Artykuły

W Tarnowskim Teatrze (fragm.)

Ryszarda Smożewskiego jako reżysera interesują głównie sztu­ki oparte na autentycznych wy­darzeniach i mające szeroki od­dźwięk społeczny. Nic dziwnego, że zainteresował go "Złoty chło­pak" Odetsa. Dla potrzeb sztuki widownię teatru przekształcono w halę sportową, w której odby­wają się mecze bokserskie. Umieszczony w środku sali ring połączono ze sceną kilkunasto­metrowym pomostem, przerzuco­nym niemal nad głowami widzów. Spektakl rozpoczyna się w momencie pojawienia się pier­wszych "kibiców", którzy zajmu­ją dowolnie wybrane miejsca. Podczas usadowiania się widzów - na scenie, pomoście i ringu trwają przygotowania do meczu. Inscenizator rozmieścił akcję równocześnie w trzech planach, przy czym najczęściej plan dru­gi (pomost) podporządkowany jest pierwszemu (ring), zaś wydarze­nia na planie trzecim (scena) sta­nowią tło działań na planie pier­wszym i drugim. W ciągu całego przedstawienia wszystkie trzy plany zapełnione są ludźmi po­średnio i bezpośrednio zaintereso­wanymi spotkaniami sławnych bokserów. Fotoreporterzy i spra­wozdawcy zajmują dogodne stanowiska, trenerzy sprawdzają, czy ring i potrzebne wyposażenie są w należytym porządku, w da­li odbywają się rozgrzewki i krótkie treningi zawodników. Co chwila wchodzą i wychodzą jacyś ludzie, poszukiwacze sensacji, łowcy autografów, przyjaciele i znajomi sportowców, menagero­wie. Pojawiają się nawet przed­stawicielki Armii Zbawienia. Tymczasem okazuje się, że bo­kser, na którego wszyscy czekają, nie wystąpi; rozpoczynają się gwałtowne poszukiwania zastęp­cy.

Sytuacja jest bardzo napięta, bowiem w grę wchodzą oczeki­wania menagerów i mecenasów, którzy postawili spore stawki na swoich pupilów. Liczą się także sportowe ambicje trenerów. I w tym momencie pojawia się Joe Bonaparte - początkujący skrzy­pek, który od lat marzy o karie­rze bokserskiej. Po wstępnych targach i perturbacjach zostaje dopuszczony do udziału w roz­grywkach. Kiedy okazuje się, że umie walczyć i nawet wygrywa, bierze go pod opiekę człowiek Eddiago Fuseliego (Wojciech Łodyński) - Tom Moody (Ryszard Kotys). Opieka nad Joem jest dla Toma wielką szansą. Dostanie za nią odpowiednio wysokie wyna­grodzenie, co umożliwi mu poślu­bienie Lorny Moon. Widzowie nie są bezpośrednimi świadkami walk rozgrywanych przez Joego, o ich wynikach dowiadują się od trenera (Jerzy Wasiuczyński).

Reżyser słusznie zrezygnował z pokazywania pięściarskich tur­niejów. Odwróciłoby to uwagę publiczności od istoty dramatu. Skupił się na innych walkach, na rozgrywkach o pozyskanie wpływu na świadomość chłopca, o zmuszenie go, by stał się bokserem-automatem i zrezygnował z innych zainteresowań. Joe za­czyna pojmować, że sportowe ży­cie boksera przestaje mu wystar­czać. Rozterki wewnętrzne mło­dego boksera ukazane są w at­mosferze napięcia, oczekiwania i ciągłych przygotowań do kolej­nych pojedynków. Chłopak jest osaczony przez ludzi, którzy na nim zarabiają, i przez swoich ki­biców, którzy pragną, by walczył wciąż lepiej i lepiej.

Smożewski całą tę historię bu­duje konsekwentnie na tle kipiącego na wszystkich trzech tea­tralnych planach życia, co efek­townie potęguje dramatyzm po­szczególnych scen. Tym większe wrażenie wywiera moment, w którym na wszystkich trzech planach ruch na chwilę zamiera i - po ogłoszeniu wiadomości o samobójstwie Joego Bonaparte - zalega cisza.

Cały zespół aktorski (uzupeł­niony kilkoma pracownikami technicznymi) pracuje na sukces Andrzeja Bieniasza - wykonaw­cy głównej roli. Aktor, dzięki warunkom zewnętrznym i nieco szorstkiemu sposobowi bycia, stworzył postać Joego w stylu młodych gniewnych bohaterów, znanych z amerykańskich filmów. Był przede wszystkim chłopcem, który za wszelką cenę chciał do­piąć swego. Miał przy tym mło­dzieńczy wdzięk, przejawiający się zwłaszcza w dziecinnych nie­mal reakcjach na problemy i konflikty "świata dorosłych". I chyba nim właśnie zdobył sym­patię widzów.

Tarnów opuszczałem z uczu­ciem zadowolenia. Działalność Teatru im. Solskiego napawa op­tymizmem. Wiele pochwał należy się dyrektorowi Ryszardowi Smożewskiemu za jego ambicję, za umiejętność organizowania zes­połu aktorskiego i troskliwy, nie­malże ojcowski stosunek do każ­dego członka zespołu. Trzeba podkreślić także jego energię, rzutkość, bezkompromisowość w walce z tandetą i łatwizną. Po­dziwiałem również zdyscyplino­wanie aktorów i pracowników technicznych, przejawiające się na każdym odcinku ich pracy. Nie wiem, czy wiele jest teatrów, w których zespół techniczny czu­je się tak głęboko odpowiedzial­ny za kształt spektaklu.

Zgromadzona przez Smożewskiego grupa młodych aktorów wyróżnia się pasją, zaangażowa­niem i artystyczną ambicją. Kto wie, czy - jeśli oczywiście wszy­stko się powiedzie, jeśli plany i marzenia zostaną spełnione - teatr tarnowski nie stanie się placówką przypominającą Osterwiańską "Redutę"?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji