Współczesność za kurtyną (fragm.)
>>> Bezsprzecznie najciekawszym widowiskiem było "Na czworakach" Teatru Dramatycznego z Warszawy. Zasługa w tym głównie Jerzego Jarockiego, który amorficzny i daleki od doskonałości tekst Różewicza potrafił spiąć w jednolite, konsekwentne, przejrzyste przedstawienie, choć i on nie ustrzegł się potknięć. Są one widoczne szczególnie w dwu miejscach. W scenie z Hermafrodytem ponosi Jarocki winę wespół z autorem. Sądzę, że należało tę scenę zupełnie wykreślić, choć rozumiem, że uległ tu Jarocki niebezpiecznej magii teatralnego efektu. Drugie potknięcie - w finałowej scenie cyrku, w której nie udało się realizatorowi stworzyć atmosfery prawdziwie brutalnej gry zrytmizowanej świstem pejcza panującej nad menażerią pogromczyni. Obciąża to głównie konto reżysera, choć trzeba dodać, że Ryszarda Hanin nie ułatwiła mu zadania. I ta i druga festiwalowa sztuka Różewicza nie są jego najwybitniejszymi osiągnięciami. Daleko im do "Kartoteki" czy "Starej kobiety". Obsesje autobiograficzne i estetyczne, mimo ich ekstremalnego potraktowania, okazują się za mało znaczące, tym bardziej jeśli wyrażają się w formule bliskiej kabaretowi.<<<