Artykuły

Piosenki na rozstanie

- Ja się rozstawałem tak samo, jak żeniłem, łagodnie i spokojnie. U mnie nie było krzyków, cichych dni. Po prostu pewnego dnia żony dochodziły do wniosku, że chcą się rozstać, a ja mówiłem "proszę bardzo". I wychodziłem tak jak stałem - mówi aktor TADEUSZ PLUCIŃSKI.

Ani przy rozstaniu pomogła piosenka 'Faraway' Gali. Janek słucha Kazika, a Jerzy Pilch niczego nie słucha, tylko się rozstaje. A ty?

Bang bang

Ania (25 lat, doktorantka socjologii, raperka) trzyma w ręku płytę CD. Na okładce napis 'Rozstanie'.

- On jest didżejem, ja mam zespół. Muzyka jest dla nas szalenie ważna. Często rozmawialiśmy za jej pomocą. On puszczał mi kawałek, ja mu odpowiadałam innym. Gdy się rozstawaliśmy, postanowiliśmy zrobić to samo.

I tak powstała ta płyta, którą Ania trzyma w ręku. Przeglądamy nagrane w specjalnej kolejności piosenki. Ania tłumaczy, dlaczego je wybrała.

'Bang Bang' Nancy Sinatry z filmu 'Kill Bill'?

- Smutek tropików, czyli czarna rozpacz. Najchętniej słuchałam jej, leżąc na podłodze i czując się jak gwiazda filmowa. W końcu w filmach nawet rozstania pokazują tak, jakby było czego zazdrościć bohaterkom.

'Ona' (tytuł nadany przez Anię) zespołu Diszobaba?

- To o zemście. Słuchając go, czułam się jak Królowa Śniegu, która spokojnie planuje rewanż. Przy fragmencie 'w jej żyłach płynie jad' miałam gęsią skórkę.

'Wish (Komm zu mir)' Thomasa D. i Franki Potente z filmu: 'Biegnij, Lola, biegnij'?

- Przy tym kawałku snułam fantazje o byciu suką, królową dzikich stworzeń, o niezależności.

'Mike' (tytuł Ani) zespołu Diszobaba?

- To o kolesiu, co chce wyjechać z ukochaną w podróż, ale zapomniał papierosów i musiał się wrócić do domu. Ona sama zwiedziła świat, a on?

'Miles Away' grupy Yeah Yeah Yeah?

- Ten punkowy kawałek dostałam od przyjaciela z Berlina. Jest o lęku, ale ja, słuchając go, myślałam o tym, że zawsze mogę uciec, że tam, w Berlinie, jest nowy, lepszy świat, do którego mam bilet.

'The Lamb's Book of Life' Sinéad O'Connor?

- Ogromny kobiecy power. Słuchając go, czułam, że nie jestem sama, że za mną stoi siła gniewu i frustracji wszystkich kobiet świata.

'Army of Me' Björk i Skunk Anansie?

- Nie chciałam słuchać o swoich błędach w tym związku, dopóki moje pretensje nie zostaną usłyszane. Ten kawałek wzmocniony przez rozdzierające wrzaski Skin był właśnie takim żądaniem: najpierw ja!

'Faraway' Gali?

- Genialne disco dające haj i radość. Tańczyłam i ładowałam baterię na cały dzień. Po rozstaniu czułam się, jakbym miała przed oczami zasłonę z dymu. Gala pozwalała mi się przez nią przedrzeć.

'Down by the Water' PJ Harvey?

- Czysta depra. Nic, tylko pociąć się w wannie. Wiedziałam, że tego nie zrobię, ale chciałam, żeby inni bali się o mnie i mieli poczucie winy. Tym kawałkiem szantażowałam świat, żeby musiał się mną zająć.

'Human' zespołu Goldfrapp?

- Wkurzały mnie teksty typu 'w życiu trzeba być twardym'. Przy okazji rozstania zdarza się je słyszeć od tzw. życzliwych. Wygłaszają je ludzie, którzy mają się za Prawdziwych Dorosłych, a w tej piosence jest tekst: Are you human or a dud? Jak się rozstajesz, to potrzebujesz pomocy, a nie głodnych kawałków.

'Oto' zespołu Püdelsi?

- Słuchając tej piosenki, przestawałam czuć się jak gówno, które nie dało rady i wszystko zepsuło własnymi rączkami. Zaczynałam megalomańsko myśleć, że mój były dostał od życia taką perłę jak ja i nie sprostał. Bardzo mi ten kawałek dobrze robił.

I wreszcie 'Broken Homes' Tricky'ego i PJ Harvey?

- To było o rozpadzie naszego domu. Przy tej piosence odbywałam żałobę po kubku na szczotki do zębów, wspólnych książkach i wyciskarce do czosnku.

Ania kończy wyliczankę.

- Czy te piosenki naprawdę Ci pomogły? - pytam.

- Przez dwa miesiące podtrzymywały we mnie fałszywe przekonanie o jego winie i mojej krzywdzie, ale i odpowiedni poziom wściekłości, który pozwalał mi jako tako funkcjonować. Potem i to się wyczerpało. Przyszła żałoba, z której wyprowadziły mnie przyjaciółki i nauczycielki. Dopiero wtedy tamto naprawdę się skończyło. Nie potrzebowałam już składanki, wystarczyła mi piosenka 'Women, I'm Calling You' Sheili Chandry z tekstem: Our wisdom cannot be lost, our spirits cannot be broken (nasza mądrość nie może być utracona, nasz duch nie może być złamany).

Pieśń o podrzynaniu gardeł

- Jakie piosenki, człowieku?

O czym ty do mnie mówisz? - mówi Jerzy Pilch i robi pauzę.

A potem bierze wdech i zaczyna opowiadać ochrypłym, powolnym i bardzo zmęczonym głosem: - Najlepszy na rozstanie jest western 'Rio Bravo'. Tam jest taki moment, gdy już wiadomo, że na drugi dzień będzie wielka strzelanina, że nastąpi zagłada. I wiemy, że szanse naszych kowbojów są nikłe. Tymczasem oparci o budynek Meksykanie grają na gitarach. Muzyka narasta, robi się coraz bardziej niepokojąca. I wtedy Colorado albo nawet sam John Wayne, dokładnie nie pamiętam, podchodzi do tych zaszczutych, czyli rozstanych (?) Meksykanów i pyta: 'Co jest grane?'. A oni: "To jest pieśń o podrzynaniu gardeł".

- I o co tutaj chodzi? - pytam.

- Chodzi o to, że jak się rozstajemy, to się rozstajemy, a nie słuchamy piosenek. Jasne? - odpowiada Pilch.

Twoim być/ Jesteś mym marzeniem

Jan Mioduszewski (kawaler, 31 lat, malarz, autor projektu "Fabryka mebli", asystent na Wydziale Malarstwa warszawskiej ASP) ostatni raz szczęśliwie zakochał się 27 lat temu.

- Miała na imię Wioletta. Pamiętam, jak tupała bosymi nóżkami po korytarzu ośrodka w Szklarskiej Porębie - wspomina. Szczęśliwość tego romansu jego zdaniem polegała na beztroskiej słodyczy, która ogarniała go na widok ukochanej.

A potem były już same nieudane miłości.

- Jestem mistrzem nieudanej miłości. I mam do tego czuły stosunek. Powiem więcej, mój ideał miłości tym się właśnie charakteryzuje, że jest niespełniony. Kocham tak naprawdę wtedy, gdy już wiem, że się nie udało. Księżyc, gwiazdy i marynarz. Stojąc na pokładzie, żegnam zapłakaną, zostającą w porcie ukochaną. I wiem, że już się nie zobaczymy - opowiada.

Na smutek rozstania pomaga tylko jedno.

- Siadam przy stole, na którym stoi butelka wódki, wyjmuję z szafki starą kasetę magnetofonową i zaczynam słuchać - opowiada Janek.

Jeśli zechcesz wracać - wracaj, jeśli odejść - idź.

To nieważne - z kim, i wszystko jedno - gdzie.

Już na zawsze tamto będzie w sercach nam się tlić

Jak neonowy szyld: gdzie jesteś? - śpiewa Kazik.

- Dla mnie ważne są słowa. Teksty Stanisława Staszewskiego są przejmujące, szczególnie w interpretacji Kazika - mówi Janek i czyta słowa kolejnej piosenki:

Co tu kryć/ Kocham cię szalenie/ Twoim być/ Jesteś mym marzeniem/ Cudne oczy twe/ Dziwnie męczą mnie/ I na jawie/ I we śnie/ Ach wiesz/ Że mnie stale kusisz/ Mów co chcesz/ Moją zostać musisz/ Serce skradłaś mi/ Pełzną w smutku dni/ Więc otwarcie/ Mówię ci/ Twój los na jedną stawiam kartę/ Ty albo żadna, ty albo żadna...

A potem opowiada, że po wysłuchaniu kilku songów Staszewskiego nagle przypomina sobie, że jego prawdziwą miłością jest malarstwo i że zaniedbał je, uganiając się za czymś nieosiągalnym.

- Wtedy wyłączam magnetofon, wstaję i zaczynam malować - mówi.

Comfort Women

Natalia, wokalistka zespołu Sistars, ostatnie poważne rozstanie przeżyła dwa lata temu.

- Szczegółów nie chcę ujawniać. Powiem tylko, że jak już było po, to miałam przedśmiertne drgawki i zalałam się łzami. To była masakra - wspomina.

Natalię pocieszali rodzice, siostra, przyjaciele. Zrobili to na tyle skutecznie, że w ciągu kilkunastu godzin łzy wyschły, a drgawki zmieniły się w smutek. I wtedy zaczęła słuchać Meshell Ndegeocello.

- Ona jest tym, co nadaje sens niefajnym chwilom - mówi Natalia. - Jej głos jest zdystansowany, ale jednocześnie pełen życia. Bo Meshell Ndegeocello to mocna i silna kobieta. Tak wygląda, gra i śpiewa. Słuchając jej delikatnej, pełnej poezji muzyki, mam wrażenie, jakbym dotykała czasu, który trwa i swobodnie płynie. Jakby odsłaniało się 'tu i teraz'. I wtedy zaczynam myśleć, że wszystko zależy ode mnie, zaczynam czuć, że mam wybór.

Natalia szczególnie poleca utwory z trzech płyt: 'Bitter', 'Comfort Women' i 'Cookie: The Anthropological Mixtape'.

- Ile się kurowałaś po tamtym rozstaniu? - pytam.

- Ze trzy miesiące - odpowiada.

- I Meshell Ndegeocello rzeczywiście Ci pomogła?

- W sumie tak - mówi Natalia. - Ale największa pomoc przyszła, gdy wreszcie zrozumiałam sytuację. A resztę bólu uśmierzył wyjazd do Meksyku.

Sukces

Władysław Frasyniuk (51 lat, stan wolny, lider Partii Demokratycznej)

nie ma piosenki, którą koi zranione rozstaniem serce. Gdy dwa lata temu

rozstawał się z żoną, niczego specjalnego nie słuchał. Zresztą żona w ogóle mu się z muzyką nie kojarzy.

- Ale to nie znaczy, że generalnie niczego nie słucham. Wręcz przeciwnie. Dla mojego pokolenia muzyka zawsze była bardzo ważna. Myśmy się chowali na Radiu Luksemburg. Ono było ważniejsze niż Radio Wolna Europa - mówi Frasyniuk i dodaje: - Ja w ogóle nie jestem sentymentalny, więc może dlatego nie mam piosenek, których słucham przy rozstaniu.

Za to ma piosenki, których słucha przy poznaniu.

- Koleżankę z liceum podrywałem w rytm "Zegarmistrza światła", którego w Opolu wyśpiewał Tadeusz Woźniak - wspomina. - W tamtych czasach, kto miał magnetofon szpulowy ZK 140, ten był królem prywatki. Dziewczyny ulegały tym, którzy mieli płyty Deep Purple, The Rolling Stones, Hendriksa i Joplin. Innym sposobem podrywania było granie na gitarze i śpiewanie. Ja chodziłem na kurs. I próbowałem grać Breakoutów. Mój popisowy numer to "Gdybyś kochał, hej". Ale słusznie ludzie mówili, że jak śpiewam, to trzeba mnie zamykać do głębokich izolatek.

Frasyniuk w jeszcze jeden sposób korzysta z muzyki. - Taniec jest fantastyczny do flirtu. Świetnie nadaje się do nawiązania kontaktu. Ma w sobie dużo erotyzmu - mówi i dodaje, że zawsze tańczy w parze.

- Sam to ja ćwiczę na treningu - tłumaczy.

Ale najpiękniejszą piosenką o miłości, jaką zna, jest 'Sukces' Czesława Niemena.

- Ten utwór przywraca prawdziwy sens tego nadużywanego dzisiaj słowa. Sukces, o którym śpiewa Niemen, to nie pieniądze, kariera i sława, tylko "Ty".

Żyłem, jak chciałem

Tadeusz Pluciński [na zdjęciu] (aktor, 80 lat, rozliczne romanse) przypomina sobie

swoje kolejne rozstania.

- Pierwsza żona była śpiewaczką operową. Wielki głos, wspaniałe role. Pamiętam, jak śpiewała partię Carmen z opery Bizeta. I tyle mi w zasadzie po niej zostało. Wspomnienie tego wykonania i dzwonek w telefonie - mówi Pluciński i demonstruje dzwonek, który wygrywa arię toreadora z opery "Carmen".

- Druga żona była aktorką. Byliśmy ze sobą dwa i pół roku. Nie kojarzy mi się z żadną piosenką. Po prostu w tym związku nie było dźwięku - mówi Pluciński.

Kolejna żona była tancerką. - To dla odmiany były miliony dźwięków. Kochała muzykę. Cały czas czegoś słuchaliśmy. Ale może właśnie dlatego, że tego było tak wiele, nic mi w pamięci nie pozostało - opowiada.

Czwarta żona była aktorką.

- Dopiero z nią zacząłem się rozmnażać - mówi Pluciński i dodaje: - Nie uwierzy pan. Ale z nią też nie kojarzy mi się żadna piosenka.

- Czy to w ogóle możliwe? Cztery małżeństwa, mnóstwo romansów i żadnej piosenki, którą koił Pan rozedrgane rozstaniem serce? - pytam.

Pluciński uśmiecha się z politowaniem. - Bo ja, proszę pana, nigdy się nie rozklejałem. Ja się rozstawałem tak samo, jak żeniłem, łagodnie i spokojnie. U mnie nie było krzyków, cichych dni. Po prostu pewnego dnia żony dochodziły do wniosku, że chcą się rozstać, a ja mówiłem "proszę bardzo". I wychodziłem tak jak stałem. Tylko szczoteczkę do zębów zabierałem. Koledzy się śmiali, że ja jestem taki 'amant higienista'.

- I naprawdę żadnej piosenki Pan nie kojarzy z rozstaniem? - pytam.

- No, może jedną. Ale nie pamiętam tytułu. Śpiewał ją Sinatra, a szła jakoś tak: 'Żyłem, jak chciałem'.

Czardasz

Opowiada Stefania Grodzieńska.

- 'Walczyk Warszawy' ma 69 lat. Przemyka się czasem w radiu dzięki pięknemu wykonaniu Ireny Santor. Powstał 15 maja 1937 roku, tworząc najważniejszą datę mojego życia. Tego dnia zadzwonił telefon. Mówię: 'Słucham', a telefon: 'Tu Jurandot. Pani Stefciu, w tej chwili skończyłem pisać tekst. Chciałbym go pani przeczytać'. Powiedziałam: 'Chwileczkę', usiadłam i dodałam: 'Przepraszam, ale musiałam usiąść'. Telefon zatroskanym głosem: 'Źle się pani poczuła?'. 'Poczułam się wspaniale'. 'I tak będzie się pani czuła już zawsze, bo mam pomysł: ożenię się z panią'. 'Niech pan już czyta, zamiast się ze mnie nabijać'.

Dlaczego musiałam usiąść? Dobrze, że nie umiem mdleć! Cholernie mi się ten Jurandot podobał, ale poza codziennym 'dobry wieczór' na korytarzu czy w teatralnym bufecie nigdy nie okazał mi zainteresowania. Był znanym satyrykiem i pomimo swoich 26 lat dołączał już do czołowych autorów 'Cyrulika Warszawskiego'. Ja zaś piastowałam odpowiedzialne stanowisko piplai jako jedna z początkujących prawie statystek - tancerek i piosenkarek. Między naszymi pozycjami w hierarchii teatralnej mieścił się cały zespół, łącznie z kurtyniarzem.

No więc ja siedziałam, a on czytał:

Wszystkie walce śpiewają o błękitnym Dunaju,

o Praterze, Grinzingu i winie,

sentymentem wiedeńskim oddychają i łkają,

i cesarska krew w żyłach ich płynie.

A ten walczyk się wyrzekł wszystkich więzów rodzinnych

i dostojnych swych przodków c.k.

A ten walczyk jest inny i sentyment ma inny,

Chociaż walczyk i choć na trzy pas.(...)

Przez 42 lata naszego małżeństwa, pisując komercyjne piosenki miłosne, Jurek wmawiał mi, że to dla mnie, a kiedy twierdziłam, że nieprawda, bo dla pieniędzy, odpowiadał: 'I dobrze. Przyjemne z pożytecznym'.

Tak było i w wypadku 'Czardasza'.

Przed wojną sprzedawano broszurki z tekstami szlagierów, obecnie zwanych hitami - spryciarze dla zarobku spisywali z płyt tak, jak usłyszeli.

Tekst 'Czardasza' brzmiał:

Tak mi weszłaś w krew,/ dziewczyno czarnooka,/ tak mi weszłaś w krew/ jak stary mocny tokaj.

A w broszurce:

Tak mi weszłaś w krok/ jak stary mocny lokaj.

Tym razem - wyjątkowo - natychmiast przyjęłam do wiadomości, że tekst do mnie pasuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji