Artykuły

Sztuka dla dzieci, której by nie było, gdyby nie kryzys uchodźczy

"Yemaya - Królowa Mórz" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk w reż. Martyny Majewskiej we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Martyna Majewska wyreżyserowała opowieść o pięcioletnim Omarze, którego z pokładu łodzi zmywają fale. I o wojnie, która wydarza się, kiedy żywi muszą podążać ścieżką umarłych

Wrocławski Teatr Lalek świętował w sobotę 70. urodziny i otwarcie 4. edycji Przeglądu Nowego Teatru dla Dzieci. Była gala, dowcipnie prowadzona przez Wilka i Marchewkę, czyli Tomasza Maśląkowskiego i Radosława Kasiukiewicza - nie obyło się bez elementów groźnego genderyzmu, był nawet - inspirowany wystąpieniem na Silesiusie - protest sukienkowy. Były odznaczenia i ordery (Glorię Artis odebrał Józef Frymet), listy z gratulacjami, osobiście składane przez wysłanników innych polskich scen lalkowych życzenia. Ale prawdziwą perłą tego wieczoru była najnowsza premiera Lalek - nominowana do WARTO Martyna Majewska wyreżyserowała tekst Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk "Yemaya". I uwiodła publiczność bez reszty - zarówno treścią tej inspirowanej okrutną rzeczywistością baśni, jak i jej przejrzystą, zdyscyplinowaną formą.

***

"Yemaya" to opowieść, której nie byłoby bez doniesień o uchodźczym kryzysie. W jednym z miast daleko od Europy mieszka pięcioletni Omar (Agata Kucińska) z tatą (Igor Kujawski) - nieco zbyt surowym, zanadto pochłoniętym nudnymi sprawami dorosłych. Chciałby, żeby Omar jak najprędzej dorósł i przestał rozmawiać z kwiatami na balkonie. Ten kurs dorastania nabiera przyspieszenia, kiedy domy w całym mieście zaczynają się kłaść, balkon z kwiatami odrywa się od reszty budynku, a Omar wraz z tatą trafia na łódź, która ma ich zawieźć do innego, bardziej solidnego świata. Chłopiec jednak podczas burzy wpada do morza, żeby trafić do podwodnego królestwa, rządzonego przez Yemayę (Marta Kwiek), której towarzyszą Rekin Gogo (Grzegorz Mazoń), płaszczka Manta (Anna Bajer) i morski dinozaur Hugo (Marek Koziarczyk). W ślad za Omarem do podwodnej krainy trafia kawał ziemi spod progu jego domu (Sławomir Przepiórka), balkon (Grzegorz Borowski) i kwiaty (Patrycja Łacina-Miarka, Kamila Chruściel, Irmina Annusewicz). Pod wodą świat jest kolorowy i - co ważniejsze - nie ma na nim wojny. Martyna Majewska ze swobodą i wrażliwością porusza się w tej opowieści najeżonej pułapkami - tekst Sikorskiej-Miszczuk jest historią utraty, tęsknoty, ale też śmierci, żałoby, osamotnienia. I jest też piękną baśnią, opowieścią o drodze pełnej przygód, z której bohaterowie wychodzą wzmocnieni, gotowi stawić czoła przeciwnościom losu. Udaje jej się uciec przed patosem i ryzykiem deklaratywności. Rozbawić i wzruszyć widza - zarówno tego dorosłego, jak i całkiem małego. Zachować pewną podwójność narracji zapisaną w tekście - część sensów wpisujących się w bieżący kontekst, spoza świata baśni, będzie czytelna tylko dla dorosłego. A jednocześnie uwieść formą.

***

W porównaniu z "Palmą" - ubiegłorocznym debiutem Majewskiej we wrocławskich Lalkach, "Yemaya" to superprodukcja z bogatą scenografią, kostiumami, masą nowoczesnych środków i kilkunastoosobowym chórem. Ale reżyserce udaje się tu ocalić czystość, wewnętrzną spójność formy. Jest to jedna z niewielu autorek współczesnego teatru, w której spektaklach multimedia nie są ciałem obcym, po które sięga się na zasadzie "jesteśmy nowocześni, więc musimy być odrobinę wirtualni". Dla Majewskiej to język, z którym jakby się urodziła i którym posługuje się z urzekającą swobodą. Ledy, rysujące linie na scenie i nad nią (znakomity pomysł na ukwiałowate serce oceanu), projekcja z Omarem wpadającym do wody we wrocławskim Afrykarium, malowana światłem prosta scenografia - to elementy tego pejzażu. Multimedia Jakuba Lecha tworzą spójny świat ze scenografią i dizajnerskimi kostiumami Anny Haudek i Adama Królikowskiego, które są bardziej z ducha haute couture, dalekiego od naśladującej rzeczywistość czy konwencjonalną baśniowość rodzajowości. Całość uzupełnia muzyka brata reżyserki - Dawida Majewskiego, w wykonaniu kilkunastoosobowego chóru i solistów z WTL-u. Sporo tu inspiracji elektroniką, ale w głowie pozostaje przede wszystkim hymn na cześć królowej, "Yemaya", mający w sobie taki sam potencjał przebojowości co kompozycje do disnejowskiego "Króla Lwa" - gdyby Oscary przyznawano za muzykę teatralną, Majewski miałby jednego z nich w kieszeni.

***

W spektaklu Majewskiej nie ma słabych ról - zaczynając od debiutującego na scenie Lalek w roli Balkonu Grzegorza Borowskiego, studenta IV roku wrocławskiej PWST, a kończąc na gościnnie występującym Igorze Kujawskim z Polskiego, który tworzy tu stonowaną, powściągliwą rolę ojca. Jednak prawdziwą rewelacją tego przedstawienia jest Agata Kucińska - od momentu kiedy w chłopięcej peruczce wskakuje na scenę wprost z widowni, najdosłowniej staje się pięcioletnim dzieckiem. Znika Kucińska, rodzi się Omar.

Mimo że Majewska sięga po nowoczesne środki, jej spektakl zachowuje ducha teatralnej tradycji. Rolę chóru komentującego opowieść o Omarze pełni postać kobiety (Jolanta Góralczyk), która ogląda tę historię przez ścianę z pleksi - jak na telewizyjnym ekranie. Angażuje się w nią, powtarza padające ze sceny frazy i podpowiada kolejne, ale jest jedynie widzem - trochę jak my wszyscy. Trochę - bo nas, teatralnych widzów, od opowiadanej przez Majewską historii nie dzieli żadna bariera. Udało się sprawić, że jej sens pozostaje żywy i dotkliwy o wiele dłużej niż tylko do momentu, kiedy na sali gasną światła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji