Artykuły

Titanic Krystana Lupy

Krystian Lupa wyreżyserował kolejny utwór zmarłego w 1989 roku dramatopisarza i prozaika austriackiego Thomasa {#au#255}Bemharda{/#}. Po ogromnym sukcesie {#re#15213}"Kalkwerku"{/#}, zrobionego na Scenie Kameralnej Starego Teatru, tym razem przygotował "Immanuela Kanta" we Wrocławiu, na scenie Teatru Polskiego na Dworcu Świebodzkim.

Akcja dramatu "Immanuel Kant" rozgrywa się na transatlantyku, którym tytułowy bohater podąża do Ameryki. Lupa wszechstronnie wykorzystał motyw podróży. Już przecież samo miejsce, gdzie grany jest spektakl - zaadaptowany Dworzec Świebodzki - przesycone jest gorączką drogi. Wielką przestrzeń hali dworcowej, poprzedzielaną rytmem ciężkich łuków, Krystian Lupa zamienił dla widzów w poruszający się statek. Wrażenie płynięcia całego dworca jest przejmujące. A uzyskane zostało za pomocą prostych środków: lekkie buczenie, prawie nieustająco obecne, zepchnięte poza granicę uwagi sugeruje pracę maszyn. Kilkakrotnie podnosiły się zasłony osłaniające okna wychodzące na perony. Tam, po szynach leniwie przesuwały się wyspy, na których stali tubylcy egzotycznych krain. Z perspektywy widza wyglądało to, jakby transatlantyk parł wciąż w prawą stronę.

Ale były też inne konotacje łączące się z sytuacją podróży, i to dosyć specyficzne. W średniowieczu istniały "statki głupców". Umieszczano na nich szaleńców, chromych, nieprzystosowanych i wyprawiano w podróż z nadzieją, że jakieś miasto się nad nimi zlituje i ich przyjmie. I tak bez celu płynęli stwarzając sobie świat rządzący się całkowicie odmiennymi prawami. Często była to droga donikąd. Podobnie jest podczas podróży transatlantyku w spektaklu Lupy. W dramacie Bemharda pasażerowie schodzą na ląd przyjmowani przez personel szpitala dla umysłowo chorych. U Lupy podróż się nie kończy, choć wszyscy oczekują zawinięcia do portu. Na statku równolegle współistnieją dwa światy, dwie grupy ludzi. Obok "mówiących" bohaterów dramatu, związanych na różne sposoby z Kantem, na transatlantyku podróżują również osoby, o których powiedzieć się da niewiele. Ta druga, tajemnicza grupa wyraźnie różni się strojem (młodzi ludzie noszą wyzywające kostiumy dosyć typowe dla naszych czasów) i zachowaniem - wywiedzionym wprost ze sztamp masowej kultury. Nawet podczas antraktów postaci "tajemniczego" świata są obecne na scenie. Ich świat poznajemy tylko z ułamków działań. W rzeczywistości "plutonu podpokładowego" czai się napięcie, jakaś tajemnica. Widzom nie będzie dane jednak do niej dotrzeć.

Kontakty pomiędzy dwoma światami transatlantyku są tylko pobieżne. A to Ana i Bela chcą sobie zrobić zdjęcie z Kantem, a to Milionerka próbuje tańczyć w rytm młodzieżowej muzyki. Jednak mentalna przepaść uniemożliwia jakiekolwiek porozumienie.

Postać Kanta została w sztuce Bemharda pozbawiona historycznego umiejscowienia. Filozof z Królewca podczas balu popija Chateau Maginot rocznik 1917. Milionerka zamierza podnieść wrak Titanica, kolekcjoner dzieł sztuki fascynuje się Kubinem. Statek podróżuje więc trochę poza czasem.

Ale paradoksalnie, Krystian Lupa dał w tym spektaklu swoistą diagnozę naszych właśnie czasów. Postaci poruszają się pośród udania, okruchów wiedzy, stereotypowych zachowań. Miazga kultury stopiła wszystko.

Sama postać Kanta (gra go Wojciech Ziemiański) jest jednak tragiczna, rozpięta pomiędzy kabotyństwem i starczą sklerozą. W spektaklu Kant niczym nic przy pominą statecznego, punktualnego i "wielkiego" myśliciela. Bezwładne potoki jego słów nie układają się w jakikolwiek sensowny system, mało tego, często nie mają zupełnie sensu. Największym skarbem Kanta i jego jedynym przyjacielem jest papuga Fryderyk. Krystian Lupa w roli Papugi obsadził Krzysztofa Dracza. Nie charakteryzował go na ptaka fantazyjnego gatunku psittacus erithacus, lecz uczynił z niego odczłowieczonego więźnia niewielkiej klatki. Kant twierdzi, że cały jego system zapamiętany jest przez Fryderyka i w nim przechowywany. Jednak Fryderyk okazuje się tylko umęczonym i zaszczutym strzępem, niezdolnym do sformułowania bardziej skomplikowanego zdania.

Choć Bernhard już w tytule wskazał głównego protagonistę, oglądając spektakl trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienie z bohaterem zbiorowym. Wszyscy istnieją tylko w relacjach z partnerami. Zaś wewnątrz wydają się całkowicie pozbawieni głębi. Trudno wyobrazić ich sobie w samotności, trudno dotrzeć do ich odczuć.

Obraz świata wyłaniający się ze spektaklu jest porażająco ponury. Cała kultura sprowadzona została do namiastek. Ale to wewnętrzny, ukryty pokład sztuki. Na zewnątrz trwa bal. Panuje luźna atmosfera. Widzowie się pogodnie uśmiechają. Zaś Lupa raz po raz porywa nas scenicznym dowcipem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji