraju działają już 24 takie teatry, również w tak małych miastach, jak Rabka, Łomża czy Będzin. Pani wiceprezydent przypomina zarazem, że na bydgoskim Okolu powstaje prywatny Teatr Rozmaitości. Ma on oferować 600 miejsc dla miłośników kabaretu i muzyki rozrywkowej.

Tłumaczenie to nie przekonuje samych muzyków, grających lżejsze kawałki. Józef Eliasz, prezes Stowarzyszenia Artystycznego Eljazz, zaczął wydeptywać ratuszowe korytarze, by skłonić decydentów do rewizji planów dotyczących Teatru Kameralnego. Chciałby ów gmach zamienić w siedzibę Bydgoskiej Sceny Muzycznej, na której mogliby występować rozliczni artyści, którzy z różnych względów nie pasują do wielkich i dostojnych wnętrz Filharmonii Pomorskiej czy Opery Nova. A średniej wielkości sali koncertowej w mieście nie ma, ani też nie ma na nią widoków. Józef Eliasz zebrał liczne głosy poparcia — nie tylko ze swego zawodowego światka. Odnosi jednak wrażenie, że czas konsultacji społecznych minął, zanim się na dobre rozpoczął. Że klamka zapadła. Jeszcze w tym roku ma powstać projekt przebudowy budynku, a potem na większe zmiany będzie za późno.

Trudno zaprzeczyć, że teatr dla dzieci — obojętne: lalkowy czy aktorski — jest Bydgoszczy potrzebny. Zasadne jest jedynie pytanie, czy powinien mieścić się akurat tam, na Grodzkiej — o rzut beretem od rozrywkowo-biesiadnych Jatek, Mostowej i Starego Rynku. Wprawdzie ze studenckich czasów w Toruniu pamiętam, że najlepiej balowało się w „Azylu” — artystycznej knajpce na zapleczu Baja Pomorskiego. Ale dziś chyba już taki numer by nie przeszedł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji