Artykuły

W Krzysztoforach u Kantora

Na wstępie zastrzeżenie - teatr "Cricot", który dał ostatnio nową premierę "Kurki wodnej" Witkacego, nie rości sobie pre­tensji do masowej publicznoś­ci. Byłoby zresztą o nią bar­dzo trudno. "Cricot" jest teatrem poszukiwań artystycznych, sceną awangardy, laboratorium malarzy i ludzi teatru, które co spokojniej­szych obywateli przywykłych do uregulowanego trybu życia może przyprawić o zawrót głowy lub na­wet o demonstracyjne protesty. Ta­kie demonstracje nigdy zresztą ar­tystom nie zaszkodziły, a wręcz przeciwnie.

Tadeusz Kantor, twórca ostatniej premiery, uważa, że sztukę należy przyjmować na zasadzie religii lub szoku. Jego, powiedziałbym, agre­sywna wyobraźnia i propozycje tea­trzyku "Cricot" nie pozostawiają co do tego żadnej wątpliwości. Zgódź­my się więc na ten imperatyw i wejdźmy w świat wyobrażeń Kantorowskich, inaczej bowiem nie bę­dziemy mieli nic do roboty w Krzysztoforach i z góry radzę sobie wy­kupić bilet do Michalika. Bo, co tu ukrywać, artyści o tej mocy i tym programie nigdy nie grzeszyli tole­rancją dla innych przekonań, wy­baczmy więc i Kantorowi przez dwie godziny ową bagatelną przywarę.

Jak pisałem już w swoim czasie na łamach "Życia Literackiego" - teatr obok malarstwa był i jest dru­gą namiętnością Kantora. Początki tej, że tak powiem, zabawy sięgają jeszcze czasów okupacji. Wtedy to, wraz z grupą przyjaciół - a więc Tadeuszem Brzozowskim, Jerzym Nowosielskim, Kazimierzem Mikul­skim, Jerzym Skarżyńskim i inny­mi - w prywatnych mieszkaniach Ewy Siedleckiej i Zofii Stryjeńskiej zbudowali teatrzyk awangardowy, kontynuację przedwojennego "Cricotu", tyle że bardziej jeszcze ra­dykalną. Wyrósł on z inspiracji Meyerholda, Piskatora, Andrzeja Pronaszki.

Ten okupacyjny teatrzyk miał am­bicje przedłużenia rzeczywistości środkami anty tradycjonalnymi, an­ty teatralnymi. Zasadzał się on nie na iluzji miejsca, lecz na iluzji dra­matu. Nic wiec dziwnego, że według tych założeń, gmach teatralny jest najmniej stosownym miejscem dla tak rozumianego teatru. W cza­sie okupacji Kantor, inscenizując "Powrót Odyssa" jako bankructwo faszystowskiego oficera, widział ten dramat w surowej, przywalonej ce­głami i murem szopie, ta bowiem tylko dawała złudzenie prawdziwego dramatu społeczeństwa. Dzisiaj sala w Krzysztoforach jest akurat dobra do kontynuowania rzeczywi­stości w teatrze, kawiarnia bowiem służy powszednim naszym spotka­niom, kłótniom czy rozmowom.

No więc tym razem Kantor dał w Krzysztoforach "Kurkę wodną" Witkacego. Jest bo ten pisarz sta­łym, by tak powiedzieć, partnerem teatrzyku "Cricot". Witkacy przecież po raz pierwszy pojawił się po woj­nie w tym właśnie teatrze, kiedy to w roku 1956 wystawiono "Mątwę". Potem oglądaliśmy "W małym dwor­ku" oraz "Wariata i zakonnicę".

Każde spotkanie z Witkacym jest dla Kantora nie próbą interpreto­wania tekstu autora "Mątwy", lecz zapasami o tworzenie teoretyczne­go programu Witkiewicza, teatru tzw. czystej formy, teatru totalne­go. Kantor konsekwentnie usiłuje nas przekonać, że literatura teatral­na to sprawa inna niż teatr, niż te dwie wartości, choć spotykają się na jednym wspólnym terenie, sta­nowią wartości różne, potrafiące żyć oddzielnie. Mówiąc językiem malarskim, literatura sceniczna, jej tekst, jest dla reżysera i aktora tym, czym dla malarza natura. Daje się ona dowolnie interpretować, przetwarzać. Można ją nawet od­rzucić. I tak, dla przykładu, "W małym dworku" tekst posłużył Kan­torowi do scenicznych prób przeło­żenia malarstwa niefiguratywnego na język teatru. W konsekwencji aktorzy przekreślali świadomie wy­siłek budowania jakichkolwiek pra­wdopodobieństw psychologicznych, stali się rzec można, elementami ogólnego ruchu, ogólnej materii. W tej zabawie wartości znaczeniowe schodziły na marginesy sprawy.

Dlatego więc można powiedzieć, że teatr "Cricot" jest teatrem ma­larzy, gdyż na tym terenie ekspe­rymentują oni swe doświadczenia malarskie.

"Kurka wodna" stanowi dalszy ciąg laboratoryjnych poszukiwań Kantora. Jeśli owe happeningowe, niefrasobliwe pozornie igraszki zro­zumiałem jako tako, to idzie w nich przede wszystkim o zadziwienie ar­tystyczne, jakie daje zetknięcie z przedmiotem, z rzeczywistością. O jakieś budowanie ogólniejszych zna­czeń, syntetycznych wartości po­przez zderzenie z konkretem, z po­zornymi drobiazgami rzeczywisto­ści.

Cóż tu jednak kombinować - rzecz cała albo się może podobać, albo nie. Albo się w tych wariac­twach odnajdzie sprawy poważne, albo przekreśli się je z oburze­niem. To już sprawa osobistej wra­żliwości, upodobań i... tolerancji, a więc cechy, której awangarda, a wśród niej Kantor, jest na ogół po­zbawiona.

Jedno z całą pewnością można o Kantorze powiedzieć: że jest arty­stą rzadkiej szczerości odwagi. Ta szczerość sięga tak daleko, że nie uwalnia artysty w jego poszukiwa­niach - od błędów, nudy, a nawet śmieszności. W naszym zakłama­nym światku te rzeczy są na wagę złota.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji