Artykuły

Szansa na Broadway

Cztery dziewczyny spacerują nerwowo przed drzwiami. "Chodźcie, przecież po to przyszłyśmy". "Daj spokój, tak się wygłupiać". Dialog trwał. Ja wchodzę... W chorzowskim Teatrze Rozrywki od rana w środę tłok. W kawiarni na drugim piętrze tłum. Kilkaset osób. Przewaga dziewczyn. Od lat nastu do trzydziestu paru.

"Jest Józefowicz?" - Pytam trzech ekscentrycznie ubranych chłopaków. "Gdzie tam, przyje­chała żona pana Stokłosy". Piętro niżej siedzi kilku osobowa grupa egzaminatorów. Prasy nie wpusz­czała. Podobno byłoby ciasno.

Jest ekipa telewizyjna. Zagra­niczna. Ponoć dwóch chłopaków z gitarami właśnie wykonuje dla nich song o cudnej Ewelinie. Wrażenie, że śpiewają w j. angiels­kim jest złudne. To tylko nie najlepsza dykcja. Obok siedzi para mocno zakochanych. Trzymają się za ręce. On w czarnym filcowym kapeluszu, ona z burzą blond włosów. Chcą dostać główne ro­le razem. Akurat para.

Gosia przyjechała pilnowana przez trzy koleżanki. Chcą żeby nie uciekła. Uważają, że ma głos. Urwały się z lekcji w liceum. Gosia widziała "Metro" w War­szawie. Rola Anki jej odpowiada. Chciałaby jak poprzednia odtwór­czyni przeżyć przygodę, wykorzystać szansę i wyjechać na Broa­dway.

Marcin z Krakowa jest trochę zaskoczony. Myślał, że będzie mu­siał zagrać jakąś rolę. Jest przy­gotowany. Repertuar szeroki. Grał w klubach i w szkole. Chce zdawać do szkoły teatralnej. Okazało się, że musi śpiewać. Trudno. Niech będzie. Tomek z Biel­ska należał do zespołu szkolnego. Może śpiewać i tańczyć. Jacek przyjechał z Mysłowic, bo lubi artystów. Jeszcze bardziej lubi śpiewać. Żaden z chłopców nie widział przedstawienia "Metra".

Kasia z Gliwic oglądała musichall aż trzy razy. Niedawno brała udział w eliminacjach do chór­ków. Przeszła. Właściwie już w "Metrze" może wystąpić. No, ale skoro jest szansa na główną rolę, to przyjechała do Chorzowa. Ka­sia mówi, że jest podobna do poprzedniej odtwórczyni, sądzi że to też się liczy. Oprócz talentu i osobowości. Ma za sobą średnią szkołę muzyczną. Jeśli nie uda jej się pracować w Warszawie, to będzie się starać o stypendium w Stanach. Chce studiować wokalistykę.

"Pani z telewizji" - zaczepia mnie farbowana brunetka z ostrym makijażem. "Trudno, niech będzie gazeta - jest wyraźnie rozczarowana. - Mogę udzielić wywiadu". Ma na imię Kamilla. Przez dwa "1". Mówi, że przyje­chała spod Wrocławia. Pracuje na poczcie, ale ciągle śpiewa. Nawet interesantom przed okienkiem.

To właśnie ludzie - słuchacze twierdzą, że ma ogromny talent. Jeśli Kamilla dostanie rolę, a po­tem wyjedzie do Ameryki, nie za pomni o swoich wielbicielach. Bę­dzie im przysyłać pozdrowienia.

Z zakamarka korytarza dobiega śpiew. Kasia z Pszczyny ćwiczy z koleżanką. Właśnie zmieniła so­bie piosenkę. Zdecydowała się na "Pocztówkę z Beskidów". Nie wiadomo jak to wypadnie bo za późno przeczytała ogłoszenie o eliminacjach. Najlepiej jej się śpiewa, kiedy jest sama w domu. W ogóle chodzi do szkoły podstawo­wej, ale już do 8 klasy. Rodzice wiedzą, że tu przyjechała. Tata wcale nie wierzy, że Kasia dosta­nie rolę. Ona natomiast wie, że od takich przypadkowych szans zaczyna się kariera. Ma przy sobie książkę o zespole "Dead Can Dance". Oni też tak stawiali pierwsze kroki.

Pod salą przesłuchań ścisk nie­opisany. Wszyscy chcą wiedzieć jak tam jest. Rafał rzuca półsłówka i od razu idzie do swoich. Czeka tata, siostra i dwie koleżanki. Przyjechali z Zagórza. Rafał cho­dzi do podstawówki. Egzaminem jest zawiedziony. Dużo ćwiczył, a tu pozwolono mu zaśpiewać tylko początek piosenki zespołu "Top One". Dziewczyna, która z nim wyszła mówi, że "jury się śmia­ło". Nie wie dlaczego. Jak się ktoś podoba, to pozwalają zaśpiewać prawie całą piosenkę i biorą nu­mer telefonu, jak nie, to od razu przerywają. Jej przerwali - niestety.

Jedną z nielicznych spokojnych osób przed drzwiami jest pani Anna. Przyjechała z Krakowa. Ma 30 lat. W ogóle skończyła polonistykę i wydział wokalny w średniej szkole muzycznej. Śpie­wała 6 lat w chórze, potem przy­gotowała własny program z ko­lędami i XIX-wiecznymi pieśnia­mi. Niedawno była na tournee we Francji. Zamiłowanie do mu­zyki wyniosła z domu. Jej krew­ne tworzyły znany kiedyś zespół "DO-RE-MI". Teraz mąż trzyma w domu kciuki.

Każda z paru setek osób ma­rzy o udziale w "Metrze". Pierw­szy polski music-hall zdobył pols­ką publiczność i rusza na podbój za ocean. Na pewno dwójka spo­śród kandydatów będzie mieć swoją szansę. Reszcie pozostanie na­dzieja, że może jeszcze ktoś, kie­dyś pójdzie śladem Janusza Józe­fowicza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji