Artykuły

Dulska Bielskiej

Po raz drugi pojawiła się "Moralność pani Dulskiej" na wałbrzyskim afiszu. A jest to dopie­ro drugi wypadek (uprzednio jedynie "Niemcy") "repertu­arowej powtórki". Przyznaję: na premierę czekałem nie bez emocji. Od dawna wiadomo było, że w roli tytułowej wy­stąpi Hanka Bielicka. Intry­gowało mnie jak ,,sama sympatyczność" przedzierzgnie się w odrażającego babsztyla. Inaczej mówiąc, kogo oglądać będziemy na scenie: Dulską czy Bielicką... Na scenę wcho­dzi jeszcze Hanka Bielicka, ta Bielicka znana z estrady, któ­ra pohukuje i pomrukuje so­bie niemal zupełnie prywat­nie. Potem jest już tylko Dul­ska. Różne już zdarzało mi się oglądać przedstawienia tej sztuki i różne interpretacje roli tytułowej. Widywałem więc Dulskie groźne, potworowate, a nawet demoniczne. Dulska Bielickiej jest po pro­stu tępa. Bezwzględna, "życio­wo aktywna" w sytuacjach co­dziennych, ale "dzięki" owej głupocie zupełnie bezradna w momentach gdy styka się z czymś, co wykracza poza sche­maty owej codzienności. Jak wówczas gdy wybucha "szkandał" z Hanką. Inne Dulskie wyręczają się Juliasiewiczową głównie dlatego, że "nie chcą sobie rąk brudzić", Dulska Bielickiej po prostu poradzić sobie z tym nie potrafi. Jest produktem określonego typu wychowania, całe jej życie zamyka się w - pewnie nie bez trudności - przyswojonych stereotypach, które usi­łuje także wpoić własnym dzieciom. I w tym właśnie jest groźna, ale groźna ina­czej niż wiele poprzedniczek, które epatowały "kwintesen­cją babskości", matriarchalnymi przewagami.

Lekturalny charakter tej "tragifarsy kołtuńskiej", bo­gactwo "literatury przedmio­tu" zwalnia piszącego od szer­szych interpretacji tekstu, trzeba jednak powiedzieć, że sztuka - niestety - zacho­wała jeśli nie aktualność, to już na pewno żywotność.

Wałbrzyskie przedstawienie "Moralności pani Dulskiej" re­żyserowane przez Marię Ka­niewską należy niewątpliwie do bardziej udanych przedsię­wzięć tej sceny w ostatnim okresie. Ma dobre tempo, kon­sekwentnie rozłożone akcenty i rytmy, kilka - poza Bie­licką - interesujących pro­pozycji aktorskich. Niestety w tej właśnie warstwie także dwa kardynalne potknięcia, które uniemożliwiają wysta­wienie spektaklowi wysokich ocen. Myślę tu o Lokatorce Ewy Pachońskiej, która w nie­wielkim w końcu epizodzie usiłowała "sprzedać wszystko" włącznie z koturnowym pato­sem i tragizmem, którego było zresztą stanowczo zbyt wie­le. Za mało natomiast (a na­wet wcale) było Zbyszka. Zna­komite warunki zewnętrzne i fizyczne, obecność na scenie Andrzeja Piaseckiego to je­szcze nie wszystko, a "Moral­ność pani Dulskiej" bez Zbysz­ka przestaje być "Moralnoś­cią''.

Podobała mi się natomiast cała trójka dziewcząt, przy czym najwyżej stawiam oso­biście Darię Trafankowską (Hanka), choć może w ostat­niej (buntowniczej) scenie zbyt mocno "nacisnęła pedał". Sym­patyczną, ciepłą, niepotrzebną nikomu, zahukaną Melą była Krystyna Wójcik, a tempera­mentną (może nawet było te­go przytupu trochę za wiele) Hesią Grażyna Falkiewicz. Głęboki pokłon składam tak­że Teresie Musiałek (Juliasiewiczowa) i Krystynie Hebdzie (Tadrachowa), obie wyraziście i precyzyjnie poprowadziły swe role, przy czym dla Heb­dy było to odkrycie nowych możliwości aktorskich. W roli Felicjana Dulskiego wystąpił Klemens Myczkowski.

Godna podkreślenia jest także scenografia Stanisława Lose. Ponure w brązach i zgniłej zieleni utrzymane de­koracje i efektowne (zwłasz­cza kobiece) kostiumy. Pod­kreślam szczególnie to drugie, bo niewielu scenografów-mężczyzn potrafi panie ubrać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji