Artykuły

Nie oszukuję widza

"Adriana Lecouvreur" Francesca Cilei, przygotowana z okazji 50-lecia łódzkiej sceny operowej, to pierwsza polska premiera tej opery po wojnie. Reżyser Tomasz Konina jest jednocześnie autorem scenografii, kierownictwo muzyczne sprawuje Tadeusz Kozłowski. Rolę tytułową powierzono jednej solistce - Annie Cymmerman. W sobotnim spektaklu wystąpią ponadto: Krzysztof Bednarek (Maurizio), Piotr Nowacki (książę de Bouillon, Zbigniew Macias (Michonet) i Danuta Nowak-Polczyńska (księżna de Bouillon). Obsada niedzielna: Ireneusz Jakubowski (Maurizio), Andrzej Malinowski (książę de Bouillon), Przemysław Rezner (Michonnet) i Jolanta Bibel (księżna de Bouillon). Premiera w sobotę o godz. 19, kolejne przedstawienie w niedzielę o tej samej porze.

Interesuję się operą także jako widz i zawsze chcę, by to, co dzieje się na scenie, po prostu mnie obcho­dziło - mówi Tomasz Konina, re­żyser najnowszej premiery Teatru Wielkiego, "Adriany Lecouvreur" Francesca Cilei

Magdalena Sasin: Pańskie spektakl operowe bardzo się podobają. Jaki ma Pan pomysł na operę?

Tomasz Konina: Moim głównym za­łożeniem jest, by być wobec widza uczciwym. W każdym utworze szukam cze­goś, co mnie porusza, co mogę odczy­tać osobiście. Swoje emocjonalne spoj­rzenie usiłuję przekazać solistom i całe­mu zespołowi, a później także widowni. Chcę nie tylko pokazywać ładne obraz­ki, "opakować" piękną arię czy duet. Spektakl ma o czymś mówić i zaintere­sować widza.

O czym opowiada "Adriana Lecouvreur"?

- Może to zabrzmi banalnie: o czło­wieku. O wielkiej aktorce, dla której całym życiem jest teatr. Jej problemy polegają na niemożności porozumie­nia się z normalnym światem, bo dla niej właśnie teatr to jest świat praw­dziwy. Dobrze się składa, że ten spek­takl jest w Łodzi premierą jubileuszo­wą, bo opowiada o tym, że teatr mo­że być miejscem najważniejszym na świecie.

Jaka jest w tym rola reżysera?

- "Adriana..." to bardzo piękna party­tura. Im dzieło operowe jest piękniejsze, tym dla reżysera łatwiej, bo właściwie wszystko jest wpisane w muzykę. Do nie­go należy tylko właściwie to odczytać. Do kogo kieruje Pan to przedstawie­nie?

- Chcę, żeby zainteresowało ludzi młodych. Niektórzy moi znajomi na hasło opera reagują alergicznie, bo kojarzy im się z zabytkiem, z nudną wizytą w mu­zeum. Opera będzie żyła wtedy, kiedy zaczną tu przychodzić młodzi ludzie, bo zobaczą coś, czego nie ma gdzie indziej. To miejsce może być bardzo żywe i peł­ne emocji, zwłaszcza że muzyka wszyst­ko uwzniośla. Moim partnerem jest widz. Robię spek­takl dla człowieka, który żyje na począt­ku XXI wieku, ma bardzo szybki prze­pływ informacji, korzysta z internetu. Ale nie jest to spektakl we współczes­nych kostiumach, przeniesiony we współczesne realia.

Więc jaki?

- Zależało mi, żeby się podobał. Nie przenoszę historii na wysypisko śmieci ani w rejony skażone czy brudne, bo te­atr to miejsce szczególne - bardzo czy­ste i uczciwe. Zaprosiłem do współpra­cy młodziutką projektantkę kostiumów, Lisę Karpińską-James. Stroje będą pięk­ne, nie takie jak z second handu czy z uli­cy, bo to mamy dokoła. Myślę, że wię­kszość widzów chciałaby się w nie ubrać.

Czy artyści w operze są bardziej mu­zykami czy aktorami?

- To zależy od tego, czy będzie się ich traktowało jak partnerów. Zawsze zakła­dam, że muszę zaufać aktorom i do pew­nego stopnia dać im wolną rękę. To oni są na scenie i muszą być jak najpraw­dziwsi. Inaczej przedstawienie wyjdzie sztucznie, a ja nie chcę oszukiwać wi­dza.

Jacy są aktorzy w Łodzi?

- Pracuje mi się z nimi znakomicie. Nasze spotkania nie polegają na tym, że coś im narzucam, ale na współpracy. Wszyscy idziemy w tę samą stronę, two­rzymy spektakl antyoperowy: nienapuszony i niesztampowy. Do premiery przygotowywane są dwie różne obsady. Wprawdzie w sobotę i niedzielę tytułową partię zaśpiewa Anna Cymmerman, ale później będzie grała wymiennie z Mo­niką Cichocką. To dwie zupełnie inne osoby, z różnymi temperamentami, emocjami, sposobem bycia na scenie. Nie chcę tego ujednolicać, bo zależy mi na tym, żeby one odnalazły Adrianę w sobie.

Woli Pan pracę w teatrze dramatycz­nym czy w operze?

- Opera i teatr nie stanowią dla mnie dwóch różnych światów. To tylko inny język, środki wyrazu. Tam się mówi, tu się śpiewa. Praca jest taka sama.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji