Artykuły

Lewa Noga już nie działa

Piszę ten felieton w swoje 41 urodziny, dzień przed poważną operacją kolana i może to banalne ale nachodzą mnie myśli przedoperacyjne. Magda Fertacz dla e-teatru.

Najpierw mała retrospekcja. Lewa Noga urwała się w kolanie w niewielkiej wsi obok miasta Puławy. W Puławach jest jeden szpital. Niedziela. Nie trudno wyobrazić sobie, co działo się na izbie przyjęć. Czekania cztery godziny. Rozumiem. Byli bardziej potrzebujący. Wreszcie jestem w gabinecie, mogę opowiedzieć o wypadku, bólu, pokazać urwaną nogę i poprosić o pomoc. Lekarz jest młody, przyjemny z twarzy, z obietnicą empatii w oczach. Dotyka nogi, wygina ją poza próg mojego bólu. Słyszę zarzut, że jestem POSPINANA i gdybym się ROZLUŹNIŁA, to mogłabym nogę zginać i prostować o tak! Ssssyyy. Złamania nie ma, słyszę. Tu się zgadzamy, bo znam swoją nogę i kości zawsze całe, gorzej z częściami miękkimi. Ale rozpoznanie takiego urazu, wymaga nawet nie większego doświadczenia, ale chęci, nie koniecznie dobrych. Nie odzywam się, wiem, że próba interpretacji własnej dolegliwości nie jest na miejscu, nie wypada, ja też nie chciałabym, żeby jakiś lekarz zerkał mi przez ramię kiedy pracuję i rzucał swoje pomysły na rozwój wydarzeń. Znoszę ból i czekam. Po chwili diagnoza. Noga lekko zwichnięta, proszę jak najszybciej ją zginać, chodzić. Nie wiem dlaczego pani się tak krzywi, przecież nic się nie dzieje. Może jakieś środki przeciwbólowe, przeciwzapalne, pytam. Uśmiech doktora. Dwie ulice dalej jest apteka. Wystarczy zwykły paracetamol, bo nie ma sprawy, bo nie ma bólu, bo nie ma nic. Wychodzę, a właściwie wyjeżdżam na wózku inwalidzkim, bo iść nie mogę. Moja LEWA NOGA nie działa. Nie działa LEWA NOGA tego kraju.

Już w Warszawie, nadal niesprawna, opuchnięta, boląca idę do lekarza prywatnej służby zdrowia. Mimo, że na moją LEWĄ NOGĘ z NFZ-tu płacę dobrowolną składkę co miesiąc, około 370- 400zł, co nie jest sumą małą. Ale płacę 200 zł za wizytę prywatną. Na ścianach dyplomy, podziękowania od skoczków narciarskich, hokeistów, siatkarek, mistrzów sztuk walki działają jak zaklęcie zaufania. Doktor jest miły, konkretny, i równie młody jak ten w Puławach. Ogląda kolano, nie ma wątpliwości, nawet gdyby, to wyklucza je rezonans (650 zł- z NFZ-tu pierwszy wolny termin na przełomie października i listopada 2016 roku): zerwane więzadła przednie krzyżowe, łąkotka w kawałkach do szycia, rzepka kolanowa z wielką dziurą. Operacja jak najszybciej, właściwie już. Oczywiście próbuje z NFZ w końcu płacę dobrowolną składkę 370- 400zł miesięcznie, co nie jest sumą małą. Najbliższy termin kwiecień 2017, no i trzeba rozbić operacje na trzy pojedyncze, żeby były refundowane. Czyli oddzielnie więzadło, oddzielnie, rzepka oddzielnie łąkotka. Biorąc pod uwagę przerwy między nimi i czas oczekiwania to jakieś 3-4 lata kolejnych operacji, rehabilitacji i już mogę chodzić bez kul, ortezy, w ogóle mogę chodzić. Wróciłabym do pełnej sprawności w moje 44 urodziny, co jednak robi różnicę. Przez trzy lata można zrobić dużo dobrego. I tu wracamy do przemyśleń urodzinowych, które dosyć banalnie wiążą się z czasem i jego upływem. Czy budowalibyśmy więzi międzyludzkie, gdybyśmy nie byli śmiertelni? Zarówno te głębokie, na lata, na życie jaki i te krótkotrwałe na dzień, tydzień, wizytę lekarską, operacje. Czy mając perspektywę nieskończonego czasu, odwlekalibyśmy ten moment w poczuciu, zdążymy. Czy rozmnażalibyśmy się? Czy raczej przerażałby nas świadomość, że dzieci będziemy mieć na wieki, bo śmierć nas z nimi nie rozłączy. Czy bylibyśmy snujami, zmorami, z poczuciem, że mamy czas żeby stać się dobrym człowiekiem, pracowitszym, milszym, odpowiedzialniejszym, empatyczniejszym lekarzem na przykład.

Ty wstrętny chuju miły z twarzy, który byłeś nieczuły na mój ból i zapewne jesteś nieczuły na ból innych pacjentów, przypominam, że jesteś śmiertelny, dzięki czemu masz powód, żeby wykonać parę przesunięć w swoim systemie wartości, bo myślę, że kurewsko niemiło jest umierać w przeświadczeniu, że jest się skurwysynem. I nie usprawiedliwiają cię małe zarobki i brzydkie budynki w twoim mieście. Uwierz, ja jadąc do małego teatru, pracując za połowę stawki nie odpierdalam swojej roboty i nie poniżam innych ludzi i nie zamykam się na ich ból i nie traktuję ludzi z którymi pracuję, ani publiczności z pogardą i nie wciskami im kitu dla niedorozwiniętych, tylko KURWA CAŁYM SERCEM jestem z nimi. Oczywiście zdarzają się historie jak ta, kiedy to jeden z dyrektorów teatru, w którym właśnie była premiera sztuki dotycząca ubogich i wykluczonych, widząc śpiących pod swoim teatrem bezdomnych, poprosił o zlikwidowanie ławek przed teatrem, gdyż śpiący na nich śmierdzieli zbyt intensywnie. A autorkę/autora wystawianego tekstu, reżyserkę/reżysera, wojowniczkę/wojownika o Lewą Nogę tego kraju, stać na dzielenie się problemami klas najbardziej pokrzywdzonych przy butelce wina za 400zł. I kochamy aktorki, które tak pięknie są na scenie bezdomne, żeby potem w garderobie używać perfum Sergio Lutensa za 500 zł. Tak to też wygląda. I trudno wymagać, żeby autor, reżyser, aktorka zaczęli mieszkać na ulicy, żeby podnieść swoja wiarygodność. Mnie też stać na zrobienie operacji w prywatnej klinice i są to pieniądze, zarobione na pisaniu o tych, których stać by na to nigdy nie było. Bo każdy z nas ma rzeźnika ortopedę z Puław w sobie, ale ważne, żeby być go świadomym i nie obdarzać zbytnią adoracją. A z czasem zrobi się miły, bo i on, jak my wszyscy potrzebuje po prostu miłości. A do tego nie potrzeba ani NFZ-tu, ani prywatnej służby zdrowia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji