Artykuły

Równość, jedność i zgodę można próbować wywalczyć – albo wytańczyć

Take it or Make it Any Vujanović w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Jarosław Reszka w „Expressie Bydgoskim”.

Peformans na bydgoskiej scenie wciąga do współpracy widzów. Ale warto by ich po spektaklu przepytać, ile na tej kooperacji skorzystali.

Włóczysz się po mieście. Widzisz kinowy afisz. Szybko podejmujesz decyzję. Domyślasz się, co cię spotka na seansie. Rzadko się mylisz. Ktoś, kto w taki sam sposób zdecydowałby się wybrać na Take It or Make It, przez pierwszy kwadrans miałby wrażenie, że trafił na jakieś warsztaty terapeutyczne.

Na podłodze plątanina zachodzących na siebie okręgów, w punktach przecięcia oznaczonych numerami. Po tych okręgach niespiesznie wędruje młodzieniec w dresie w kwiatki. Zatrzymuje się w numerowanych punktach, przyjmuje wystudiowane pozy i robi głupie miny. Po pewnym czasie dołącza do niego chudy dryblas w kostiumie przypominającym Spidermana. Zamiast wdrapywać się na ściany, niczym jaszczurka kręci się po podłodze, leżąc na deskorolce. Po chwili trajektoria uporządkowanych i starannie skalkulowanych ruchów pięknoducha w dresie w kwiatki zaczyna przecinać się z jaszczurczymi wyczynami tego w kostiumie niczym Spiderman. Zaczynają się drobne konflikty. Myślącemu widzowi wprost z ulicy powoli zaczyna rozjaśniać się w głowie. Ci dwaj realizują jakieś własne projekty, które nie całkiem można pogodzić. Będą musieli jakoś ten problem rozwiązać... Problemy nawarstwią się, gdy do tej dwójki dołączy jeszcze troje performerów, realizujących odrębne projekty.

Z artystyczno-politycznymi koncepcjami Any Vujanović — artystki z Bałkanów, obecnie realizującej się przede wszystkim w Niemczech — bydgoski widz pierwszy raz zetknął się podczas ostatniego Festiwalu Prapremier. Jej zespół pokazał wtedy zaskakujący mnogością środków wyrazu spektakl Cabinet of Political Wonders, swoiste studium dyktatury. Take It or Make It można odebrać jako kontynuację tematów podjętych w tamtym przedstawieniu. Spiderman, czyli Saša Asentić, powołuje się zresztą na postać, którą zagrał w Cabinecie. Pozostał fundamentalistą islamskim i ani myśli współpracować z kosmopolitycznym pięknoduchem (rola Piotra Wawera jr.), feministką Sonią Roszczuk (z tatuażem „Popieram Dziewuchy” na obu rękach), ani nawet uchodźcą (Maciej Pesta, przykuty do metalowych pudeł na stopach i głowie; symbolizują one łódź, którą płynie do bogatej Europy).

Kolizyjny kurs, przyjęty przez tę czwórkę plus Marta Popivoda, którą interesują elektroniczne zabawki, w demokratycznych społeczeństwach zazwyczaj udaje się zmienić dzięki negocjacjom. Temu poświęcona jest dalsza część godzinnego spektaklu. Ich uczestnicy z zapałem zabiorą się w nich do... manipulacji swoimi partnerami i siedzącą wokół publicznością. Piękne hasła stają się w ich ustach frazesami, które wykorzystuje się w celu przeforsowania własnej, egoistycznej wizji. A kończy się to... Tego nie powiem. Może weekendowi włóczędzy będą chcieli sami sprawdzić, nad czym majstruje się w Teatrze Polskim. Na pewno znajdą tam sporo wigoru i humoru — z domieszką goryczki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji