Artykuły

Erotyczny danse macabre

"Śmierć i dziewczyna" Elfriede Jelinek w reż. Eweliny Marciniak z Teatru Polskiego we Wrocławiu na na XXXVI Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Dionizy Kurz na swoim blogu.

Głośna sztuka "Śmierć i dziewczyna" Elfriede Jelinek w reż. Eweliny Marciniak pokazana w Warszawie!

Warszawscy miłośnicy teatru tłumnie przybyli na sztukę Elfriede Jelinek w reżyserii Eweliny Marciniak "Śmierć i dziewczyna" ze sceny wrocławskiego Teatru Polskiego, którą pokazano na deskach Teatru Dramatycznego w ramach 36 Warszawskich Spotkań Teatralnych. Reklamę tej realizacji zapewniła głośna w mediach awantura polityków z konkurujących partii i żałuję, że pretekstem do jej wywołania stała się sztuka teatralna.

Dzieło Jelinek jest ciężkie i miejscami trudne w odbiorze. Marciniak także nie ułatwiła zadania i pozostawiła widzom całą masę śladów do indywidualnego wytropienia. Sztuka pokazała widzom mroczną historię ze śmiercią bohaterki w tle, a sceniczny danse macabre z podtekstem seksualnym trwał ponad 140 minut. W tym czasie widzowie obejrzeli wiele scen z życia mocno przetrąconej psychicznie rodziny, w której relacje pomiędzy jej członkami były niezdrowe i toksyczne. Scena w szpitalu, kiedy chory psychicznie Ojciec-Krasnoludek (Paweł Smagała) niosąc na rękach własną córkę pokazywał ruchem bioder, że znał jej ciało, świadczyło o tym, że dziewczyna mogła być wcześniej molestowana. W domu nie było dużo weselej, gdyż Mamusia-Macocha głównej bohaterki (Ewa Skibińska) również nie radziła sobie z własna psychiką. Kobieta kompletnie zdominowała dziewczynę, decydując za nią we wszystkich, nawet najprostszych sprawach i ten model postępowania stosowała nawet wtedy, kiedy jej córka stała się już dorosłą kobietą. Wszystkie jej polecenia, zakazy, "rady", wydawała pomiędzy kolejnymi kliknięciami telewizyjnego pilota. Dryl szkoły muzycznej, imperatyw odniesienia sukcesu, wyraziste i natarczywie powracające fantazje seksualne, to uwarunkowania, w jakich przyszło żyć Córce/Nauczycielce - Królewnie Śnieżce. W tej roli wystąpiła zdecydowanie najlepsza w całym przedstawieniu Małgorzata Gorol. Artystka pokazała oprócz znakomitej sprawności fizycznej (świetne sceny gimnastyczne oraz jazdy na łyżwach!), również wyśmienitą grę aktorską, w której potrafiła różnicować emocje i sprawnie dobierać techniki służące ukazaniu różnych stanów emocjonalnych swojej bohaterki.

Spektakl Eweliny Marciniak nie był tylko popisem Małgorzaty Gorol. Na scenie działo się bardzo dużo i praktycznie bez przerwy mózgi i serca widzów musiały intensywnie pracować. Występ pary aktorów porno, którzy zrobili na scenie to, czego od nich oczekiwano służył głębszemu, reżyserskiemu zamysłowi. Scenę seksu podkreślono całkowitym wyciszeniem muzyki, co pozostawiło widzom jedynie obraz cielesności i odgłosy samego aktu seksualnego. Był to mechaniczny seks i nie było tam miejsca na czułość. Bohaterka Małgorzaty Gorol właśnie takich obrazów poszukiwała, aby rozładować własne napięcie seksualne. Ponieważ podchodziła do tego bardzo praktycznie, więc zaglądała do teatrzyku porno bez specjalnych, dodatkowych emocji, po prostu tak, jak inni chodzili do piekarni po bułeczki.

Z rozległością geograficzną dziejących się na scenie wypadków dobrze poradziła sobie autorka scenografii, kostiumów i reżyserii światła - Katarzyna Borkowska. Artystka tak zaaranżowała sceną, że znalazło się na niej miejsce dla saloniku z ciągle grającym telewizorem, kuchni, teatrzyku porno, a nawet sali koncertowej mogącej zmieścić dwa fortepiany! Na instrumentach grali profesjonalni pianiści (trafiona muzyka Piotra Kubiaka), co przydało autentyczności wielu scenom, a samo manewrowanie instrumentami, ustawianie ich w różnych konfiguracjach oraz używanie ich jako rekwizytów sprawdziło się i stworzyło ciekawe i oryginalne efekty scenograficzne. Wielka plastyczność spektaklu była jego największą zaletą. Sceny orgii oraz przemarszu nagich postaci nie niosły w sobie żadnej wulgarności, a umiejętne operowanie światłem spowodowało, że widzowie czuli bardziej, że obcowali ze światem rzeźb i obrazów niż z żywymi ludźmi. Na scenie zaprezentowano również rzeczywiste obrazy, które bezpośrednio nawiązywały do awangardy i abstrakcjonizmu. (Malewicz, Rothko).

Ciekawy spektakl, warty obejrzenia, kolejny raz okazało się, że prawdziwa sztuka broni się sama, tylko trzeba dać jej szansę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji