Artykuły

Marzeniami i pracą - dzieci się bogacą

Młody, biedny, ale ambit­ny i zdolny chłopiec bar­dzo chciał wystawić musi­cal. Zobaczyła go w kącie, gdy tak siedział i myślał (ambitni chłopcy nigdy nie płaczą!) dobra wróżka o prostym nazwisku - Ku­biak i za dotknięciem lasera spełniła marzenia Ja­nuszka. I tak to, widzicie, staruszkowie - marzeniami i pracą dzieci się bogacą. "Metro" jest pierwszym w Polsce spełnieniem ma­rzenia o oryginalnym, zro­bionym z należytym roz­machem musicalu. Agata i Maryna Miklaszewskie na­pisały libretto o młodych ludziach, którzy chcą "być sobą" w tej "Wieży Babel". Szansą dla nich jest udział w eliminacjach do wielkie­go widowiska. Bohaterowie musicalu szybko orientują się, że życie dzieli cię na to uładzone, niesprawiedliwe na powierzchni i praw­dziwe, spontaniczne, "ich", w kanałach metra. Już wie­dzą, że światem rządzą pie­niądze (bardzo dobra sek­wencja tylko tytułem na­wiązująca do "Kabaretu"), a miłość bywa nie spełnio­na.

Fabuła jak widać prosta, niemal banalna, a jednak...

Widowisko organizuje przede wszystkim ruch sce­niczny Janusza Józefowicza - ostry, wieloplanowy. Wzmacniają go efekty lase­rowe i funkcjonalna sceno­grafia Janusza Sosnowskie­go. Ale ruch Józefowicza wyprowadzony jest z muzyki Janusza Stokłosy - kompozytora, który świetnie czuje amerykański jazz-rock, potrafi zrobić pastisz disco, opery czy (niezasłużenie popularnej) muzyki rap.

Józefowicz i Stokłosa wy­konali olbrzymią prace, kom­pletując zespół (skaperowali nawet czarnego Marca Thomasa, managera reno­mowanego "Up with People"). Już dziś można powie­dzieć, że mają w swojej kompanii kilka perełek jak Edyta Górniak, czy filigra­nowa główna bohaterka Katarzyna Groniec, Wojciech Dmochowski, Robert Jan­kowski. Wszyscy oni zresz­tą mieli już za sobą pewne doświadczenia estradowe, ale dwaj panowie J. zrobi­li z nich team, któremu Jó­zefowicz stawia twarde wa­runki: jeśli znajdą lepszych, to będą grać za was. W in­nych teatrach w Polsce rzecz nie do pomyślenia, a "Metru" gwarantuje to ciąg­ły rozwój, doskonalenie, co zresztą naprawdę ma miej­sce.

Jakiekolwiek mielibyśmy zastrzeżenia warsztatowe czy artystyczne (stetryczała krytyka nazywa np. świe­żość - amatorszczyzną, dy­namikę - chaosem, a wido­wiskowość - efekciarstwem) - coś ważnego się stało: powstał teatr poza teatrem. To już sukces. I tylko pro­szę mi nie wmawiać, że je­stem za "Metrem" przeciw­ko "Nie-Boskiej komedii". Wręcz przeciwnie i vice versa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji