Artykuły

Krew na kocim gardle Fassbindera. Kosmitka pisze reportaż z Bydgoszczy

Już tytuł spektaklu Krew na kocim gardle, czyli Marilyn Monroe kontra wampiry według Rainera Wernera Fassbindera obiecuje, że nie jest to rzecz typowa. Z każdą minutą przedstawienia Anji Sušy w Teatrze Polskim w Bydgoszczy wsiąkamy w logikę absurdu. I przemocy.

Zaczyna się jak typowy kawałek politycznego teatru, spóźnione echo kontrkultury. Głos zabierają kolejno: Żołnierz, Policjant, Nauczyciel — żyranci porządku, tryby machiny społecznej dyscypliny. Jest też Kochanek — tytan miłości, która też jest tu rodzajem opresyjnego reżimu.

Szybko się jednak orientujemy, że jest też coś więcej. Aktorzy i aktorki Teatru Polskiego w Bydgoszczy w pierwszej scenie tworzą jakiś gigantyczny organizm, postaci dramatu przeskakują z wykonawcy na wykonawcę. Wcielają się oni w coraz to inne role aż do, wydawałoby się, kompletnego chaosu — choć umiejętnie zorkiestrowanego.

Wszyscy mówią do niewidocznej osoby: Phoebe Zeitgeist, kosmitki przybyłej z „pewnej obcej planety", której zlecono napisanie „reportażu o demokracji u ludzi". Ma problemy z rozumieniem mowy Ziemian. Początkowo niewidzialna, konfrontuje się z fizyczną i emocjonalną przemocą. Gubi się w relacjach władzy i okrutnych zależnościach seksualnych, ekonomicznych. Czarny slapstick generują tu zwykłe obyczajowe sytuacje, np. małżeńskie kłótnie, od których niedaleko do strzelania do siebie z karabinów.

Krew... z pewnością nie byłaby rewelacją, gdyby nie aktorzy bydgoskiego teatru. Anita Sokołowska, Małgorzata Witkowska, Małgorzata Trofimiuk, Martyna Peszko, Beata Bandurska, Maciej Pesta, Konrad Wosik i Jakub Ulewicz tworzą perfekcyjnie zgraną orkiestrę absurdu, potknięcia, ciosy i gagi wykonującą z takim przekonaniem i precyzją, jakby to był koncert Bacha.

Fassbinder, niemiecki reżyser rewolucjonista (1945-82), w Polsce znany jest najlepiej z twórczości filmowej. Tymczasem w końcu lat 60. został aktorem i reżyserem monachijskiego tzw. Antyteatru, czerpiącego zarówno z lewicowej dramaturgii Brechta, jak i z performance'ów Warhola. Wiele radykalnych filmów Fassbindera powstało pierwotnie jako sztuki teatralne, choć reżyser sięgał też po inne teksty, jak w Querelle — homoseksualnym melodramacie kryminalnym według Geneta.

Za pierwsze polskie wystawienie Krwi..., tekstu z 1971 r., odpowiadają reżyserka Anja Suša z Belgradu (często pracująca w krajach skandynawskich) i dramaturżka Agnieszka Jakimiak, która jako eseistka i filmoznawczyni specjalizowała się w twórczości Fassbindera. Autorką świetnego przekładu jest Iwona Nowacka.

W bydgoskiej prapremierze kluczowe jest jednak nie to, co się mówi, ale przede wszystkim to, jak się mówi. I co się robi na scenie. Totalna wolność teatralnej wyobraźni, aktorska perfekcja i dopracowana forma czynią Krew na kocim gardle jednym z najciekawszych i najbardziej oryginalnych polskich przedstawień ostatnich lat. To nie jest teatr z tezą — raczej wariacki kabaret sytuacji i zabawy formą.

Obsceniczne czy drastyczne sceny charakterystyczne dla filmowej twórczości Fassbindera tu przechodzą w rodzaj kpiny ze scenicznej konwencji. Nie tylko z mieszczańskiego teatru, ale też z wciąż odgrzewanych i sprzedawanych teatralnym marketingiem „awangard" i „eksperymentów". Gdy w psychologicznym teatrze przygniatają nas sentymentalne klisze, w potyczkach tych groteskowych żywych marionet nagle pojawia się coś niepokojącego, ujmującego.

Last but not least, w przedstawienie Sušy świetnie wpleciona jest praca amatorów. To oni przyjmują perspektywę kosmitki Phoebe, podsumowują sceniczny rozgardiasz. Pod koniec w rzadko spotykanym stopniu daje im się możliwość powiedzenia czegoś własnym głosem, określenia swojej roli w przedstawieniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji