W Operetce Warszawskiej
Ta "najpopularniejsza operetka świata", "Wesoła wdówka" ciesząca się już od swej prapremiery w Wiedniu w 1895 r. fantastycznym powodzeniem dzięki skomponowanej przez młodego Franciszka Lehara wspaniałej muzyce - trudna jest jednak do wystawienia. Obrosła ona pięknymi tradycjami. W jej kolejnych spektaklach brały udział wielkie gwiazdy naszej operetki i każda niemal rola pamiętna jest dla starszego pokolenia dzięki niezastąpionym wprost wykonawcom.
Dyrektor tej placówki, Ryszard Pietruski nie dysponował niestety "gwiazdami", lecz w Operetce Warszawskiej skupił wielu utalentowanych młodych śpiewaków, odmładzając jednocześnie balet. Także zespół orkiestrowy zasilony został przez młodych absolwentów uczelni muzycznych, co odbiło się pozytywnie na brzmieniu orkiestry kierowanej pewną ręką Zbigniewa Pawelca.
Zacznijmy jednak od minusów. Nowy przekład Krystyny Chudowolskiej brzmiał czasem chropawo. Sztampowe nieco i ładne dekoracje psuły niepotrzebne rekwizyty, wśród nich poczwarny portret (jakby bez poczucia perspektywy malowany) władcy księstwa Pontevedro, zaś kostiumy w swej ogromnej większości były kiczowate, szczególnie zaś stroje ludowe z owego operetkowego księstwa. Przeważająca większość solistów i chórzystów - poza Januszem Żełobowskim - nie umie niestety nosić fraka, co przy wiedeńskiej operetce, której akcja toczy się w Paryżu, jest nieodzowne. Niektóre kostiumy i charakteryzacja podkreślały aparycyjne braki, zamiast je tuszować.
Przejdźmy jednak do plusów tego widowiska, które ma zapewnionych kilkaset spektakli wśród poszukującej rozrywki publiczności. Dobrze spisał się młody reżyser Zbigniew Marek Hass, umiejętnie punktując napięcia, dostosowując je do muzycznego dziania się, utaneczniając wokalistów i rozśpiewując tancerzy. Także układy taneczne Henryka.
Z dwóch obsad wymienię tylko tych solistów, którzy - w moim subiektywnym osądzie - byli lepsi. Więc Tadeusz Walczak jako poseł księstwa Pontevedro, Grażyna Brodzińska jako jego żona, Janusz Żełobowski jako hrabia Daniło (wokalnie znakomity), Aleksandra Hofman w roli tytułowej i pełna "vis comica" Alina Kaniewska, jako Praskowia, żona attache wojskowego.
No cóż? Teatr ten nie ma gwiazd, lecz ma dużo utalentowanej młodzieży jeszcze surowej, która musi wiele popracować, by móc godnie reprezentować stołeczną scenę. Należałoby w tej chwili zapraszać do śpiewania tych ról wybitnych artystów polskich scen muzycznych, także tych, ze średniego i starszego pokolenia. A zaśpiewać w "Wesołej wdówce" to zaszczyt dla każdego wokalisty, także operowego. Tancerze, a zwłaszcza tancerki w walcu, tańcu ludowym czy kankanie pokazali już dobry poziom, który zapewne po kilku przedstawieniach stanie się jeszcze lepszym.