Artykuły

Próba teatru

1.

Moja sąsiadka z teatral­nego krzesła, po zakończe­niu przedstawienia "Próba adaptacji" stwierdziła: "chcieliśmy wielkiej klasy­ki no to ją mamy". Sąsiad­ka jest kobieta elegancko złośliwą, co świadczy o inteligencji i co należy od­różnić od złośliwości jako takiej świadczącej o cham­stwie. Wracamy więc do teatru:

Rzeczywiście przez scenę w "Próbie adaptacji" węd­rują postacie z klasycznego repertuaru. Jest Wiarus Na­poleoński jest Guślarz Kon­rad Kordian i Chochoł. Jest także Kordian na drabi­nie (za Hanuszkiewiczem) i jest bal u Senatora. A więc można powiedzieć że na scenę przywołano "Warsza­wiankę", "Dziady", "Kor­diana", "Wyzwolenie" i "We­sele"- Wyspiańskiego, Sło­wackiego i Mickiewicza. Przywołano właśnie i tylko przywołano, a wiec złośli­wość mojej sąsiadki była jedynie a propos, a nie w związku z oceną repertuaru Teatru im. J. Osterwy w Lublinie. Wracamy więc do przedstawienia:

Irosław Szymański jest medykiem z wykształcenia i praktyki. Nie świadczy to prawie o niczym bo Ta­deusz Żeleński (Boy) też był medykiem. Ale I. Szymański jest z Lublina, a to już o czymś świadczy. Rzadko bo­wiem zdarza się aby lubelski autor - występujący najczęściej w postaci poety, rzadziej w postaci prozaika wyjątkowo w postaci esei­sty - zechciał wystąpić w roli dramaturga. Za moich czasów zdarza się to właści­wie po raz pierwszy, bo sceniczna promocja Miro­sława Dereckiego była bez reszty osadzona w literatu­rze faktu a nie w literatu­rze projektującej sceniczną fikcję. Natomiast Szymański swoją "Próbę adaptacji (za­piski z postępu)" napisał specjalnie dla siceny i dla­tego specjalnie trzeba za­jąc się tym co pisze i jak pisze Szymański.

2.

Na obecnym etapie nie da się oddzielić Szymań­skiego od Szymańskiego: autora "Próby adaptacji" od autora kompozytora i reży­sera "Loży 44" którą Szy­mański założył oraz - pow­tórzę za kol. Zbigniewem Miazgą, który napisał wstęp do teatralnego katalogu - "obdarzył piętnem specyficz­nego humoru i poetyką nie­sztampowych zachowań wy­konawczych". Zwracam na to uwagę i wpisuje się w chóralne orzeczenie że Szy­mański pisząc "Próbę adap­tacji" nie wyzwolił się z "Loży". Dalej jednak wystąpię solo. W związku z tym że - rzekomo - takie zacho­wanie Szymańskiego nie jest godne pochwały, bo powinien się on w "Próbie adaptacji" wyzwolić. Tak? A kosztem czego - pytam. Kosztem wytracenia specy­ficznego humoru i oryginal­nego języka? Wówczas było­by lepiej? Oczywiście: zaw­sze może być lepiej (albo już było), ale my nie będzie­my mnożyć bytów nadarem­no i będziemy mówić o tym, jak jest. A więc: jak to jest?

3.

Zacznijmy od języka. Słu­ży on do opisywania, nazy­wania komunikowania i jeszcze do czegoś o czym zapomniałem, a o czym wie­dzą lingwiści, semiolodzy i zapewne logicy. Co wie o języku Szymański, do czego on mu służy?

Po pierwsze: Szymański wie, że w języku utrwala się nie tylko mądrość ale i głupstwo. Nie tylko sens, ale i bezsens, absurd i on ten absurd potrafi wydobyć. Po drugie: tak samo dobrze wie, że na języku można do­konywać nadużyć. Że za­miast powiedzieć że "czarne" można powiedzieć, że czar­ne jest odcieniem bieli. I on pokazuje jak można wy­bielać rzeczywistość (kiedy trzeba) i oczerniać (kiedy potrzeba). Po trzecie: Szy­mański dysponuje zadziwia­jącym talentem do "rozkręcania" słów, przenoszenia znaczeń i ukazywania ich nieoczywistych sensów w roz­jaśniającym blasku parado­ksów. Trudno: wydam się uczonym i powiem że spo­sób operowania językiem (i na języku), jaki uprawia Szymański to po prostu transformizm semantyczny i proszę dobrze zapamiętać ten ter­min, bo tak właśnie pisać się będzie o Szymańskim i jego języku w przyszłości.

4.

Teraz będzie o teatralnej wyobraźni autora i o tym jak posługuje się ten autor szalenie ważną kategorią czasu teatralnego. Z kilku przedstawień "Loży" pamię­tam, że Szymański "wymy­śla sobie" sytuację stała metaforyczną i prawie nie­zmienną. Może to być np. uroczyste zebranie, oczeki­wanie w kolejce, albo węd­rowanie, jak w telewizyj­nych "Spotkaniach z balla­dą". Obradujemy więc, cze­kamy, idziemy... Nie wiado­mo po co nie wiadomo na co, nie wiadomo dokąd, ale tak jest jak w życiu? Niech będzie. Na ten plan metaforyczny, niezmienny i fatalistyczny Szymański na­kłada plan zdarzeń. Na czas skamieniałego absurdu na­kłada zdarzenia dziejące się w czasie aktualnym. Tak tworzy się dramaturgia, która i straszy, i śmieszy jednocześnie. Śmieszny, bo absurdy są śmieszne, a stra­szy, bo w planie metaforycz­nym i w planie zdarzeń zbyt wiele jest takich sytua­cji, które rozpoznajemy ja­ko nasze, polskie i codzien­ne.

5.

W "Próbie adaptacji" plan metaforyczny to zbiór cyta­tów z wielkiej. narodowej dramaturgii, która utrwa­liła polskie sny i polskie problemy: nasze lęki i na­sze obsesje. Odłożone w świadomości (albo i podświadomości) na zasadzie cy­tatów właśnie i sytuacji symbolicznych, a niekoniecz­nie - historycznych. Szy­mański nie poprzestaje jed­nak na tym jednym planie. Buduje też drugi: aktualny dzisiejszy, czas i plan na­prawy, remontu, odnowie­nia, adaptacji nadwątlonych konstrukcji. Takie lustro w którym przeglądają się na­rodowe sny a w snach i w lustrze rzeczywistości prze­glądają się protagoniści "Próby adaptacji": On I - cyniczny i wyćwiczony na cwaniaka oraz On II - za­gubiony i uczciwy. Strasz­ne jest to, że ten uczciwy wygląda na niezgułę i fajtłapę.

6.

W powyższych "punktach" wyliczyłem i spróbowałem nazwać zalety dramaturgicz­ne warsztatu Irosława Szy­mańskiego. A wady - czy są? Są i byłoby to bardzo dziwne, gdyby debiut obja­wiał się od razu w postaci doskonałej. Wadą podstawo­wą jest w "Próbie adapta­cji" brak umiejętności róż­nicowania tzw. klimatów, które przenoszą widza z na­stroju w nastrój: od liryz­mu do dramatyzmu od roz­luźnienia do zagęszczenia, od emocji do refleksji itd. Na ile jest to ważne - do­wodzi w scenicznej próbie tekstu druga scena z udzia­łem Marii Szczechówny w roli Babci: scena która dzięki swojemu liryzmowi znakomicie, rozświetliła mroczny krąg absurdu któ­ra dała widowisku "po­wietrze", a widzowi - od­dech. Szkoda, że takich chwil "oddechu" było za mało.

7.

"Próbę adaptacji" wyreżyserował Roman Kruczkow­ski. Porządnie to zrobił i chwilami błyskotliwie (np. scena, w której On II Jerzy Rogalski chroni się przed maskaradowym balem u Senatora za gardą taboretu) ale w sumie nie znalazł sy­stemu powiązań pomiędzy planem narodowych snów metaforą dzisiejszego, pol­skiego status quo i planem zdarzeń przypisanych "Onym". Szkoda, bo planom tym. "branym" osobno, za­rzucić można albo niewiele albo nic w ogóle. To tyle o reżyserii. O aktorach bę­dzie także mało, bo to nie oni debiutują w "Próbie adaptacji" lecz Szymański. Oczywiście pisałbym o rolach, gdyby były złe, bo takie mam zwyczaje. Ponieważ w tym przypadku prawo zwy­czajowe pisać mi nie naka­zuje, napiszę o takiej roli, o jakiej pisze zawsze z czystą przyjemnością. Jest taką ro­la Ludwika Paczyńskiego. Kreuje on postać Majstra Murarskiego, postać zbudzo­ną ze snu przykrego jak kac po trzydniówce, postać, która powinna odnaleźć się w zmienionej rzeczywistości, a odnaleźć się nie może i nie potrafi. Sprawą Paczyńskie­go jest, że do Majstra nie docierają sygnały o zmia­nach i że jeżeli je odnaj­duje, to są to tylko absurdy i że mimo to przywrócony do życia z głębokiego le­targu, ochoczo maszeruje w rejony gdzie tak łatwo o nowy letarg. Zbudzony po trzydziestu kilku latach ma­szeruje - mową myślą i uczynkiem - tak samo ochoczo i tak samo bez sen­su. Jest w tym jednak op­tymizm: po pierwsze dlate­go, że robi to błyskotliwie, po drugie dlatego, że może­my zobaczyć jak on to ro­bi. Możliwość ta kryje się po równi w jego aktorstwie w tekście I. Szymańskiego i w okolicznościach, które do sztuki nie przynależą, cho­ciaż od tych okoliczności tak wiele zależy w sztuce. Chce­cie znać imię tych okolicz­ności? No to zobaczcie sami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji