Artykuły

Dzika Kaczka

Nie tylko młode, także i średnie pokolenie nie zna prawie Ibse­na. W dwudziestoleciu też się go właściwie nie grywało. Jedynie Adwentowicz przez osobiste przy­wiązanie do niektórych ról autora "Nory" wznawiał w Teatrze Kame­ralnym niektóre jego sztuki... Pa­miętam dawną rozmowę z pewnym wybitnym człowiekiem teatru w Warszawie: "Dlaczego nie wysta­wiam Ibsena? Po co? Jest Shaw - równie inteligentny jak Ibsen, a nierównie od Ibsena zabawniejszy". I Shaw był rzeczywiście w tamtych przedwojennych latach najbardziej po Fredrze naszym narodowym ko­mediopisarzem, po wojnie właściwie także. Dopiero teraz genialnemu Ir­landczykowi zagraża federacja francusko-polska Anouilh-Zawieyski. Jeśli chodzi o mnie - to nie jestem entuzjastą Anouilha, a od Zawieyskiego stokroć bardziej nowoczesny wydaje mi się właśnie Ibsen.

A więc nie widywaliśmy Ibsena na scenie, ale lubiliśmy go sobie od czasu do czasu przeczytać. Ślady tej, lektury spotkać można u mistrzów naszej dramaturgii. Od kilku lat znajomość dzieł autora "Upiorów" staje się powszechniejsza. Grano go niedawno w Katowicach, grano na Wybrzeżu, gra go obecnie czołowa scena polska "Teatr Poezji" w Kra­kowie. Dobrze redagowany "Dialog" przyniósł ostatnio tłumaczenie po­tężnego eseju Shawa "Kwintesen­cja ibsenizmu". W hallu Teatru Poe­zji nabyć można program, gdzie o Ibsenie piszą Leszek Herdegen, kry­tyk niemiecki Erpenbeck oraz reży­ser Krzemiński.

Na scenie, która już wkrótce ma być oddana Kotlarczykowi, ogląda­my "Dziką kaczkę". Inscenizacja Krzemińskiego podszyta jest umiar­kowanym eksperymentatorstwem. Sztuka napisana została nie dla uświęcenia jednej bohaterki czy je­dnego bohatera. Właśnie z powodu pisarstwa Ibsena mówiło się, że "autor dramatyczny musi znać doskonale zasady kontrapunktu". Na kim się skupia nasza uwaga przez większą część sztuki? Wcale nie na przestraszonej faktem własnego ist­nienia Jadwini. Bawi nas przede wszystkim sympatyczny kabotyn Hjalmar. Bawi nas? Tak! Tak chciał autor i bardzo o to zadbał reżyser. Sztuka mimo od razu założonej in­trygi dramatycznej toczy się w ka­dencji humorystycznej. Trudno po­wiedzieć: w komediowym charakte­rze, czy tempie. Nie o to chodzi. Re­żyser może dać nam humor, ale nie zrobi z "Dzikiej kaczki" komedii. Sadecki gra bardzo dobrze, ale zbyt wyraźnie ilustruje dyskursywny za­mysł reżysera. Niektórych widzów to denerwowało - mnie nie. Ja lubię widzieć podszewkę w sztu­ce. Czasami nawet wolę podszewkę od fasady. Kiedy już jesteśmy przy reżyserii, nazwijmy sprawę, która na pewno niepokoić będzie recenzen­tów - otóż na scenie spotykają się rozmaite konwencje aktorskie! Znowu. Część wykonawców podda się koncepcji reżyserskiej, część o silniej wyrobionym warsztacie wła­snym przedstawi nam indywidualny obraz postaci? Czy to może dlatego właśnie? Czy może reżyser nie zauważył rozbieżności? Czy mooże zgodą na różność konwencji chciał podkreślić wyraz rozmaitych tez wojujących? Przecież Grzegorz Werle - to nieludzki dogmatyzm, przedstawiający się oto­czeniu w skromnych, zapiętych pod szyję szatach; przemawiający bez­osobowym językiem prawdy - Relling jest po prostu sceptykiem. Wesołowski dał nam rolę znakomitą. Ze szczególną sympatią słuchamy dzisiaj spokojnych tez humanisty. Nasz niemiecki kolega Erpenbeck nie radzi odczytywać na poważnie słów Rellinga. Nie, nie bójmy się słów "dekadenta", bójmy się bardzo zdań katechizmu nawet wtedy, gdy pisane są literami pozornie świeckimi. Wracając jednak do Krzemińskiego, owszem, trzeba przyznać, że daje nam on sporo powodów do zastano­wienia. Ale, proszę państwa, w pew­nej chwili akcja wchodzi w pole wzruszeniowe - i wtedy reżyser kapituluje ostatecznie na rzecz au­tora. W dwóch ostatnich odsłonach podziwiamy tylko ten sławny Ibsenowski kontrapunkt. Przykuwa naszą uwagę psychologia kobiety i dziecka. Dramatyczne dialogi męż­czyzn istnieją już tylko po to, żeby piękniej wydobyć ludzki, ciepły ton Giny i tragedię milczenia Jadwini. I jak ta ostatnia sprawa jest pro­wadzona, w jakiej ciszy i w jakim napięciu! Wiemy, że jednak ofiara będzie, a jeszcze nam wierzyć nie wolno. I tak aż do końca. Wycieniowany apel do prostych uczuć - do wrażliwości.

Ginę Ekdal grała Niwińska. Po Joannie z "Domu kobiet" druga to rola tej utalentowanej, inteligentnej aktorki, która zostanie nam w pamięci. Rolę Jadwini powierzono Ciesielskiej. Dobry wybór. Dzięki Ciesielskiej piękny, wzruszeniowy wątek dramatu nabrał cech przej­mująco autentycznych. Jeszcze - ambitne dekoracje Wojciecha Kra­kowskiego i oto mamy znowu w Krakowie dobre, interesujące przed­stawienie... Owszem, znam młodych ludzi, którzy się wybrzydzają, że reżyseria bałamutna, a Ibsen "nie­modny nudziarz". Nie wierzcie "młodym" ludziom. Jeśli macie bar­dzo dużo czasu, czytajcie "Zebrę" i nawet "Przegląd Kulturalny", ale sądom na temat Ibsena, nudziarza, nie wierzcie. Młodość, i nowocze­sność daje tylko subiektywne poczu­cie siły i fantazji. Niestety! War­tość nie zna wieku. Daj nam Boże co piątek taką premierę jak ta ... z dobrodziejstwa niemodnego Skandynawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji