Artykuły

W oparach burdelu

"Sen nocy letniej" w reż. Mai Kleczewskiej w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

W Starym Teatrze Maja Kleczewska wystawiła "Sen nocy letniej" według Szekspira, dowolnie naginając treść sztuki do własnej ubogiej wizji.

Zawężonej, bo wtórnej wobec tego, czym na co dzień karmi nas telewizja, wideoklipy, spoty reklamowe i przemysł rozrywkowy, włącznie z subkulturą klubów, w których seks jest traktowany jako towar. Dodatkowo pławi się to w estetyce, która upodobała sobie kicz - dla niepoznaki określany dziś campem - jako główny środek wyrazu.

Na mnie wszystkie te efekty na scenie robią wrażenie jedynie wtedy, jeśli są stosowane jako świadomy znak, cytat, pastisz, odwołanie do określonej stylistyki. I przeciwnie - męczą niemiłosiernie, jeśli roszczą sobie pretensje do tzw. jedynie słusznego spojrzenia na naszą rzeczywistość. Każde sceniczne przeniesienie sztuki, nie wyłączając klasyki, znacznie więcej mówi nam o czasach, w których ją wystawiono, niż napisano. Dlatego jednoznaczne, na siłę czynione uwspółcześnienia, wydają mi się z gruntu rzeczy chybione.

U Kleczewskiej akcja rozwija się wyłącznie w zamkniętych pomieszczeniach, które wyposażeniem i wystrojem przypominają luksusowy burdel, a znajdujący się w nich bohaterzy - dziwki i ich klientelę. Nadmuchiwana lalka z porno shopu, z którą nie rozstaje się mistrz ceremonii Filostrates, staje się nieomal dodatkową postacią, zajmując zresztą jedno z honorowych miejsc przy stole podczas finałowej ceremonii zaślubin Hipolity (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) i Tezeusza (Roman Gancarczyk). Tu już nie ma miejsca na jakiekolwiek niedopowiedzenia, posmak perwersji, subtelną aluzję - dosłowność wbija wprost w fotel.

Wyzywające stroje, szorty i staniki z miękkiej, lakierowanej skóry, peruki, makijaże, jak i zaczepno-wulgarny, pretensjonalny ton głosów Heleny (Sandra Korzeniak) i Hermii (Joanna Kulig) nie pozostawiają złudzeń, że chodzi im głównie o to, by się w życiu jak najszybciej i jak najlepiej ustawić. Wszelkie wątpliwości rozwiewa także miłosne wyznanie pary uciekających kochanków, zakończone namiętnym wyznaniem dziewczyny, że trwałość związku z najdroższym upatruje w... pieniądzach, dużych, bardzo dużych pieniądzach.

Wielkie zadowolenie widzów wywołał jeden z rzemieślników - z grupy przygotowujących inscenizację dla uczczenia ślubu księcia Tezeusza - obsadzony w roli Pyrama (Piotr Głowacki). Na skutek czarów Puka objawił się Tytanii jako osioł. Wszakże bez oślej głowy, za to jako tak zwany chippendale w erotycznym tańcu. Ów jedyny prawdziwie dowcipny koncept reżyserski, zamiast zdrowego śmiechu wywołał rechot widzów, połączony z wyciem, którzy najwyraźniej "kupili" tandetny popis striptizera, a nie przewrotny żart inscenizatorki. Smutne, ale prawdziwe.

Sztuka Szekspira pod wpływem zmian zaproponowanych przez Maję Kleczewską ma więc charakter jawnie stręczycielski. Jest rodzajem przetargu na żywy towar. Jeśli ktoś chce się przeglądać w takim zwierciadle epoki, jego sprawa. Ja się w nim nie odnajduję.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji