Artykuły

Reflektorem w mrok

Robert Jarocki z wielką delikatnością pisze o prywatnym życiu brata, nie ocenia, pisze o faktach. Szanuje jego prywatność. Jerzy Jarocki nie udzielał wywiadów o życiu osobistym. Dzięki narracji brata możemy zobaczyć go nie tylko jako wielkiego reżysera, ale także męża i troskliwego ojca - o książce "Kogo szukał, czego chciał" pisze Ewa Gałązka.

Jesienią ubiegłego roku nakładem wydawnictwa Muza ukazała się książka "Kogo szukał, czego chciał". Zebrane w jeden tom okruchy wspomnień o swoim wybitnym bracie, Robert Jarocki, pisarz i znakomity reportażysta biograficzny drukował wcześniej w odcinkach w miesięczniku "Teatr", począwszy od listopada 2013 r. do grudnia 2014 r. Młodszy brat Jerzego Jarockiego nie doczekał wydania swojej książki w druku. Zmarł w sierpniu 2014 roku.

Ta opowieść reportażowa pisana z rodzinnej perspektywy przynosi nam mnóstwo nieznanych szczegółów z prywatnego życia wybitnego reżysera. Dowiadujemy się, że Jerzy Jarocki chciał być kapitanem żeglugi wielkiej, a w czasie studiów w krakowskiej szkole teatralnej był razem ze swoją późniejszą żoną obiektem krytyki za naruszanie obowiązujących wówczas norm socjalistycznych. Brat ujawnia kilkuletni inicjacyjny romans niespełna siedemnastoletniego Jerzego ze starszą o siedem-osiem lat Lidką. Przytacza przypadkiem zasłyszaną rozmowę o rozwodzie rodziców, wspomina, że obaj zachęcali mamę do poślubienia starającego się o nią Kazimierza Wojciecha Witkiewicza, będącego w konszachtach z nową władzą. Czy zna ktoś poza najbliższymi te fakty? Nie sposób wszystkich wymienić, to trzeba po prostu przeczytać.

Robert Jarocki z zacięciem rasowego reportażysty rzuca te wspomnienia na tło społeczne i historyczne tamtych czasów. Jak sceny z filmu o Ziemiach Odzyskanych mienią się opisy podróży z kresów na Ziemie Zachodnie w jeleniogórskie, gdzie rodzina Jarockich zamieszkała w Krzyżatce (późniejszych Kowarach). Przepełniony pociąg, w którym pijani sowieccy żołnierze strzelają z pepesz, pociągają za hamulec bezpieczeństwa, bo wódka się skończyła, i trzeba w pobliskim miasteczku uzupełnić zapasy, wigilia w gospodarstwie Niemców, a właściwie Niemek (poza starcem bez jednej nogi), które za kilka miesięcy zostaną wysiedlone. Wyłaniają się te historie jak z mroku, oświetlone silnym reflektorem pamięci, błyskiem wspomnienia. Na chwilę wkracza na scenę a to wóz z teatrzykiem kukiełkowym zorganizowany przez nastoletniego Jerzego, a to jeleniogórskie półamatorskie przedstawienie "Pan Geldhaba", w którym zagrał jako siedemnastolatek zbierając pochwały w roli starego majora-sarmaty, studia aktorskie Jerzego w krakowskiej szkole teatralnej. Aż dociera do wyjazdu brata na studia reżyserskie do Moskwy.

Czy z czasów studiów na GITIS-ie w Moskwie dowiadujemy się czegoś o jego nauce teatralnego fachu? Niewiele ponad to, o czym Jerzy Jarocki mówił wcześniej w wywiadach. Jednak o wiele ciekawsze jest spojrzenie Roberta Jarockiego na życie w stolicy ZSRR od strony społeczno-politycznej. W latach 50. życie towarzyskie w Moskwie w przestrzeni publicznej nie istniało, zero kafejek, kawiarni, restauracji. "Bezproduktywne marnotrawienie czasu" w kawiarniach zostało wyeliminowane. Po studiach w tętniącym życiem kawiarnianym Krakowie, Jerzy Jarocki tęsknił w Moskwie za takim życiem towarzyskim. Był zadziwiony dobrym zaopatrzeniem stolicy, jako że w czasach kultu jednostki sklepy moskiewskie obfitowały we wszelkie dobra zwożone z innych republik i państw zaprzyjaźnionych.

Jako ciekawostkę i świadectwo wymogu dostosowania się do ówczesnych realiów, Robert Jarocki zamieszcza zeskanowane w całości pierwsze i jedyne korespondencje Jerzego dla "Żołnierza Wolności" - z występów gościnnych Teatru Polskiego z Warszawy w Moskwie - w obowiązującym wówczas stylu, chwalącym braterstwo polsko-radzieckie na niwie teatralnej.

Robert Jarocki nie poprzestaje na wspomnieniach dotyczących tylko Jerzego. Kreśli sylwetkę, jego promotora naukowego Nikołaja Gorczakowa, który odstąpił od nazwiska ojca, carskiego oficera, później generała Białej Armii. Młody student musiał na nim zrobić wrażenie, bo dzięki protekcji Gorczakowa, Jarocki już na studiach miał dostęp do ocenzurowanych archiwaliów w bibliotece im. Lenina, gdzie zapoznał się z wieloma tragicznymi faktami z życia ludzi kultury sowieckiej Rosji, m.in. dotyczącymi nagonki na Wsiewołoda Mayerholda i zniszczenia jego teatru, którego "architektem" był jeden z najbliższych współpracowników Stalina, ex-szewc Łazar Kaganowicz. Reżyser wykorzystał tą wiedzę w późniejszych interpretacjach "Szewców" Witkacego na scenach teatralnych.

Kolejne miniatury ukazują okoliczności i perypetie związane z początkami kariery reżyserskiej brata, poczynając od wyboru na dyplom "Balu manekinów" Brunona Jasieńskiego - utworu niewygodnego politycznie. Ale był to czas rehabilitowania osób wypuszczonych z łagrów, przeważnie wdów i dzieci zamordowanych "wrogów ludu" i takim był Bruno Jasieński. Jerzy Jarocki spotkał się wówczas z wdową po poecie. Dalej idą perygrynacje Jerzego Jarockiego od teatru do teatru, by móc w Polsce wystawić ten tekst. Zrealizowany w końcu w Teatrze im. Wyspiańskiego w Katowicach, pokazany w Warszawie, spotkał się z niezadowoleniem ministra kultury ZSRR Mikołaja Michajłowa, co było rzecz jasna dobrą rekomendacją młodego reżysera w środowisku warszawskich intelektualistów. W kolejnym rozdziale przytacza okoliczności partyjnej awantury dotyczącej prapremiery "Ślubu" Gombrowicza ze studentami Politechniki Gliwickiej.

Reflektor wspomnień oświetla nie tylko życie Jerzego Jarockiego. Ot chociażby wydobyta z odmętów niepamięci warszawska wizyta Jerzego Grotowskiego, który również studiował na GITIS-ie i zaprzyjaźnił się z Jerzym Jarockim. Reżyser "zaprotegował" Grotowskiego swemu bratu i ten przyjął go "na kwaterę". Był to czas odwilży i formułowania się Rewolucyjnego Związku Młodzieży (przemianowanego później na ZMS), w którym Grotowski czynnie działał.

Kolejnym obszarem życia brata, który ukazuje Robert Jarocki, jest zawiła przyjaźń Jerzego Jarockiego z Tadeuszem Różewiczem. W początkach przyjaźni bliscy sobie, wpływający na siebie nawzajem, z czasem Tadeusz Różewicz przestał zgadzać się na nowe inscenizacje Jerzego, obawiając się "nicowania" swoich tekstów.

50-letni Jerzy Jarocki wydawał się niezniszczalny - wspomina brat - ale palenie ogromnej ilości papierosów, złe odżywianie się, wyczerpujące próby, podejmowanie się kolejnych realizacji jedna po drugiej przełożyły się na pierwszy zawał. Po rekonwalescencji przez kolejne 35 lat nie zmniejszył tempa pracy. "Żył w przekonaniu, że jest tylko on i jego teatr, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, że prowadzimy też inne życie" - autor przytacza wypowiedź Grzegorza Małeckiego, która znakomicie charakteryzuje system pracy Jerzego Jarockiego.

Nie rezygnował z reżyserowania nawet w szpitalnym łóżku, był tytanem pracy, w ostatnich latach przed śmiercią już prawie nie widział, ale miał to maskować. Ostatnie przedstawienia reżyserował ze słuchu. Coraz bardziej schorowany nie odpuszczał, był w ciągłych podróżach między Krakowem, a Warszawą, Wrocławiem, Sopotem, "był twardzielem" - napisze o nim brat.

Umiał zagrać wszystko - utrzymują aktorzy, z którymi pracował. Był znakomitym parodystą, ale tylko prywatnie. Odmówił Andrzejowi Wajdzie zagrania w jego filmowym "Weselu" roli Nosa, wprawiając go tym w osłupienie. Wajdzie nikt nie odmawiał.

Oczywiście musiało znaleźć się w tych wspomnieniach i słowo o słynnej złośliwości Jerzego Jarockiego. Ale ludzie inteligentni bywają złośliwi. To była jego garda.

"Jarocki był kiedyś opisany jako artysta zacierający ślady własnej wrażliwości. Mówiąc językiem Tołstoja, należał do tych, którzy wykorzystują talent do ukrycia swojej duszy" - napisała w eseju o twórczości Jarockiego w Dwutygodniku Stronie Kultury, Małgorzata Dziewulska.

Taki właśnie obraz Jerzego Jarockiego wyłania się ze wspomnień jego brata. Obaj byli bardzo powściągliwymi mężczyznami. Robert Jarocki z wielką delikatnością pisze o prywatnym życiu brata, nie ocenia, pisze o faktach. Szanuje jego prywatność. Jerzy Jarocki nie udzielał wywiadów o życiu osobistym. Dzięki narracji brata możemy zobaczyć go nie tylko jako wielkiego reżysera, ale także męża i troskliwego ojca.

Jedyną obszerną próbą zgłębienia fenomenu reżyserii Jerzego Jarockiego, jest monografia Beaty Guczalskiej "Jerzy Jarocki - artysta teatru" wydana w 1999 r. Skupia się na twórczości Jerzego Jarockiego, chociaż ukazuje też rodzinne korzenie reżysera. Pozostają jeszcze arcyinteresujące wywiady z Mistrzem, rozproszone w różnych czasopismach i gazetach, ale nie każdy będzie miał dość determinacji, żeby do tych rozmów dotrzeć. Tym bardziej cenne są wspomnienia brata pozostającego z nim w ścisłym kontakcie przez całe życie, za wyjątkiem kilkuletniej przerwy we wczesnej młodości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji