Artykuły

Od miłości do nienawiści jeden krok

Polski teatr nie radzi sobie z pokazywaniem miłości. Rodzima dramaturgia przełomu wieków zajmuje się nią mało i niechętnie - pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Pomijając błahe, komercyjne komedyjki, lekko i frywolnie traktujące o sprawach damsko-męskich, nie ma w zasadzie utworu scenicznego, w którym istotnym tematem stałoby się wzajemne zauroczenie dwojga ludzi.

Janusz Głowacki w "Czwartej siostrze" wykazuje, że każde romantyczne uniesienie dwojga pokrewnych dusz tzw. okoliczności szybko sprowadzą na nieczułą ziemię. Marek Koterski w "Ich troje" między parę wypalonych małżonków wprowadza "tego trzeciego" - telewizor. Jeśli zdarza się gdzieś jeszcze udane pożycie heteroseksualnej pary - co akustyka bloku z wielkiej płyty uczyni publiczną tajemnicą - to spotyka się ono z frontem powszechnej wrogości, jak z prześmiewczą intencją ukazał Jerzy Niemczuk w "Głośnej sprawie".

Trudno liczyć na happy end. Para padająca sobie w ramiona z nadzieją na dalsze wspólne życie jest we współczesnym teatrze zjawiskiem tak niemodnym, wręcz niewłaściwym, że jej pojawienie się w finale sztuki "Made in Poland" Przemysława Wojcieszka odbierane jest jako przejaw gorzkiej autorskiej ironii.

Sprawy sercowe na scenie są dziś prawie wyłącznie paradą mniej lub bardziej poranionych uczuć, lęków, frustracji. Bohaterami są rozczarowani życiem inteligenci, u których brak zawodowej satysfakcji przekłada się na niepowodzenia w życiu osobistym, jak u Włodzimierza Dulemby w "Świętym grzechu" czy Wojciecha Kuczoka w "Doktorze Hauście". Podobne wnioski można wysnuć ze sztuk Krzysztofa Bizio ("Porozmawiajmy o życiu i śmierci") lub Marka Modzelewskiego ("Koronacja").

Andrzej Saramonowicz w "Testosteronie" ukazał niedoszłego małżonka, wmanipulowanego w kampanię promocyjną początkującej gwiazdki show-biznesu, która "pokochała" go jedynie, by spektakularnie porzucić przed ołtarzem, co zapewni jej darmowe publicity. Z kolei w "Niektórych gatunkach dziewic" Domana Nowakowskiego nowa dziewczyna jest dla mężczyzny po przejściach jedynie dodatkiem do kaca.

Powodzenie zawodowe także nie daje gwarancji sukcesu w intymnych kontaktach. Anna Burzyńska w "Najwięcej samobójstw zdarza się w niedzielę" przedstawia młodych menedżerów, którym zostaje dwie i pół minuty na szybki seks, a bezbronnych wobec perspektywy spędzenia razem wielu wolnych godzin. W "Tiramisu" Joanny Owsianko grupka młodych kobiet z agencji reklamowej doskonale porusza się wśród wymagającej klienteli, lecz kompletnie nie radzi sobie z uczuciami.

Jeśli współczesny dramat odzwierciedla tzw. samo życie, to pora umierać.

***

Amor przez epoki

Autorzy oświeceniowi: Ignacy Krasicki ("Krosienka"), Franciszek Zabłocki ("Fircyk w zalotach"), Wojciech Bogusławski ("Krakowiacy i Górale"), wzorując się na schematach przejętych z komedii dell'arte, umieli tchnąć w nie oryginalne treści. Wraz z romantyzmem w uczuciach pojawiły się komplikacje: Gustaw-Konrad w "Dziadach" Mickiewicza czy Kordian u Słowackiego starają się miłosny zawód przekuć w czyn pomocny udręczonej ojczyźnie. Miłosne wyznania pewnie wcale nie padałyby wtedy ze sceny, gdyby nie komedie Fredry. Jeszcze trudniej w kwestiach uczuć przychodziło się porozumieć bohaterom sztuk Wyspiańskiego, Kisielewskiego, Zapolskiej, Perzyńskiego. W latach międzywojennych Witkacy przedstawiał miłość z domieszką perwersji, jako jeden z elementów sublimacji doznań metafizycznych. U Gombrowicza każdy uczuciowy afekt był pretekstem do obnażenia gry pozorów i fałszu. Po wojnie Mrożek i Różewicz mnożyli przed kochankami trudności ich miłość pozostawała niespełniona lub też niosła z sobą pewien rodzaj zagrożenia.

Na zdjęciu: scena ze spektaklu Teatru TVP "Najwięcej samobójstw zdarza się w niedzielę".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji