Być jak wujaszek Wania
Wieniamin Filsztyński (zwany przez aktorów "profesorem"), wykładowca akademii sztuki teatralnej w Petersburgu, to specjalista od metody Stanisławskiego, z której warsztaty prowadzi ze studentami na całym świecie (ostatnio także w Warszawie). Kierując się zaleceniami jednego z największych teoretyków XX wieku Konstantego Stanisławskiego, dba, by aktorzy poznali swoich bohaterów w każdym szczególe. Więcej - by spróbowali dzielić z nimi przeżycia i doświadczenia.
- Rekwizyty nie mogą być ot tak z rekwizytorni, tylko prawdziwe, nasze, własnoręcznie zrobione - mówi Katarzyna Stanisławska przygotowująca się do roli Soni, pracowitej, zabiedzonej córki profesora Sieriebriakowa. - Sporo czasu mi zajęło, żeby przygotować mój własny notes z rachunkami - strona po stronie zapisać go i oswoić.
Tomasz Borkowski grający lekarza i społecznika Astrowa w czynie społecznym postanowił zasadzić drzewko. Naśladując bohatera Czechowa, sam wyrysował też widoczne na scenie mapy. Dominik Łoś (Tielegin) uczy się grać na gitarze, a Mariusz Wojciechowski (wujaszek Wania) zaczął czytać wiersze Goethego. Na scenie muszą być świeże kwiaty, oryginały czytanych przez bohaterów książek i ciepły samowar. Panie bufetowe nieustannie muszą dorabiać kanapki z serem, które znikają podczas sceny Soni i Astrowa. Reżyser dba o to, by artyści znali każdy szczegół z życia swojej postaci, także te, o których nie ma mowy w dramacie.
- Pamiętam ślub młodej Heleny, drugiej żony mojego ojca, muszę rozpoznawać osoby na zdjęciach, wiedzieć, co robiłam parę lat wcześniej, a co rano. Dokąd poszłam, jacy byli chłopi, ilu ich było, jak się nazywali - wymienia Katarzyna Stanisławska. - Profesor robi mi nieustanne testy i dyktanda.
Pracę zaczęli od warsztatowych etiud i improwizacji, podczas których Filsztyński zabronił im mówić tekstem sztuki. Prowadzili długie intymne rozmowy, kłócili się, czytali poezję. Najbardziej zapadło im w pamięć szukanie planującego samobójstwo wujaszka Wani.
- To miało rozbudzić naszą wyobraźnię i rzeczywiście, po dwóch godzinach szukania Mariusza po całym teatrze byliśmy już bardzo rozbudzeni i wściekli - opowiada Stanisławska. - On się schował w jakiejś maleńkiej szafeczce i gdybyśmy mieli mniej szczęścia, moglibyśmy go szukać do dziś.
A profesor nie dał nam chwili, by ochłonąć, tylko wykończonych i wkurzonych zagonił na próbę.
Wieniamin Filsztyński nie lubi, gdy stawia się znak równości między jego stylem pracy a Stanisławskim. - Cała rosyjska szkoła aktorska, ba, prawie całe szkolnictwo teatralne XX wieku wywodzi się od Stanisławskiego, ale każdy interpretuje go inaczej - tłumaczy. - Teatr nie kończy się na Stanisławskim, ale gdy chce się powiedzieć coś prawdziwego, co i mnie, i widzów powinno przejąć jako ludzi, nie sposób się do niego nie zwrócić.
Zwłaszcza "prawdę rekwizytu" reżyser traktuje jednak jako jedną z podstawowych zasad, niezależnie od tego, czy wystawia Czechowa, Szekspira czy Ravenhilla: Ofelia nie może mieć w rękach byle świstka papieru, tylko oryginalny list napisany przez aktora grającego Hamleta. To pomaga.
W Petersburgu Filsztyński reżyseruje najczęściej sztuki o przedwojennej, wojennej i powojennej historii Rosji. A co wyniknie z pracy z polskimi aktorami? Premiera "Wujaszka Wani" w Polskim już 15 stycznia.