Artykuły

Ewelina Marciniak: Staram się zadawać pytania

- Podczas pracy nad spektaklem zadajemy sobie ciągle pytania, w jaki sposób naziści zdobyli władzę. Że pomogły im w tym takie narzędzia jak polityka społeczna, rodzinna i kulturalna. Finalnym etapem jednak tych posunięć była apoteoza przemocy - mówi reżyserka Ewelina Marciniak o premierze [odwołanej] "Leni Riefenstahl. Epizody niepamięci" w Teatrze Śląskim w Katowicach.

W Teatrze Śląskim w Katowicach trwają przygotowania do premiery kolejnego spektaklu w reżyserii Eweliny Marciniak. Spektakl pokazywany będzie w Galerii Szyb Wilson, gdzie ogromna przestrzeń bez rampy pomaga twórcom w zbudowaniu intrygującej "mapy pamięci".

"Leni Riefenstahl. Epizody niepamięci", bo taki tytuł nosi nowa produkcja teatru, ma być próbą zrozumienia motywacji, jakie kierowały młodą reżyserką, kiedy postanowiła nakręcić dla Hitlera kilka filmów propagandowych. Po wojnie nie milkły wobec niej kontrowersje, ponieważ Riefenstahl była posądzana o współpracę z nazistami. Autorami sztuki napisanej na podstawie pamiętników reżyserki i książek na jej temat są Iga Gańczarczyk oraz Łukasz Wojtysko.

Marta Odziomek: Czy czeka nas w Katowicach skandal na miarę tego w Teatrze Polskim we Wrocławiu, gdzie protestowano przeciwko premierze spektaklu "Śmierć i dziewczyna", w którym aktorzy porno uprawiali seks na scenie?

Ewelina Marciniak: Nie. Wtedy nie planowałam żadnego skandalu i teraz również nie mam takich ambicji.

Dlaczego wyreżyserowałaś spektakl o niemieckiej reżyserce?

- O Leni Riefenstahl usłyszałam w szkole teatralnej, na zajęciach oglądaliśmy jej filmy. Od tych kilku lat Leni za mną chodzi. Jak upiór. Pomyślałam, że warto o tej postaci przypomnieć, bo przez pryzmat jej biografii można opowiedzieć dużo o naszej najbardziej aktualnej rzeczywistości.

Czyli o czym?

- O tym, co dzieje się w Europie. O nasilaniu się tendencji nacjonalistycznych. Trzeba zastanowić się, co to dla nas oznacza. I jak - jako artysta - zachowywać się wobec ideologii.

Czy myślenie o spektaklu na temat Riefenstahl ewoluowało w tobie? W jakim kierunku?

- Oczywiście, ten temat jeszcze nawet teraz we mnie dojrzewa. O Leni trzeba myśleć wieloaspektowo. Na początku przygotowywała filmy propagandowe dla nazistowskich Niemiec. Wtedy to powstały m.in. "Olimpia" oraz "Tryumf woli". Potem zaczęła eksplorować z aparatem fotograficznym Afrykę, jeszcze później zajmowała się nurkowaniem. Każdy ten etap jej życia oznacza coś innego. Spektakl o Leni to przedstawienie nie tylko o roli artysty wobec władzy, ale także o starości. A dokładniej - o kobiecie, która fizycznie się starzeje, ale jednocześnie w jakiś tajemniczy sposób jest w pełni sił witalnych i cały czas ma ochotę realizować swoje plany artystyczne. Z tą kobietą sami naziści nie mogli sobie poradzić.

Czy ty ją w tym spektaklu przed nimi bronisz?

- Nie bronię i nie oceniam. Staram się jedynie zadawać pytania.

O co?

- O to, jak to jest być artystą w czasach, kiedy Niemcami rządzili naziści. Zastanawiam się również nad pewną bezradnością władzy wobec Leni. Podczas pracy nad spektaklem zadajemy sobie ciągle pytania, w jaki sposób naziści zdobyli władzę. Że pomogły im w tym takie narzędzia jak polityka społeczna, rodzinna i kulturalna. Finalnym etapem jednak tych posunięć była apoteoza przemocy.

Rolę Leni powierzyłaś tancerce. Dlaczego?

- Będą dwie Leni. W młodą wcieli się debiutująca aktorka Agata Woźnicka, a w starszą Dominika Knapik, tancerka i choreografka. Będzie dużo ruchu, ponieważ Leni od dziecka chciała być tancerką, sama interesowała się tańcem, chodziła na lekcje. Poza tym, fascynowała się ciałem - stąd też jej film o Olimpiadzie w Niemczech ma wiele wspaniałych ujęć z ciałami sportowców w roli głównej. Kładła ogromny nacisk na to, jak wyglądają ludzie w jej filmach i zdjęciach, które robiła.

Nie tylko Leni będzie tańczyła.

- Do współpracy zaprosiłam również grupę Ruchomy Kolektyw. W "Morfinie" elementem składowym była muzyka na żywo, którą przygotowywała grupa "Chłopcy kontra Basia". Tutaj dołączają tancerze.

A motyw z muzyką na żywo też powtórzysz?

- Muzyka na żywo w teatrze jest dla mnie istotna. Lubię, kiedy nie pojawia się jako tło, ale stanowi organiczny element spektaklu i wydarza się w taki sam sposób jak działania aktorskie. Tym razem do współpracy zaprosiłam Daniela Szweda z BNNT. BNNT to jeden z projektów audioperformatywnych Konrada Smoleńskiego, w którym Daniel towarzyszy mu na perkusji. Swoimi preformansami Konrad i Daniel terroryzują przestrzeń publiczną.

Przedstawienie jest opatrzone napisem "tylko dla widzów dorosłych". Dlaczego?

- Leni fotografowała nagich Nubijczyków. Być może dlatego jest ten napis. Ale wybór i tak zawsze należy do widzów.

Spektakl będzie obejmował kilka płaszczyzn czasowych oraz bohaterów z różnych epok. W jaki sposób łączysz wszystko w jedną narrację?

- Zaczynamy opowiadać o Leni od pewnej anegdoty. Do głównej bohaterki przychodzą upiory z przeszłości. A właściwie wracają, by zapytać, czy zgodziłaby się zrobić kolejne propagandowe filmy, tak jak to było kiedyś. Jest też druga grupa bohaterów, którzy prowadzą śledztwo w sprawie Leni i przyglądają się jej rozmowie z upiorami. Należą do nich Sophie i Hans Scholl z antyhitlerowskiej organizacji Biała Róża. Zastanawiają się, czy Leni zgodzi się na kolejną propozycję Hitlera. Dywagują, co pamięta, a co chciałby wyprzeć ze swojej świadomości. W śledztwie pomaga im Elfriede Jelinek.

Czy Jelinek jest tu jakimś symbolem?

- Nie. Ona interesuje się życiem i twórczością Leni, napisała o niej znakomity tekst pod tytułem "Tandeciara".

Spektakl będzie pokazywany w Szybie Wilson - tak jak wcześniej "Morfina". Co ta przestrzeń do niego wnosi?

- Tak, bo podobnie jak w przypadku "Morfiny" wracam do pewnego opowiadania o historii i pamięci. Scena teatru jest za mała, by stworzyć "magazyn pamięci". Szyb Wilsona jest takim miejscem, gdzie to "bieganie po przeszłości" może się udać. Chcemy sobie odpowiedzieć na pytanie co sprawiło, że nazizm okazał się tak hipnotyzującą ideologią. I dlaczego do dziś mamy z nią problem, a jej ślady towarzyszą nam na każdym kroku.

Obserwując życie Leni Riefenstahl, zazdrościsz jej czegoś?

- Na pewno chciałabym w wieku 90 lat mieć o 40 lat młodszego kochanka! I umieć nurkować! Tego na pewno jej zazdroszczę.

A pod względem artystycznym?

- Umiejętności kreowania tak niezwykłych obrazów. Estetyka, którą zaproponowała w "Olimpiadzie" jest naprawdę imponująca. Była też niezwykle pracowita, sama nauczyła się montażu. Uważam, że jej zaangażowanie było upiornie fascynujące.

Czy ty jako artystka mogłabyś współpracować z władzą - tak jak Leni?

- Właśnie o tym będzie ten spektakl. Wiadomo, że na tak postawione pytanie dziś każdy odpowie - "nigdy". Ale wtedy? Nie wiadomo. Zadajemy sobie pytanie, co znaczyło wówczas dostać taką propozycję współpracy. Odpowiedź wcale nie jest taka oczywista.

Posługujesz się określoną estetyką, z której jesteś już znana. Czy masz ochotę spróbować innego języka teatralnego?

- Tak. Już nad "Leni Riefenstahl" pracuję z nową formą - dokumentem, naładowanym faktografią. To wymaga sporej pracy, szczególnie, jeżeli chodzi o uruchomienie emocji wśród aktorów. Przyznam, że jest to dla mnie ogromne wyzwanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji