Artykuły

Warszawa. Premiera "Frankensteina" w Syrenie

Stworzyć człowieka, i co dalej? 1 marca w Teatrze Syrena odbędzie się premiera "Frankensteina" Nicka Deara na podstawie Mary Shelley w reż. Bogusława Lindy.

Teatr "Syrena" zaprasza na adaptację "Frankensteina", która podbiła Londyn.

W Teatrze Syrena trwają ostatnie przygotowania do premiery spektaklu Bogusława Lindy na podstawie tekstu opartego na powieści Mary Shelley. - To sztuka o tym, o czym opowiadały greckie tragedie: o nieboskim stworzeniu, o stworzeniu kogoś obcego, o tym, czy może żyć wśród nas, jak go traktujemy i jakie są tego konsekwencje. Dotyka również odpowiedzialności, jaką ponosimy, gdy powołujemy do życia już nie owcę, tylko drugiego, modyfikowanego genetycznie człowieka, co znaczy ingerencja w boski układ świata - mówi Linda. Ów obcy wydaje pojawiać się również w kontekście rosnących napięć związanych z napływającą do Europy falą imigrantów.

Gdy nauka jest Bogiem

Sztuka Nicka Deara została wystawiona po raz pierwszy pięć lat temu w londyńskim National Theatre. Głównych bohaterów grali na zmianę Benedict Cumberbatch z Jonnym Lee Millerem. Linda nie zdecydował się na podobny zabieg. Rolę Potwora powierzył Erykowi Lubosowi, a Victora Frankensteina - Wojciechowi Zielińskiemu. - Lubię aktorów z taką emocjonalnością jak Eryk, jak Krzysiek Majchrzak czy Borys Szyc. Kiedy pracuję z nimi, zapominam o graniu, wchodzę w to. Godziny próbowania na scenie mijają niezauważenie - opowiada Zieliński.

Aktor określa swojego bohatera mianem medycznego geniusza tamtych czasów. - Mówię "tamtych czasów", chociaż spektakl jest bardzo aktualny. Nie tylko dlatego, że my, ludzie, próbujemy bawić się w Boga. Odrzucając pokorę, walczymy z prawami natury, ze śmiercią, która i tak wszystkich nas spotka Victor pragnął tego, co się spełniło: człowiek może po śmierci oddać swoje serce, nerkę czy płuca - zauważa Zieliński. Jego bohater przeżywa tragedię, ponieważ konsekwencje stworzenia życia i pokonania śmierci są zgoła odmienne niż w jego marzeniach.

Jednak poprzez tytułową postać aktor chciał powiedzieć o wiele więcej. - Coraz bardziej zapominamy o duchowości. Oczywiście, ćwiczymy jogę, chodzimy na medytację, ale dziś to nauka jest bogiem. Wszystko chcemy zmierzyć, zważyć, dotknąć, zobaczyć, a czasami właśnie to niezauważalne jest najważniejsze - mówi aktor. Zarazem zwraca uwagę na wysiłek, jakiego wymaga od niego praca nad spektaklem.

- Dawno nie brałem udziału w tak trudnym przedstawieniu, tak emocjonalnie i fizycznie wyczerpującym. I tekstu jest tyle do nauczenia - żartuje.

36 zwrotów akcji

Twórcy podkreślają, że "Frankenstein" to historia o wykluczeniu, samotności i potrzebie akceptacji. - Jak zareagowaliby ludzie, widząc kogoś tak pokiereszowanego jak bohater, któremu użyczam ciała? Nie trzeba szukać daleko, takiego odrzucenia doświadczają bezdomni w tramwaju - sugeruje Eryk Lubos. Potwora akceptuje jedynie ślepy De Lacey grany przez Jerzego Radziwiłowicza. - To facet nastawiony do świata i życia bez uprzedzeń, bez lęku przed drugim człowiekiem, nie odrzuca go z góry. W dodatku nie widzi budzącego przerażenie i obrzydzenie Potwora, który jest pozszywany z kawałków ludzkich ciał. Dlatego chce mu pomóc - opowiada aktor. Odzyskuje możliwość nauczania, którą stracił, gdy spalono i splądrowano uniwersytet. Zaczyna go uczyć mówić, pisać i czytać. - Tak jak Frankenstein stworzył z mięsa człowieka fizycznego, ale nie wyposażył go w wiedzę ani myślenie, De Lacey próbuje ukształtować jego rozum i człowieczeństwo - tłumaczy Radziwiłowicz.

Co do samej adaptacji, zdaniem Lindy tekst przypomina scenariusz filmowy: - Mamy tu 36 zwrotów akcji, 36 odsłon - czyli trzy razy więcej niż w normalnej sztuce. Zbudować dekoracje do wszystkich byłoby trudno, musieliśmy się na coś zdecydować. Zaczynamy i kończymy spektakl w laboratorium doktora Frankensteina - zdradza.

"Frankenstein" zapowiadany jest jako jedna z najbardziej widowiskowych produkcji ostatnich lat. Reżyser studzi jednak oczekiwania: - W teatrze polegamy na wyobraźni, to ona jest naszym największym efektem specjalnym. Nieśmiałe akcenty efektów specjalnych, które stosujemy, są tylko po to, by poruszyć naszą wyobraźnię, by pomóc się nam bawić w tym, co nazywamy teatralną bajką - zaznacza Linda.

Premiera "Frankensteina" 1 marca. Kolejne spektakle 2-4 marca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji