Artykuły

Strindberg

Poniedziałkowi Teatr Telewizji przypomniał dra­mat Augusta Strindberga "Eryk XIV". Powiadam, że przypomniał, wszak wielu z nas pamięta nie tak dawno zaprezentowaną w telewizji inscenizację Ma­cieja Prusa, wielu widzia­ło propozycję Zygmunta Hubnera w warszawskim Teatrze Powszechnym, a zapisy i dokumenty archi­walne wspominają jako niemal niedoścignioną in­scenizację Wachtangowa.

Ilu więc reżyserów tyle możliwości? Może traf­niej należałoby rzec - ilu twórczych, umiejących znaleźć w dziele Strindberga własne problemy i chcą­cych przez utwór mrocz­nego Skandynawa prze­kazać je widzowi - tyle różnych, czasem diame­tralnie różnych widowisk. Mimo, że wszystkie one nosiły tytuł "Eryk XIV".

Kimże zatem był ten szwedzki bohater o ce­chach zbrodniarza i Hamleta zarazem? Tyranem? Władcą tyle groźnym co kapryśnym? Czy może znerwicowanym dekadentem nie mogącym spro­stać spadającym nań obowiązkom? A może - po prostu biednym, zagu­bionym człowiekiem - miotającym się między racją stanu a własnym życiem, szczęściem czy chociażby zdaniem?

Bo skoro nagle - jak mówi Eryk - okazuje się, że największa kanalia jest niewiniątkiem - to na­leży chyba mówić o sza­leństwie świata, a nie jednostki. I o to szaleń­stwo oskarża świat szwedzki król z rodu Wazów - choć sam osaczony przez los, który każe za wszy­stko płacić wysoką cenę, uważany jest za obłąka­nego.

Jerzy Gruza dostrzegł, tak mniemam, swoje waż­kie racje dla własnego odczytania utworu. Racje ponadczasowe, aktualne w każdej sytuacji i każ­dym czasie. Racje moralne łamane u Strind­berga niemal przez wszy­stkich. I ukazał swego bohatera - chwilami w błazeńskiej masce. Ale gdy ta maska zostaje choć na chwilę zdję­ta - wyziera spoza niej bardzo tragiczna i bardzo ludzka twarz.

Trzeba zauważyć, że Gruza nie poprzestał na reżyserii dramatu. Jako długoletni realizator włas­nych inscenizacji i tym ra­zem, sam, na obraz tele­wizyjny przełożył dzieje Eryka. Przełożył w spo­sób znakomity, niemal idealny. Nie uronił nicze­go z wyrazistości gry ak­torskiej, potrafił tak zaplanować poszczególne ka­dry i połączyć je w jed­nolitą całość, że dał wi­dzowi głębokie wejrzenie w poszczególne postaci. Precyzyjnie operując pra­cą trzech, czy bodaj czterech nawet kamer, uwy­puklić umiał każdy gest, grę oczu, mimikę twarzy aktora. No i, rzecz chy­ba nie najmniejszej wagi, do realizacji zaprosił aktorów godnych wielkiego Skandynawa. Więc przede wszystkim - Marek Walczewski w tytułowej roli króla nieco podobny do kolegi Strindberga, konkurenta jego do ręki pięknej Dagny. Walczew­ski starał się w wielkim dramacie znaleźć dramat człowieka; jego wyrazi­sta postać, niesamowita chwilami gra twarzy, oczu uprawdopodobniały jego tragedię.

Groźnym, przerażającym w swej bezwzględnej walce o władzę wspólni­kiem króla, ni to przyja­cielem ni to wrogiem w spektaklu Gruzy, był Jan Nowicki. I bodaj to dzię­ki jego osobowości, bez­względnej i niesamowitej chwilami, partner zaćmił nieco Eryka. Ale w koń­cu i w samym dramacie Goran Persson gra nie­poślednią rolę.

W całości - mroczne to i raczej ponure przed­stawienie, nie niosące żadnych jasnych, opty­mistycznych przesłanek - zagrane znakomicie, wy­raziście chyba do zasta­nowienia, do refleksji nad człowieczym losem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji