Metro - energia młodości
MUSICAL "Metro" przyjechał do Gdańska już po wielkich krajowych sukcesach i dramatycznych, amerykańskich wpadkach. Janusz Józefowicz - choreograf, reżyser "Metra" jest na pewno człowiekiem utalentowanym. Ma też - jak na nasze warunki - dostateczną siłę przebicia, ale chyba nie miał instynktu samozachowawczego wywożąc "Metro" na Broadway. Jazda z samowarem do Tuły jest zawsze ryzykowna. Spektakle "Metra" w hali "Olivia" jeszcze raz potwierdziły, że jest to niezły musical dla naszej młodzieży, tej świeżej, jeszcze nie obytej i nie skażonej teatrem. Widzowie reagują wspaniale, a na przedstawienie autokary dowiozły publiczność, z kilku sąsiednich województw. I to jest na pewno sukces także menadżerski, zapełnić szczelnie na trzech przedstawieniach dużą, bo ponad trzy i półtysięczną widownię.
"Metro" oklaskiwano spontanicznie i na stojąco. Słusznie, bowiem perfekcja wykonawcza, szczególnie w drugiej części widowiska może oszołomić, a pomysły choreograficzne w pierwszej części (sceny z zegarem) także były nie najgorsze. Doskonałe były efekty świetlne. Firma Laser Media stworzyła specjalne
efekty zgodnie z oczekiwaniami realizatorów widowiska. To naprawdę szczególny rodzaj sztuki, technika wsparła pomysłowość artystów - twórców i wykonawców. Natomiast fabularnie i literacko "Metro" jest po prostu wtórne. Obie panie Miklaszewskie (Agata i Maryna) stworzyły dość łzawe i sentymentalne teksty piosenek, w których ilość poetyckiej banalności równa się tzw. świeżości i literackiej. Dość koszmarne i niestety tandetne są dialogi posuwające tzw. akcję w tym spektaklu. Oczywiście musical nie musi rządzić się prawami szekspirowskiego dramatu, ale dobrze by było, aby nie propagowano we współczesnym musicalu natrętnej grafomanii. Mamy jej i tak dość dużo dookoła.
Muzyka Janusza Stokłosy wyraźnie podoba się młodzieżowej widowni. Rytm porywa. Widzowie chcą podśpiewywać niektóre "szlagworty" np. "Zbudujemy wieżę", albo "Pieniądze". Ale wydaje się, że znakomity w teatrach dramatycznych Stokłosa, tak na prawdę, muzykę do dobrego musicalu ma jeszcze przed sobą.
Aktorsko, a ściślej wykonawczo, spektakl "Metra" jest fascynujący. Rzeczywiście, udało się Józefowiczowi wykrzesać z tych młodych ludzi, często amatorów, niezwykłą sceniczną energię. Są bardzo sprawni, potrafią sprostać choreograficznym wymaganiom, potrafią śpiewać, natomiast nie potrafią być aktorami. Są naturszczykami, szczególnie odtwórczyni głównej roli - Anki - Edyta Górniak. Jest miła, naiwna i bez osobowości. Nieco lepiej broni się na scenie Jan - Robert Janowski, ale też grzęźnie w mieliznach. Kilka epizodycznych ról nie ratuje "Metra" aktorsko, ale czy w tym widowisku o to chodzi?! Wydaje się, że najważniejsza jest sprawność, ruchliwość, światło i dźwięk. To się podobało. A więc - o co chodzi, wszystko jest w porządku.