Artykuły

Fruwanie

Duch czasów, w których żyjemy, objawia się w różnych miejscach. W drukowanym programie widnieje, jako pierwsze, nazwisko producenta: Wiktor Kubiak przedstawia. Na czoło wysuwa się też jego portrecik z krótką charakterystyką osoby. Dopiero pod nim i obok zostali wymienieni twórcy musicalu "Metro".

Businessman (firma Batax), który uwierzył w interesy z Polską, zobaczył kiedyś w telewizji, co potrafi nasz młody choreograf Janusz Józefowicz, współtwórca głośnego "Złego zachowania". Przyjrzał się także innym przedstawieniom przez niego współtwo­rzonym, i sypnął groszem. Dał szansę samodzielności swojemu faworytowi. Przełknął nawet obsunięcie się terminu premiery zapowiedzianej jeszcze w poprzednim roku kalendarzowym. I poniósł dodatkowe koszty wynajmu Teatru Dramatycznego na próby i przedstawienia. Przejął na siebie utrzymanie i wszystkie wydatki edukacyjne - przez pół roku - dużego zespołu.

Józefowicz skrzyknął wykonawców z różnych stron kraju, a nawet zagranicy. Nie zaglądał im w dokumenty, kto jaką szkołę kończył. Wybierał kogo chciał, wedle włas­nego instynktu teatralnego. A chciał młodych, pełnych zapału, żeby sam mógł ich ukształtować. Wszystko jedno, czy nie mieli jeszcze matury, czy też mogli okazać jakiś dyplom. Spotkali się więc: mistrz Polski w stylu disco, baletnice, akrobaci, sportowcy, piosenkarze. Niektórzy już z jakimiś zwycięskimi tytułami i inni, którzy mieli okazję sprawdzić swoje umiejętności tylko w ruchu amatorskim.

W "Metro" pokazali sprawność fizyczną, ruchową. W niektórych scenach wprost fruwają w powietrzu, robią salta, przemyślne wywrotki. Każdy może się popisać swoją specjalnością, a jednocześnie ma swoją rolę w pełnych rozmachu scenach zbiorowych. Muzykę skomponował profesjonalista Janusz Stokłosa, mający już na swoim koncie sto partytur i niemałe doświadczenia teatralne. Świetne są dynamiczne partie musicalu i liryczne piosenki, którym można wróżyć szybki żywot autonomiczny.

Józefowicz ma dobry słuch, o czym świadczy zaangażowanie 18-letniej Edyty Gór­niak, warszawskiej licealistki. Piękny głos, wrażliwa interpretacja! Jest jeszcze kilka odkryć piosenkarskich.

Wytrawny choreograf gorzej poradził sobie z reżyserią, czysto aktorskimi zadaniami. W tych momentach, gdy tekst jest mówiony i sytuacje są psychologiczne, odkrywa się nieporadność nowicjuszy. Ale, co tu dużo mówić, utwór sióstr Agaty i Maryny Mikla­szewskich jest ubożuchny w treści, postrzępiony dramaturgicznie i topi się w banale. Nawet tak wytrawny aktor, jak Bogusław Linda, który przystał do zespołu, by wesprzeć nowe twarze, nie dał rady naiwnym zdaniom.

Sam pomysł scenariusza jest wdzięczny, bo dotyczy bezpośrednio wykonawców. Mówi o młodzieńczych marzeniach, którym często patronuje zjawa kariery artystycznej. Bohaterowie odrzuceni z modnych na Zachodzie przesłuchań, podczas których wybie­ra się z tłumu najidealniejszą obsadę, próbują szlifować swoją formę na stacjach metra i, oczywiście, odnoszą sukces. Ale refleksje na ten temat są płyciutkie. Naiwności nie można przekazywać na scenie naiwnie. Wierzę, że Józefowicz ma dosyć samokryty­cyzmu i zapału, by jeszcze po premierze wszystko doszlifować, ograniczyć stronę gadaną na rzecz ruchu, tańca, śpiewu.

Za to oprawa widowiska jest imponująca. Takiej tęczowej orgii laserów ogarniającej scenę i puszczanej na widownię, jak stolica stolicą dotychczas nie widziano. (Sam laser zastosowano już kiedyś w przedstawieniu w Teatrze Powszechnym, w znacznie skromniejszym wymiarze). Ba! Została skaptowana dla "Metra" największa w świecie firma Laser Media z Los Angeles. Podbija ona swoimi efektami sławę takich gwiazd jak Michael Jackson, czy zespół Pink Floyd.

Scenograf Janusz Sosnowski (ten od "Kingsajza") pokazał, że ma wyobraźnię prze­strzenną. Stworzył ekspresyjną wizję metra. Ruchoma konstrukcja: podesty, platformy, schody są świetnie przystosowane do malarstwa laserów. Przedstawiają zarówno szy­ny, jak i sny. Akcja toczy się w powszednim miejscu spotkań tysięcy ludzi. A dla nas metro, które funkcjonuje w wielu krajach od dawna, jest nadal przyszłością. Za to można oglądać je w teatrze.

Po finale zespół został zarzucony kwiatami i skandował: "Wiktor, Wiktor". Powodzenia! W kraju i za granicą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji