Artykuły

Alfabet R@Portu

XI Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@Port w Gdyni. Pisze Łukasz Rudziński w portalu Trójmiasto.pl.

XI Festiwal R@Port nie przyniósł wielkich odkryć czy zjawisk, których dotąd w polskim teatrze nie było, choć po raz pierwszy w historii wygrała go trójmiejska propozycja. Z siedmiu propozycji konkursowych sześć z nich warto było sprowadzić do Gdyni. Cieszy nieustannie wysoka frekwencja na pokazach konkursowych, choć spektakle dla dzieci wciąż nie cieszą się dostatecznie dużym zainteresowaniem. Podsumowujemy tegoroczną edycję festiwalu.

F jak Frekwencja

To ważny miernik zainteresowania imprezą. Prawda jest taka, że nawet w najgorszych latach za dyrekcji poprzedniego dyrektora programowego R@Port nie cierpiał na specjalne braki na widowni, zaś na marginalizację prestiżowego (w założeniach organizatorów) dla środowiska teatralnego wydarzenia i owszem. Teraz ranga imprezy jest wyższa niż kilka lat temu, choć do najważniejszych polskich festiwali wciąż jej daleko. Spektakle w dalszym ciągu grane są przeważnie na małych widowniach, bez trudu zapełnianych przez 200-250 widzów. W tym roku frekwencja ponownie była bardzo dobra - przedstawienia konkursowe miały komplety publiczności (pokazy stand-up nawet nadkomplety). Jedynie propozycje dla dzieci, choć przyciągnęły liczniejszą niż przed rokiem publiczność przez dwa pierwsze dni pokazów, znów okazały się frekwencyjną piętą achillesową imprezy.

G jak Gdyńska Nagroda Dramaturgiczna

Od dwóch lat GND nie jest przystawką do dania głównego tylko pełnoprawną częścią R@Portu, wplecioną w codzienny program festiwalowych wydarzeń. Czytania sztuk piątki finalistów spotykają się z dużym zainteresowaniem publiczności, nieraz wywołują żywe dyskusje z autorami tekstów i czytanych realizacji, a przy okazji pozwalają spojrzeć na nie inaczej niż przy samodzielnej lekturze. Nagroda przyznana została po raz dziewiąty - otrzymała ją Jolanta Janiczak, autorka dwóch finałowych sztuk poprzednich edycji Nagrody ("Joanna Szalona; Królowa" i "Caryca Katarzyna"). Nagrodzona "Sprawa Gorgonowej" przybliża głośną w II RP sprawę Rity Gorgonowej, oskarżonej i skazanej za zamordowanie 17-letniej Elżbiety Zarembianki, córki swojego kochanka. Autorkę interesuje jednak nie tyle sama rekonstrukcja zdarzeń, co przekaz medialny na temat ofiary oraz szereg niuansów zdarzenia, rodzących wiele pytań dotyczących istoty oskarżenia czy kwestii winy i kary. Faworytce tej odsłony Nagrody, Sandrze Szwarc, autorce tekstu-koncertu, umieszczonego w poetyce rapowanego kryminału "Supernova Live" pozostała "na pocieszenie" Alternatywna Nagroda Dramaturgiczna, przyznawana przez niezależne jury.

K jak Konkurs R@Portu

Znalazło się w nim siedem propozycji. Aż sześć z nich warto było do Gdyni zaprosić, bo każdy z tych tytułów proponuje coś, co pozwalało spojrzeć na współczesną polską dramaturgię z nieco innej perspektywy. Zaprezentowano zarówno groteskową tragifarsę "Sąsiedzi" (niestety pokazano ją w zupełnie innej przestrzeni niż w macierzystym teatrze), ironiczna utopia "Karskiego historia nieprawdziwa", lament muzyczny "Kumernis, czyli o tym jak świętej panience broda rosła", offową bajkę "Ony", przewrotną biografię-opowieść "Zapolska. Superstar (czyli jak przegrywać, żeby wygrać", czy nieco chaotyczny i rozbuchany inscenizacyjnie, a precyzyjny w swojej wymowie spektakl "Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian". Poza jedną ewidentną wpadką programową (o czym piszę nieco niżej), konkurs R@Portu prezentował się bez zarzutu. Oczywiście zawsze można kręcić nosem na zestaw konkursowych propozycji, ale warto mieć na uwadze fakt, że 2015 rok nie był szczególnie udany dla realizacji na bazie polskiej dramaturgii.

N jak Największe nieporozumienie

Kuriozalnym nieporozumieniem okazał się jedynie spektakl Teatru Polskiego z Bydgoszczy "Wojny, których nie przeżyłam" w reżyserii Weroniki Szczawińskiej według tekstu Agnieszki Jakimiak. Poza ciekawą warstwą dźwiękowo-plastyczną, spektakl ten okazał się straszliwie płytkim spojrzeniem na tematykę wojny, spłaszczoną niezależnie od okoliczności i kontekstu lokalnego do wymiaru bezwzględnego zła, przeciwko któremu autorka tekstu i reżyserka manifestują swój sprzeciw, przyglądając się konfliktom zbrojnym z daleka, współcześnie, z perspektywy własnej kanapy i zastanawiając nad nimi jako doświadczeniem kulturowym. Cała problematykę zamknięto tu w grafomańskim tekście, zbudowanym na bazie inspiracji zaczerpniętych z Internetu i garści znalezionych w ten sposób skojarzeń, jak te, związane z bohaterami filmów o tematyce wojennej. Działania szóstki aktorów (kierowanych przez siódmego, nieuczestniczącego bezpośrednio w manifeście, kreującego przestrzeń spektaklu) przypominają raczej performance lub instalację niż przedstawienie teatralne. To zdecydowanie najsłabszy spektakl Szczawińskiej jaki widziałem, bardzo wyraźnie ustępujący niepozbawionym wad innym jej przedstawieniom, m.in. krakowskiemu "Geniuszowi w golfie", gdańsko-warszawskiemu "Re-Wolt", czy koszalińskiemu "Jak być kochaną".

P jak Propozycje pozakonkursowe

Festiwal otworzyła odważna, ale niestety przereklamowana "Morfina" Teatru Śląskiego w Katowicach, wyreżyserowana przez kreowaną na "enfant terrible" polskiego teatru Ewelinę Marciniak. Spektakl w hali Gdynia Arena wypadł znacznie gorzej niż w katowickiej Galerii Szyb Wilsona, gdzie grany jest repertuarowo. Poprawne, ciekawe plastycznie były bajki Maliny Prześlugi wystawiane w ramach nurtu familijnego - "Smoki" z Rzeszowa (niestety ciąży nad tą inscenizacją wyraźny przerost formy nad treścią), "Chodź na słówko" i "Chodź na słówko 2" z Poznania ("Chodź na słówko 2" w ostatniej chwili przeniesiono z Dużej Sceny Miejskiego do foyer). Choć nie były one tak spektakularne jak ubiegłoroczne pokazy dla dzieci (doskonała "A niech to gęś kopnie!" czy bardzo udany "SAM, czyli przygotowanie do życia w rodzinie") i zebrały większą publiczność niż ubiegłoroczne propozycje, trudno pozbyć się wrażenia, że organizatorzy festiwalu wciąż nie mają pomysłu na ten słusznie przecież prezentowany na R@Porcie nurt. Strzałem w dziesiątkę okazały się wieczorne stand-upy w wykonaniu aktorów z Wałbrzycha. Występy z pogranicza monodramu i kabaretu wzbudziły bardzo duże zainteresowanie publiczności i pozwoliły na przyjrzenie się jednemu z najnowszych zjawisk (m.in. obok teatru impro, coraz chętniej wykonywanego przez zawodowych aktorów) w polskim teatrze w dobrym aktorskim wykonaniu.

S jak Sceny festiwalowe

Niestety, coraz bardziej dotkliwie odczuwalny jest brak dobrej infrastruktury dla festiwalowych propozycji. Wielu stałych bywalców pewnie z rozrzewnieniem wspomina surowe hale po magazynach przy ul. Polskiej, gdzie podczas pierwszych edycji imprezy pokazywano choćby spektakle Teatru Łaźnia Nowa z Krakowa czy Teatru im. Modrzejewskiej z Legnicy (ten ostatni "zaglądał" też m.in. do gdyńskich kościołów). Teraz R@Port bardzo często odbywa się w dusznej sali YMCA, gdzie montowana jest ciasna, niewielka widownia, w tym roku festiwal odwiedził również halę Gdynia Arena. I chociaż jedna propozycja konkursowa, większość pozakonkursowych i wszystkie familijne odbywały się w Teatrze Miejskim, to trudno było nie odnieść wrażenia, że główną sceną R@Portu jest bardzo słabo przystosowana do pokazów teatralnych sala YMCA (pokazano tam większość spektakli konkursowych).

Nie zawsze udawało się też pokazać spektakle bez niemałych niekiedy ingerencji i retuszy, wpływających na odbiór widowiska (np. w Teatrze Miejskim artyści "Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian" mieli dużo mniej miejsca niż w swoim teatrze; ze szkodą dla widowiska przearanżowano przestrzeń "Karskiego historii nieprawdziwej" z Jeleniej Góry, w którym pierwotnie sam teatr i nietypowa dla widza perspektywa, stanowiły ważny punkt odniesienia, którego na pokazie festiwalowym w sali YMCA zabrakło). Dobrze byłoby zacieśnić współpracę z Teatrem Muzycznym, by przedstawienia pokazywano w lepszych niż w sali YMCA warunkach. Warto również poszukać przestrzeni pozateatralnej, która pozwoli wreszcie wydostać się z sal gimnastycznych czy hal sportowych.

W jak Werdykt, czyli festiwalowe Grand Prix

Po obejrzeniu kompletu propozycji faworytami wydawały się dwa tytuły: "Ony" w reż. Daniela Adamczyka z Teatru Czytelni Dramatu, działającego w Centrum Kultury w Lublinie, oraz "Zapolska. Superstar" wyreżyserowana przez Anetę Groszyńską w Teatrze im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu. Jednak bajka Teatru Czytelni Dramatu, wraz z drugą lubelską propozycją "Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian" w reż. Remigiusza Brzyka z Teatru im. Juliusza Osterwy, otrzymała od jurorów (profesor Zbigniew Majchrowski, dramatopisarz Artur Pałyga i reżyser Piotr Kruszczyński) jedynie honorowe wyróżnienie. Lubelska miniprodukcja zyskała jednak największe uznanie publiczności i otrzymała Nagrodę Publiczności. Zupełnie bez echa przeszła natomiast ciekawa i udana "Zapolska. Superstar" z Wałbrzycha.

Nieoczekiwanie wygrała propozycja Teatru Muzycznego w Gdyni - "Kumernis, czyli o tym jak świętej panience broda rosła". Spektakl na podstawie tekstu Agaty Dudy-Gracz, w jej reżyserii i z jej scenografią, wpisany został w tradycję apokryfów z jednej i w monumentalny ikonostas z drugiej strony. Od premiery przedstawienie bardzo dojrzało, podobnie jak praktycznie wszystkie aktorskie kreacje, z doskonałą tytułową rolą Magdaleny Kumorek na czele. To obecnie spektakl jeszcze bardziej dotkliwy niż na początku, niezwykle precyzyjnie prowadzony dramaturgicznie, o bardzo dużej sile rażenia chyba przede wszystkim z uwagi na brak tonów moralizatorskich i koncentracji na ukazaniu licznych ludzkich dramatów i tragedii, skupionych wokół małej wiejskiej społeczności. To propozycja bezkompromisowa, która zawsze będzie dzielić publiczność na zbulwersowaną radykalnością tej wizji i zachwyconą kunsztem artystycznym realizatorów i wykonawców.

Z, czyli Zamiast podsumowania

Nagroda dla teatru musicalowego na festiwalu skierowanym de facto do teatrów dramatycznych jest wyraźnym sygnałem, że miniony rok w polskim teatrze nie był szczególnie udany dla dramaturgii współczesnej. Na R@Porcie oglądaliśmy głównie zgrabne inscenizacyjnie i reżysersko eksperymenty formalne. Zabrakło na XI R@Porcie olśnień i spektakli wybitnych, bo takich w minionym roku zwyczajnie nie było. Zaskakujący i nieoczekiwany sukces Teatru Muzycznego w Gdyni nie dziwi, gdy przyjrzymy się bliżej R@Portowej konkurencji. "Kumernis..." wyróżnia się na tle pozostałych spektakli rozmachem inscenizacyjnym (pod tym względem dorównać może mu jedynie "Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian" z Lublina), dojrzałością i precyzją wizji autorskiej czy reżyserskiej (porównywalną jedynie do "Zapolskiej. Superstar" z Wałbrzycha) i sprawnością gry aktorskiej (tu znów wskazać by można "Zapolską. Superstar" i półamatorski spektakl "Ony").

Bardzo dobrze, że na R@Port trafiają nowe formy, coraz częściej wykonywane przez artystów teatrów instytucjonalnych, jak wieczory stand-upu "Wielcy inni" przygotowane przez aktorów z Wałbrzycha. Dużo mniej sprawdził się pomysł, by propozycje konkursowe spiąć klamrą nurtu śląskiego, zwłaszcza, że ani "Morfina," ani "Skazany na bluesa" (które pokazano w Gdyni na R@Porcie) z typowymi śląskimi spektaklami nie mają zbyt wiele wspólnego. Warto też pamiętać, że raportowanie polskiej dramaturgii współczesnej ma sens tylko wtedy, gdy odbywa się co roku, więc roczny cykl odsłon R@Portu zdecydowanie powinien zostać utrzymany.

--

Na zdjęciu: "Kumernis...", Teatr Muzyczny, Gdynia

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji